Takich jak on było tylko dwóch

Getty Images / STR / Na zdjęciu: Lennox Lewis
Getty Images / STR / Na zdjęciu: Lennox Lewis

W 2003 roku Lennox Lewis zakończył sportową karierę jako panujący mistrz świata wagi ciężkiej. Przed nim takim osiągnięciem mogło pochwalić się jedynie dwóch bokserów: Gene Tunney i Rocky Marciano.

"The Lion", jak go nazywano, na zawodowym ringu stoczył 44 walki, z czego 41 wygrał, 2 przegrał i 1 zremisował.

Wielki mistrz pojedynków na pięści przyszedł na świat 2 września 1965 roku w Londynie jako syn imigrantów z Jamajki. Matka wychowywała go samotnie, a gdy Lennox miał dziesięć lat, wyleciała za chlebem do Kanady, gdzie znalazła pracę w fabryce styropianu. Kobieta zabrała chłopca ze sobą, ale niedługo później ze względu na trudną sytuację finansową odesłała go do krewnych w Wielkiej Brytanii, by po dwóch ciężkich latach móc go mieć znów przy sobie w Kitchener w prowincji Ontario. W kanadyjskiej szkole Lennox zdradzał talent do gry w futbol, piłkę nożną oraz koszykówkę. W tej ostatniej ze szkolną drużyną wywalczył w 1983 roku mistrzostwo prowincji. Jego ulubioną dyscypliną był jednak boks, a idolem Muhammad Ali. Właśnie dlatego wybrał ring zamiast parkietu czy zielonej murawy, chociaż od ręki proponowano mu uniwersyteckie stypendium.

- Od zawsze marzyłem, żeby pójść w jego ślady - mówi Lewis w wywiadzie dla Der Spiegel. - Byliśmy podobni, ponieważ obaj potrafiliśmy podnosić się po porażkach. On w pewnym momencie został spisany na straty, ale powrócił silniejszy, pokazał że jest prawdziwym mistrzem i odzyskał swoje tytuły.

Na amatorskim ringu
Pierwszy poważny bokserski sukces Lewisa wśród amatorów to mistrzostwo świata juniorów A.D. 1983, wywalczone w Santo Domingo na Dominikanie. Rok później młodziutki "The Lion" reprezentował Kanadę podczas igrzysk olimpijskich w Los Angeles, gdzie dotarł do ćwierćfinału wagi superciężkiej. Tam musiał uznać wyższość późniejszego złotego medalisty - Tyrella Biggsa.

- Cierpliwość jest ważnym elementem boksu - dodaje. - Zawiodłem podczas igrzysk olimpijskich w 1984 roku w Los Angeles, więc wiele osób przekonywało mnie, żebym jak najszybciej przeszedł na zawodowstwo i zaczął zarabiać dobre pieniądze. Gadali, że zmagania w Seulu zostaną zbojkotowane, i że jako amator marnuję czas. Ja jednak wciąż miałem coś do udowodnienia. W 1988 roku wywalczyłem złoto olimpijskie i dopiero wtedy byłem gotów na profesjonalne walki.

Przejście na zawodowstwo

Przygodę z amatorskim boksem Lennox zakończył z bilansem 75 zwycięstw (58 przez nokaut) i 7 porażek. Gdy był już gotów na zawodowstwo, wrócił do Wielkiej Brytanii i zdecydował, że będzie walczył pod flagą tego kraju. Zadebiutował 27 maja 1989 roku w Londynie, pokonując przez nokaut w drugiej rundzie Ala Malcolma. Dwa i pół roku później Lewis miał już na koncie udany rewanż z Tyrellem Biggsem, a w październiku 1992 roku dość niespodziewanie pokonał faworyzowanego Donovana Ruddocka w starciu będącym eliminatorem do pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej federacji WBC. Panujący czempion, Riddick Bowe, odmówił jednak zmierzenia się z reprezentantem Zjednoczonego Królestwa, w efekcie czego nie doszło do rewanżu za finał igrzysk w Seulu. Tym samym 14 stycznia 1993 roku "The Lion" otrzymał pas bez potrzeby wyjścia do ringu.

- Bowe nie chciał tej walki i jego menedżer również nie chciał tej walki. Postawili tak wiele absurdalnych żądań, że nasze starcie naprawdę stało się niemożliwe. Żądali kolejnych milionów, a prawda jest taka, że nie mieli zamiaru kiedykolwiek doprowadzić do tej walki – grzmi Lewis w rozmowie z The Independent.

Pierwsza porażka

Pasa WBC Lennox skutecznie bronił trzykrotnie, pokonując kolejno Tony’ego Tuckera, Franka Bruno i Phila Jacksona. We wrześniu 1994 roku padł jednak na deski po ciosach Olivera McCalla i minęły prawie trzy lata, zanim w rewanżu odzyskał utracony pas.[

- Na początku w ogóle nie myślałem o tym, żeby zapisać się w historii boksu, ale z biegiem czasu i kolejnymi zwycięstwami pojawiło się pragnienie zostawienia czegoś po sobie – zwierza się na łamach Der Spiegel. – Stało się to dla mnie szalenie ważne. Chciałem, żeby z jakiegoś powodu ludzie zawsze o mnie pamiętali. Oczywiście wielu bokserów ma takie pragnienie, lecz jego realizacja to wyższa szkoła jazdy. Larry Holmes był kreowany na następcę Muhammada Alego, ale z jakiegoś powodu nie wywoływał on tylu emocji wśród publiki.

