Strażak ogrywał europejskie gwiazdy
Pod koniec lat 90. Jarosław "Atom" Tomicki uchodził za wielki talent, a wygrywał z takimi późniejszymi sławami, jak Timo Boll i Michael Maze. Dziś gra w 1. lidze i pracuje w straży pożarnej.
Jarosław Tomicki: Uważam Miłosza za największy polski talent od czasów Andrzeja Grubby i Leszka Kucharskiego. Mam nadzieję, że w seniorach będzie czołowym zawodnikiem Europy i świata. Ma bardzo duży potencjał i świetne warunki do treningu w Grodzisku Mazowieckim. Jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem i niesamowicie "czyta" grę. Jeżeli będzie rozwijał się sportowo i mentalnie, bo "głowa" jest bardzo ważnym aspektem w naszej dyscyplinie, może osiągnąć bardzo dużo. Ma to coś wyjątkowego, niezbędne do bycia najlepszym. Życzę mu tego z całego serca i kibicuję, gdyż wiem, że to ciężka i trudna droga.
Będąc w jego wieku, grał pan na podobnym poziomie? Też mówiono o panu jako wielkim talencie.
Klasyfikowany byłem na 4-5 miejscu w juniorach, tuż za Niemcem Timo Bollem i Duńczykiem Michaelem Maze’m, z którymi nawet potrafiłem wygrywać. W kadrze seniorów grałem u boku Lucjana Błaszczyka, Tomka Krzeszewskiego, Michała Dziubańskiego, Marcina Kusińskiego, Piotra Skierskiego. Mnóstwo się od nich nauczyłem. Moimi trenerami w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Gdańsku byli Leszek Kucharski i Jarosław Kołodziejczyk, a w pierwszej reprezentacji Stefan Dryszel. Wszyscy przekazali mi cenną wiedzę i umiejętności. Miałem papiery na wielkie granie i Bóg obdarował mnie talentem, jednak uważam, że Miłosz ma dużo większe możliwości i jest większym talenciakiem.
Był pan zdecydowanie najmłodszy w seniorskiej kadrze narodowej. Wcześniejsza kariera w kadetach i juniorach siłą rzeczy była krótka.
W ME kadetów zdobyłem złoto w mikście z Miao Miao w 1995 roku w Hadze i brąz w deblu z Michałem Rogalą w 1994 w Paryżu. Jako junior uczestniczyłem, lecz tylko w roli rezerwowego, w niezapomnianych ME 1998 w Eindhoven. Mogłem podziwiać jak awansowaliśmy do finału, wygrywając 4:3 z legendarnymi Szwedami Janem-Ove Waldnerem, Joergenem Perssonem i Peterem Karssonem. Lucek ograł Waldnera w pięknym stylu, a Michał Dziubański w decydującej grze pokonał Karlssona. Ależ to była radość. Na trybunach kibicował nam Andrzej Grubba, światowa ikona tenisa stołowego. Takie momenty zostają na całe życie.
Jak doszło do zwycięstwa nad Bollem?
Wygrałem z Timo, wtedy świetnie się zapowiadającym rok młodszym ode mnie zawodnikiem, w turnieju w Czechach. W drużynówce z Niemcami zdobyłem 2 punkty. Wszyscy byli w szoku, bo to była jedyna porażka Bolla w juniorskim sezonie. Potrafiłem i lubiłem grać z leworęcznymi. Timo miał problemy z moim rotacyjnym bekhendem i agresywnym odbiorem flipem. Nie radził sobie także z moimi firmowymi "łódkami". Nie miałem świadomości, z jaką przyszłą gwiazdą skutecznie rywalizowałem… Z ławki kibicowali mi trener Dryszel i koledzy z zespołu Michał Gołdyn, Artur Daniel, Marek Kądziela.
Dlaczego pańska kariera nie potoczyła się tak jak tego oczekiwano?
Zaczynałem w Poznaniu, gdzie bardzo mocno wspierali mnie rodzice. Bardzo dużo im zawdzięczam. Tata zaszczepił we mnie serce do sportu i jeździł na wszystkie treningi i zawody, a mama z babcią dbały o wszystko inne, np. motywowały do nauki i zdania matury, co się udało, a także szykowały kanapki na drogę. Nie byłem łatwym dzieckiem.
W stolicy Wielkopolsce były możliwości na rozwinięcie tenisowej kariery?
