Oto przyszła minister sportu. Danuta Dmowska-Andrzejuk i jej nowe wyzwanie

Choć Danuta Dmowska-Andrzejuk jest najwybitniejszą polską szpadzistką w historii, praca w roli ministra sportu będzie dla niej ogromnym wyzwaniem. Poprzeczka jest zawieszona wysoko. Na szczęście dotychczas jej udawało się ją pokonywać.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Danuta Dmowska-Andrzejuk Newspix / Na zdjęciu: Danuta Dmowska-Andrzejuk
Nie zawsze było z górki. W trakcie kariery nie brakowało problemów - kontuzji czy braku pieniędzy. Na dodatek jadąc na swój pierwszy trening wsiadła do złego autobusu i dojechała na sam koniec zajęć. Na drugim zjawiła się już jednak punktualnie i tak została szpadzistką.

Dziś Danuta Dmowska-Andrzejuk jest najwybitniejszą polską szpadzistką w historii, byłą mistrzynią świata, ale czeka ją kolejne wielkie wyzwanie. W czwartek 37-latka ma zostać ogłoszona nową minister sportu (czytaj więcej TUTAJ). Nie będzie miała łatwo - zastąpi Witolda Bańkę, który cieszył się ogromnym uznaniem nawet tych, którzy są w opozycji do rządzącej partii.

Czy warszawianka spełni oczekiwania? W trakcie kariery nie raz wychodziła zwycięsko z dużych opresji.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #11. Sezon życia. Anna Kiełbasińska z workiem medali

Jak sama mówi o sobie, na sport postawiła trochę przekornie. Pochodzi z muzycznej rodziny - jej mama jest muzykologiem, babcia uczyła gry na fortepianie. - A ja, o zgrozo, postawiłam na planszę. Poczucie rytmu jednak mam - śmiała się w rozmowie z "Życiem Warszawy".

Witold Bańka pogratulował Danucie Dmowskiej-Andrzejuk. Czytaj więcej--->>>

Wychowana na warszawskiej Chomiczówce, z szermierką zetknęła się w szkole podstawowej. Gdy była w czwartej klasie, na pokazową lekcję przyszedł były złoty medalista olimpijski Lech Koziejowski. Szukał chętnych do treningów w Legii. Spodobało się jej i zapisała się na zajęcia.

Nie było jednak łatwo. Wkrótce przeniosła się na Pragę, musiała dojeżdżać przez pół miasta na lekcje i zajęcia do szkoły sportowej na ul. Zuga. - Na lekcjach i zajęciach przebywałam po 12 godzin dziennie. Biegałam 600 m, próbowałam przez płotki. Dało mi to dobre przygotowanie do szermierki - wspominała.

Na dodatek nastolatka musiała sobie radzić ze znacznie poważniejszymi problemami niż rozkład jazdy warszawskich autobusów. Rozwód rodziców był dla 11-latki wielkim przeżyciem. Nie zamieszkała z żadnym z rodziców, tylko z babcią. - Trochę popłakiwałam w kącie, ale mi przeszło. Sportem chciałam zagłuszyć w sobie to, co działo się w domu.

Długo jednak nie mogła odnieść sukcesu. W juniorskich zawodach ani razu nie udało się jej wskoczyć na podium. Przełom nastąpił po przejściu do seniorów - z koleżankami z Legii zdobyła drużynowe mistrzostwo Polski, były też czołowe lokaty na mistrzostwach świata i Europy. Wkrótce przyszła jednak poważna kontuzja dłoni, która mogła zatrzymać jej karierę.

Nie mogła utrzymać szpady, groziła jej operacja. Mimo katorżniczych treningów sytuacja się nie poprawiała. Nagle jednak ból minął sam, co szybko zaowocowało tytułem mistrzyni Polski w 2004 roku. Wielkim rozczarowaniem była jednak dla niej decyzja trenera, który nie zabrał jej na rozgrywane w tym samym roku mistrzostwa Europy.

Wszystkie niepowodzenia powetowała sobie kilka miesięcy później. W 2005 roku pojechała na mistrzostwa świata w Lipsku, choć mało kto wierzył w jej sukces. Z powodu kontuzji nie była wysoko w rankingu Pucharu Świata, większe szanse dawano jej koleżankom z kadry.

To jednak tam odniosła największy sukces w historii polskiej szpady i zdobyła indywidualny tytuł mistrzyni globu. Dzięki temu została nominowana w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca roku i zajęła bardzo wysokie, piąte miejsce.

Szybko jednak się zorientowała, że nawet wielkie sukcesy w szermierce nie muszą oznaczać też wielkich pieniędzy. Mogła liczyć na pomoc rodziców, ale otrzymywała 400 złotych stypendium. Po MŚ w Lipsku wysłała do kilkudziesięciu firm zaproszenia do współpracy. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi.

Nie zrezygnowała ze sportu i w następnych latach nie brakowało sukcesów - drużynowo zdobyła jeszcze dwa srebrne i jeden złoty medal mistrzostw Europy i świata, pięciokrotnie wywalczyła jeszcze indywidualne mistrzostwo Polski, po raz ostatni w 2015 roku. Nie zaniedbała przy tym nauki - nie tylko ukończyła Akademię Wychowania Fizycznego, ale jest też absolwentką Wydziału Architektury Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzania na kierunku architektury wnętrz.

Jeszcze przed rokiem nie zamierzała kończyć z planszą. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przekonywała: - Ciągle jestem zawodniczką AZS-AWF Katowice i służę jako żołnierz zawodowy, dzięki czemu ciągle mam szansę uprawiania szermierki. Reprezentuję Polskę w zawodach sportowców wojskowych. W grudniu 2018 na takich mistrzostwach świata zdobyłam dwa brązowe medale - chwaliła się.

Teraz jednak musi zmienić plany. Wkrótce pojawi się na politycznej planszy, gdzie czeka ją równie ciężka przeprawa co w zawodach sportowych. Tam porównania do Witolda Bańki pojawią się szybciej niż przypuszcza.

Prywatnie 37-latka jest szczęśliwą żoną Roberta Andrzejuka, wicemistrza olimpijskiego w szermierce z 2008 roku. Para doczekała się dwójki dzieci.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×