Strażak ogrywał europejskie gwiazdy

Pod koniec lat 90. Jarosław "Atom" Tomicki uchodził za wielki talent, a wygrywał z takimi późniejszymi sławami, jak Timo Boll i Michael Maze. Dziś gra w 1. lidze i pracuje w straży pożarnej.

JF
Jarosław Tomicki (drugi od lewej i w kółeczku) Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Jarosław Tomicki (drugi od lewej i w kółeczku)
Redakcja PZTS: Jakie wrażenie robią na panu umiejętności 17-letniego Miłosza Redzimskiego, potrafiącego ogrywać Timo Bolla i Trulsa Moregarda?

Jarosław Tomicki: Uważam Miłosza za największy polski talent od czasów Andrzeja Grubby i Leszka Kucharskiego. Mam nadzieję, że w seniorach będzie czołowym zawodnikiem Europy i świata. Ma bardzo duży potencjał i świetne warunki do treningu w Grodzisku Mazowieckim. Jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem i niesamowicie "czyta" grę. Jeżeli będzie rozwijał się sportowo i mentalnie, bo "głowa" jest bardzo ważnym aspektem w naszej dyscyplinie, może osiągnąć bardzo dużo. Ma to coś wyjątkowego, niezbędne do bycia najlepszym. Życzę mu tego z całego serca i kibicuję, gdyż wiem, że to ciężka i trudna droga.

Będąc w jego wieku, grał pan na podobnym poziomie? Też mówiono o panu jako wielkim talencie.

Klasyfikowany byłem na 4-5 miejscu w juniorach, tuż za Niemcem Timo Bollem i Duńczykiem Michaelem Maze’m, z którymi nawet potrafiłem wygrywać. W kadrze seniorów grałem u boku Lucjana Błaszczyka, Tomka Krzeszewskiego, Michała Dziubańskiego, Marcina Kusińskiego, Piotra Skierskiego. Mnóstwo się od nich nauczyłem. Moimi trenerami w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Gdańsku byli Leszek Kucharski i Jarosław Kołodziejczyk, a w pierwszej reprezentacji Stefan Dryszel. Wszyscy przekazali mi cenną wiedzę i umiejętności. Miałem papiery na wielkie granie i Bóg obdarował mnie talentem, jednak uważam, że Miłosz ma dużo większe możliwości i jest większym talenciakiem.

Był pan zdecydowanie najmłodszy w seniorskiej kadrze narodowej. Wcześniejsza kariera w kadetach i juniorach siłą rzeczy była krótka.

W ME kadetów zdobyłem złoto w mikście z Miao Miao w 1995 roku w Hadze i brąz w deblu z Michałem Rogalą w 1994 w Paryżu. Jako junior uczestniczyłem, lecz tylko w roli rezerwowego, w niezapomnianych ME 1998 w Eindhoven. Mogłem podziwiać jak awansowaliśmy do finału, wygrywając 4:3 z legendarnymi Szwedami Janem-Ove Waldnerem, Joergenem Perssonem i Peterem Karssonem. Lucek ograł Waldnera w pięknym stylu, a Michał Dziubański w decydującej grze pokonał Karlssona. Ależ to była radość. Na trybunach kibicował nam Andrzej Grubba, światowa ikona tenisa stołowego. Takie momenty zostają na całe życie.

ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek odpuściła mecz reprezentacji. "Szanuję jej decyzję"

Jak doszło do zwycięstwa nad Bollem?

Wygrałem z Timo, wtedy świetnie się zapowiadającym rok młodszym ode mnie zawodnikiem, w turnieju w Czechach. W drużynówce z Niemcami zdobyłem 2 punkty. Wszyscy byli w szoku, bo to była jedyna porażka Bolla w juniorskim sezonie. Potrafiłem i lubiłem grać z leworęcznymi. Timo miał problemy z moim rotacyjnym bekhendem i agresywnym odbiorem flipem. Nie radził sobie także z moimi firmowymi "łódkami". Nie miałem świadomości, z jaką przyszłą gwiazdą skutecznie rywalizowałem… Z ławki kibicowali mi trener Dryszel i koledzy z zespołu Michał Gołdyn, Artur Daniel, Marek Kądziela.

Dlaczego pańska kariera nie potoczyła się tak jak tego oczekiwano?

Zaczynałem w Poznaniu, gdzie bardzo mocno wspierali mnie rodzice. Bardzo dużo im zawdzięczam. Tata zaszczepił we mnie serce do sportu i jeździł na wszystkie treningi i zawody, a mama z babcią dbały o wszystko inne, np. motywowały do nauki i zdania matury, co się udało, a także szykowały kanapki na drogę. Nie byłem łatwym dzieckiem.

