Gale freak fightowe w Polsce w ostatnich latach cieszą się ogromną popularnością. Osoby biorące udział w pojedynkach podczas Fame MMA mogą zarobić fortunę. Organizacja stawia nie tylko na celebrytów, ale także i sportowców. Udział w wydarzeniach brał m.in. Tomasz Adamek.
Podczas sierpniowej gali Fame MMA na PGE Narodowym rywalizować miał także Krzysztof Włodarczyk. Miał tam walczyć z Jarosławem Jarząbkowskim, ale ostatecznie pojedynek nie doszedł do skutku.
Walka "Diablo" została odwołana z powodu zachowania Włodarczyka, który nie chciał przejechać na konferencję prasową, która odbyła się na kilka dni przed galą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Włodarczyk ujawnił, że przygotowania do walki kosztowały go sporo.
- Mi nie zapłacili. Wręcz przeciwnie, poniosłem koszty i to niemałe... Kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jedzenie, odżywki, wiele innych rzeczy. To powinno być mi zwrócone, ale było minęło. Nie wiem, co czas przyniesie... - powiedział pięściarz w rozmowie z Sport Mach.
"Diablo" mimo iż miał walczyć na gali FAME MMA, ma negatywny stosunek do freak fightów. - Brak szacunku człowieka do człowieka i ubliżanie sobie nawzajem. To mi nie pasuje, to nie mój świat. W boksie jesteśmy pełni szacunku do siebie nawzajem, pomimo zaciętej walki w ringu człowiek ma respekt do przeciwnika. Więc tego rodzaju rozrywki nie uważam za sport. Ale wszystko mija, dlatego i to pewnie za jakiś czas minie. Moda się skończy i przyjedzie coś nowego. Boks od wieków utrzymuje swoją prestiżową pozycję w świecie sportu - dodał.