Michał Wlazło dla SportoweFakty.pl: Przygoda życia, za którą nie zapłacimy kartą kredytową

Michał Wlazło, ekspert działu MMA SportoweFakty.pl, wziął udział w rozgrywkach Calcio storico fiorentino, gdzie wystąpił w drużynie z San Giovanni. Zawodnik twierdzi, że była to przygoda jego życia.

Waldemar Ossowski
Waldemar Ossowski
Rozgrywki te są zbliżone do fight footballu, czyli dyscypliny łączącej rugby, sporty walki i piłkę nożną. W grze wzięły udział cztery zespoły: Biachi (biali), Azzurri (błękitni), Rossi (czerwoni) i Verdi (zieloni). - Wyjazd okazał się przygodą życia. Przyjechałem wraz z przyjacielem Andrzejem Kulikiem na zaproszenie drużyny Verdi. Zadbali o nas naprawdę bardzo przyzwoicie. Mieszkaliśmy w Prato, mieście oddalonym od Florencji o około 15 km. Mieliśmy do dyspozycji duży apartament - relacjonuje Wlazło.
  Pobyt we Włoszech był kilkudniowy, a Polacy, podobnie jak pozostali zawodnicy, musieli pozytywnie przejść testy medyczne. - W czwartek byliśmy w klinice sportowej, gdzie przeszliśmy badania dopuszczające nas do gry, wieczorem odbył się jeden trening taktyczny z kilkoma elementami biegowymi i gry piłką. Piątek minął na zwiedzaniu Florencji i spędzaniu czasu z drużyną. W sobotę startował pierwszy półfinał. Grali niebiescy z białymi. Mieliśmy świetne miejsca na arenie, żeby zobaczyć, o co w tym chodzi "na żywo". Obraz w internecie w ogóle nie oddaje powagi sytuacji. Pierwszy raz w głowie miałem myśl - "co ja tu robię?". W niedzielę od rana siedzieliśmy w campie naszej drużyny. Około 16.00 odbywał się wielki marsz drużyn i ludzi przebranych w stroje z epoki - mówi nasz ekspert.
Michał Wlazło i Andrzej Kulik po meczu swojej drużyny Michał Wlazło i Andrzej Kulik po meczu swojej drużyny
Każde ze spotkań trwało 50 minut, a regulamin nie przewidywał zmian zawodników. Finał turnieju odbył się na placu Santa Croce we Florencji, gdzie zgromadziło się ok. 10 tysięcy kibiców. Michał Wlazło twierdzi: - Samo wejście na arenę było czymś nie do opisania. Wrzawa kibiców plus świadomość, że zaraz rozpocznie się wojna, podbijały adrenalinę strasznie wysoko. Co do samego meczu. Najważniejszą sprawą jest, aby trzymać linię i nie dać się nikomu przedostać. Samemu też nie można się wyrywać do przodu, gdyż zaraz dwóch lub trzech przeciwników może cię "skasować". Przypominam, że w tych rozgrywkach nie używa się rękawic. Nie przeżywałem niczego bardziej ekstremalnego w życiu. Niestety, nasza drużyna została zdyskwalifikowana po 35 minutach za to, że zdyskwalifikowany zawodnik pojawił się na boisku. Szkoda, bo zaczęliśmy przeważać i nie chcieli się już nami za bardzo bić.Nasz ekspert wypowiedział się również w kwestii urazów: - Mogło stać się wiele. Chłopaki mieli połamane szczęki, ręce. Myślę że kilku naszych przeciwników ma problemy z nogami po low kickach. Co do moich strat, to jest to tylko obita lewa pięść. Musiałem źle uderzyć sierpa i chyba torebka stawowa w kostce pękła. Nie są to jednak straszne kontuzje.
Michał Wlazło podczas Calcio storico we Florencji Michał Wlazło podczas Calcio storico we Florencji
Jesteś fanem MMA? Polub nas!

Michał Wlazło odniósł się również do pytania odnośnie realizacji takowego sportu w Polsce i jego ewentualnego powodzenia. Jego zdaniem: - Taki sport nie będzie miał racji bytu w Polsce. We Florencji to jest tradycja, która jest pielęgnowana od XV wieku. Jeżeli u nas nagle by coś takiego utworzyć, to byłoby to odebrane jako zwykła ustawka, chociaż jest to bardzo emocjonujący sport i daje kibicom dużo wrażeń. Co ciekawe w naszej drużynie grał były zawodnik z włoskiej Serie A. Opowiadał nam, że emocje i stres przed wyjściem są o wiele większe w calcio storico. Reasumując, była to przygoda życia, za którą nie zapłacimy kartą kredytową (śmiech).

Michał Wlazło i Andrzej Kulik byli pierwszymi Polakami w rozgrywkach Calcio storico. Następne edycja tego wydarzenia odbędzie się za rok we Florencji.

Zobacz plan gali PROMMAC w Lublinie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×