W stolicy Wielkopolsce były możliwości na rozwinięcie tenisowej kariery?

Szybko się rozwijałem i robiłem postępy, jednak jako nastolatek nie umiałem poradzić sobie z emocjami i zaczęły się problemy z alkoholem i hazardem. Często imprezowałem i nie przesypiałem nocek, a mimo to często wygrywałem. Nie rozumiałem, że marnuję swój talent.

W wieku 18 lat dostałem propozycje występów w Bundeslidze i pójścia do ośrodka najlepszych juniorów Europy w Düsseldorfie. Trener Andrzej Jędrusek bał się o mnie, że sobie nie poradzę i zablokował mój wyjazd do Niemiec. To podcięło mi skrzydła. Nie mam do nikogo pretensji, po prostu byłem młody i głupi, a łatka talenciaka-imprezowicza przykleiła się do mnie na stałe. Długo mógłbym opowiadać, co młody Tomicki wyprawiał… Chciałbym napisać książkę będącą przestrogą dla młodych sportowców, jakie czyhają zagrożenia i jak można ich uniknąć.

Skąd się wziął przydomek "Atom"?

Starsi koledzy z Poznania nazwali mnie "Atomikiem", trochę od nazwiska i trochę od atomowego bekhendu. Nieco później zostałem "Atomem".

Najważniejsze krajowe sukcesy?

Pierwszy medal MP seniorów w singlu zdobyłem w 2007 roku w Rzeszowie, wygrywając w ćwierćfinale z Marcinem Kusińskim. To zwycięstwo dało mi brąz. Z kolei po srebro sięgnąłem w Sosnowcu 2010 i Wieliczce 2012. Dwa razy zwyciężaliśmy z Tomkiem Lewandowskim w deblu, miałem też dwa srebra z Jakubem Kosowskim i brąz z Karolem Szotkiem. W mikście wywalczyłem srebro z Patrycją Molik i brąz z Sandrą Wabik. A z ciekawostek, przed finałem gry pojedynczej w Wieliczce, podczas posiłku wyleciała mi plomba, która spowodowała olbrzymi ból zęba. Konieczna była nocna interwencja u stomatologa.

Dziś jest pan w reprezentacji polskich strażaków.

Od 10 lat jestem zawodowym strażakiem i łączę grę w 1. lidze z gaszeniem pożarów. Najlepsze wyniki w pingpongowej rywalizacji branżowej to wicemistrzostwo świata służb mundurowych w singlu i deblu z Dariuszem Steuerem w Waszyngtonie 2015. Rok później zostałem mistrzem Europy w hiszpańskiej Huelvie i zdobyłem brąz z Darkiem. Mam też tytuły mistrza kraju w kilku konkurencjach. Chcę zaznaczyć, że poziom na MP strażaków jest wysoki, występują m.in. Piotr Cyrnek z superligi oraz bracia Piotr i Paweł Chmielowie, Sebastian Lubaś i Krzysztof Marcinowski z 1. ligi.

Na zapleczu superligi 43-letni Jarek Tomicki w barwach KTS MDC² Park Gliwice ma bilans 12-3.

Zajmuję 2. miejsce w rankingu indywidualnym grupy południowej 1. ligi, a moja drużyna plasuje się na 3. pozycji w tabeli. Celem jest walka o Lotto Superligę. Chciałbym jeszcze zagrać w najwyższej klasie o trochę krwi napsuć czołowym zawodnikom.

Zdrowie dopisuje?

Borykałem się z kontuzją pleców. Od czasu do czasu daje o sobie znać, dlatego więcej czasu poświęcam na przygotowanie fizyczne, tj. bieganie, siłownię, ćwiczenia na drążku i rozciąganie. I dzięki temu jest w dobrej formie.

Półtoraroczny syn już odbija piłeczkę?

Antoś jest moim oczkiem w głowie i nawet kiedy coś nie idzie w sporcie lub życiu, synek daje mi bardzo dużo siły i nadziei. Kocham go nad życie i jestem dumny, że Ewa jest moją narzeczoną. Jesteśmy razem od 6 lat. Antek może zostanie sportowcem, kto wie. Ewa nigdy nie miała do czynienia z tenisem stołowym, ale bardzo się wkręciła i lubi oglądać moje mecze, mimo że się bardzo denerwuje.

Przeczytaj także:
Po 15 latach rozstanie z "Krzeszą"
Puchar Europy polską specjalnością

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×