Lewis vs. Holyfield i druga porażka[

Do marca 1999 roku Lennox wygrał wszystkie swoje pojedynki, chociaż z Rayem Mercerem uczynił to po decyzji większości sędziów. "The Lion" odsyłał z kwitkiem takich pięściarzy, jak Henry Akinwande, Andrzej Gołota, Shannon Briggs czy Željko Mavrović, by wreszcie stanąć do dwóch starć z Evanderem Holyfieldem. W pierwszym, którego stawką były pasy federacji IBF, WBA i WBC padł remis, a osiem miesięcy później w puli znalazło się jeszcze trofeum IBO i wtedy Lewis pokonał Amerykanina na punkty. W kolejnych walkach zagrozić Lennoxowi próbowali Michael Grant, Frans Botha i David Tua, ale ich wysiłki okazały się bezowocne. Niemal niemożliwego dokonał jednak 22 kwietnia 2001 roku Hasim Rahman. Podczas gali w RPA reprezentant Wielkiej Brytanii zlekceważył Amerykanina, który w piątej rundzie zadał cios życia, posyłając faworyta na deski.

- Przegrałem, co sprawiło, że siedziało we mnie wielkie pragnienie znokautowania go w rewanżu - opowiada Lennox w rozmowie z Guardianem. - Boks nauczył mnie tego, że właściwie przepracowana porażka czyni cię silniejszym. Nie da się nie zmoknąć podczas ulewy, tak samo jak nie da się walczyć bez przyjmowania ciosów. Od początku mojej przygody z pięściarstwem wiedziałem, że zwycięzca może być tylko jeden, i że w każdym pojedynku istnieje możliwość porażki. Zwycięstwa i przegrane to część tego sportu i po prostu trzeba to zaakceptować. W zawodowej karierze dwukrotnie schodziłem z ringu pokonany, ale za każdym razem brałem udany rewanż i jestem z tego dumny.

Lennox Lewis kontra Mike Tyson.

Do rewanżowego starcia z Rahmanem doszło już jesienią tego samego roku w Las Vegas. "The Rock" przyjął w czwartej rundzie dwa silne sierpowe, a "The Lion" odzyskał w ten sposób utracone pasy IBF, IBO oraz WBC. Żeby jednak udowodnić swoją wielkość, Lennox musiał wreszcie zmierzyć się z Mikiem Tysonem, uważanym przez wielu za najlepszego pięściarza wagi ciężkiej z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wokół pojedynku zrobiono mnóstwo szumu, bokserzy zgarnęli olbrzymie gaże, lecz "Żelazny Mike" brylował tylko przed starciem, obrażając i zaczepiając Lennoxa. W ringu dominował Lewis, który w ósmej rundzie wyprowadził serię celnych ciosów, posyłając tym samym Tysona na deski. 8 czerwca 2002 roku w Memphis stało się w stu procentach jasne, że waga ciężka ma nowego króla.

- Zwyczajnie musiałem zmierzyć się z Tysonem - dodaje. - Gdybym tego nie zrobił, wiele osób wypominałoby mi, że byłem dobry, ale nigdy nie pokonałem Mike’a. Kiedy zobaczyłem Tysona przeciwko Danny’emu Williamsowi i Kevinowi McBride’owi, patrzyłem na wojownika, który nie chciał już walczyć. On swoje dwa ostatnie pojedynki stoczył dlatego, że myślał, iż musi to zrobić, a nie dlatego, że chciał. W takich sytuacjach nie powinno się wychodzić na ring. Wcześniej wydawało mi się, że chciał się ze mną zmierzyć. Ba, cały świat pragnął tego pojedynku, a przygotowania do niego zajęły nam mnóstwo czasu. Dziś jednak uważam, że Tyson wówczas nie miał ochoty pojawiać się w ringu.

Lennox Lewis vs. Witalij Kliczko

21 czerwca 2003 roku w hali Staples Center w Los Angeles Lennox Lewis zmierzył się z Witalijem Kliczką, który w przeszłości przywdziewał mistrzowski pas federacji WBO, lecz stracił go w walce z Chrisem Byrdem. Stawką pojedynku były trofea IBO i WBC, a Ukraińca uważano za silnego pretendenta. Ba, "Doktor Żelazna Pięść" okazał się na tyle wymagającym rywalem, że toczył z Lewisem efektowną bitwę, w której prowadził na punkty. Niestety w trzeciej rundzie po ciosie Lennoxa nad jego okiem pojawiło się rozcięcie, które z minuty na minutę wyglądało coraz gorzej. Z tego powodu w szóstej odsłonie starcia sędzia zdecydował o przerwaniu walki, orzekając techniczny nokaut na korzyść Brytyjczyka. Do dziś wielu obserwatorów uważa, że gdyby pojedynek dokończono, to "The Lion" zszedłby z ringu jako przegrany.