Szybko się rozwijałem i robiłem postępy, jednak jako nastolatek nie umiałem poradzić sobie z emocjami i zaczęły się problemy z alkoholem i hazardem. Często imprezowałem i nie przesypiałem nocek, a mimo to często wygrywałem. Nie rozumiałem, że marnuję swój talent.
W wieku 18 lat dostałem propozycje występów w Bundeslidze i pójścia do ośrodka najlepszych juniorów Europy w Düsseldorfie. Trener Andrzej Jędrusek bał się o mnie, że sobie nie poradzę i zablokował mój wyjazd do Niemiec. To podcięło mi skrzydła. Nie mam do nikogo pretensji, po prostu byłem młody i głupi, a łatka talenciaka-imprezowicza przykleiła się do mnie na stałe. Długo mógłbym opowiadać, co młody Tomicki wyprawiał… Chciałbym napisać książkę będącą przestrogą dla młodych sportowców, jakie czyhają zagrożenia i jak można ich uniknąć.
Skąd się wziął przydomek "Atom"?
Starsi koledzy z Poznania nazwali mnie "Atomikiem", trochę od nazwiska i trochę od atomowego bekhendu. Nieco później zostałem "Atomem".
Najważniejsze krajowe sukcesy?
Pierwszy medal MP seniorów w singlu zdobyłem w 2007 roku w Rzeszowie, wygrywając w ćwierćfinale z Marcinem Kusińskim. To zwycięstwo dało mi brąz. Z kolei po srebro sięgnąłem w Sosnowcu 2010 i Wieliczce 2012. Dwa razy zwyciężaliśmy z Tomkiem Lewandowskim w deblu, miałem też dwa srebra z Jakubem Kosowskim i brąz z Karolem Szotkiem. W mikście wywalczyłem srebro z Patrycją Molik i brąz z Sandrą Wabik. A z ciekawostek, przed finałem gry pojedynczej w Wieliczce, podczas posiłku wyleciała mi plomba, która spowodowała olbrzymi ból zęba. Konieczna była nocna interwencja u stomatologa.
Dziś jest pan w reprezentacji polskich strażaków.
Od 10 lat jestem zawodowym strażakiem i łączę grę w 1. lidze z gaszeniem pożarów. Najlepsze wyniki w pingpongowej rywalizacji branżowej to wicemistrzostwo świata służb mundurowych w singlu i deblu z Dariuszem Steuerem w Waszyngtonie 2015. Rok później zostałem mistrzem Europy w hiszpańskiej Huelvie i zdobyłem brąz z Darkiem. Mam też tytuły mistrza kraju w kilku konkurencjach. Chcę zaznaczyć, że poziom na MP strażaków jest wysoki, występują m.in. Piotr Cyrnek z superligi oraz bracia Piotr i Paweł Chmielowie, Sebastian Lubaś i Krzysztof Marcinowski z 1. ligi.
Na zapleczu superligi 43-letni Jarek Tomicki w barwach KTS MDC² Park Gliwice ma bilans 12-3.
Zajmuję 2. miejsce w rankingu indywidualnym grupy południowej 1. ligi, a moja drużyna plasuje się na 3. pozycji w tabeli. Celem jest walka o Lotto Superligę. Chciałbym jeszcze zagrać w najwyższej klasie o trochę krwi napsuć czołowym zawodnikom.
Zdrowie dopisuje?
Borykałem się z kontuzją pleców. Od czasu do czasu daje o sobie znać, dlatego więcej czasu poświęcam na przygotowanie fizyczne, tj. bieganie, siłownię, ćwiczenia na drążku i rozciąganie. I dzięki temu jest w dobrej formie.
Półtoraroczny syn już odbija piłeczkę?
Antoś jest moim oczkiem w głowie i nawet kiedy coś nie idzie w sporcie lub życiu, synek daje mi bardzo dużo siły i nadziei. Kocham go nad życie i jestem dumny, że Ewa jest moją narzeczoną. Jesteśmy razem od 6 lat. Antek może zostanie sportowcem, kto wie. Ewa nigdy nie miała do czynienia z tenisem stołowym, ale bardzo się wkręciła i lubi oglądać moje mecze, mimo że się bardzo denerwuje.
Przeczytaj także:
Po 15 latach rozstanie z "Krzeszą"
Puchar Europy polską specjalnością