- To kompletna bzdura - Lewis oburza się w wywiadzie przeprowadzonym przez Alexandra Osanga i Gerharda Pfeila. - Kliczko dał dobrą walkę, polała się krew, ale wielu ludzi nie rozumie, że gdybyśmy ją dokończyli, to dla Witalija źle by się to skończyło. Okrutnie go wymęczyłem przez te sześć rund, a pozwolenie na kontynuację tej bitwy byłoby jak zmuszanie niedoświadczonego pływaka do wyprawy w otwarte morze.

Koniec kariery

Po starciu Lennoxa Lewisa ze starszym z braci Kliczko pozostał niedosyt i wydawało się tylko kwestią czasu, kiedy zostanie zorganizowany rewanż, który raz na zawsze rozwieje wątpliwości na temat tego, kto bardziej zasłużył na wygraną w największym mieście Kalifornii. Minęło jednak zaledwie kilka tygodni. a "The Lion" zadziwił cały bokserski świat, ogłaszając zakończenie sportowej kariery. Z jednej strony pożegnał się z ringiem jako panujący mistrz świata, lecz z drugiej zabrakło w tym wszystkim kropki nad "i". W końcu sam po przegranych zawsze dążył do rewanżu, a Witalij nie otrzymał od niego takiej szansy, chociaż niewątpliwie na nią zasługiwał.

- Boks dał mi w przeszłości wiele radości, ale nie tęsknię za ringiem - mówi w rozmowie z Thomasem Hauserem. - To ciężki kawałek chleba. Trzeba wykorzystywać wszystkie słabości przeciwników, a przetrwają tylko najsilniejsi. Jeden zły ruch może zakończyć zabawę na wieki wieków. Wydaje mi się, że zrezygnowałem we właściwym momencie. Pewne rzeczy można robić tylko do pewnego wieku. Później następuje kolejny etap życia. Nadal jestem tym samym człowiekiem, ale moje cele się zmieniły. Zamiast być najlepszym bokserem na świecie, chcę być teraz najlepszym mężem i ojcem.

Pokerzysta, szachista, kibic i aktor

W 2009 roku "The Lion" został włączony do Międzynarodowej Galerii Sław Boksu. Na sportowej emeryturze nie może narzekać na nudę. Legendarny pięściarz lubi pograć w szachy i pokera oraz obejrzeć mecz piłki nożnej z udziałem swojego ulubionego klubu, czyli West Ham United. Lewis chętnie zabiera również głos na temat aktualnych wydarzeń w świecie boksu, a poza tym zdarzało mu się też próbować aktorstwa w filmach takich jak "Ocean’s Eleven" czy "Johnny skazaniec".

- Aktorstwo jest trochę jak boks, ponieważ obie te profesje wymagają treningu i dyscypliny - dodaje. - Tutaj również trzeba chcieć się uczyć, a nauczyciele aktorstwa mają w sobie coś z trenerów boksu. Zawsze chcą, żebyś robił wszystko jak najlepiej i próbują wyciągnąć z ciebie cały potencjał. Przygotowanie do roli jest też trochę jak przygotowanie do walki. W końcu końcu rywale i postaci do zagrania się zmieniają. Różnica polega na tym, że na planie nikt nie próbuje cię znokautować.

Na emeryturze

W świece wielkiego boksu Brytyjczyka od zawsze denerwuje to, że najlepsi pięściarze często unikają pojedynków pomiędzy sobą i sztucznie nabijają przy tym rekordy. Lennox zna rozwiązanie tego problemu, ale jest świadom, iż w obecnych czasach nie ma ono racji bytu.

- Kilka pasów mistrza świata to zwyczajny absurd - twierdzi w wywiadzie dla spiegel.de. - Jedna organizacja tak jak w futbolu, koszykówce czy baseballu sprawiłaby, że ten sport stałby się bardziej poważany. Promotorzy i media nie są jednak zainteresowani takim rozwiązaniem. To oni kontrolują przepływ gotówki, ustawiają walki i kreują mistrzów.[h2]Po zakończeniu sportowej kariery Lennox Lewis wraz ze swoją żoną, byłą wicemiss Jamajki Violet Chang, wyprowadził się do Miami. Para ma czwórkę dzieci: dwóch synów i dwie córki. "The Lion" od wielu lat rozważa otwarcie międzynarodowej akademii boksu oraz wytwórni płytowej, ale do tej pory żadnego z tych planów nie wcielił w życie.

Ziemowit Ochapski
Zobacz także:

Ten projekt może uratować zdrowie zawodników
"Ma dar". Włosi zachwyceni młodym Polakiem[/h2]

Komentarze (1)
avatar
Józef Bieganowski
3.09.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Życzę mu wszystkiego najlepszego