Redakcja PZTS: Rozważał pan występ w trwającym w Gdańsku turnieju międzynarodowym rangi Feeder?
Jakub Dyjas: Brałem pod uwagę start w tych zawodach, bo przecież na co dzień trenuję w Gdańsku i jestem na miejscu. Różne sprawy, m.in. zdrowotne, ale i osobiste tak się potoczyły, że nie mogłem potwierdzić gry w Feederze. Żałuję, gdyż ostatnio miałem dobre wyniki w Lotto Superligi.
Przedłuża się pańska nieobecność w kadrze narodowej. Niedawno po jeszcze dłuższej przerwie wrócił Marek Badowski i rywalizował w drużynowych mistrzostwach Europy.
Nie mówię definitywnie "nie" reprezentacji. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, aby być w pełni gotowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wyjątkowy trening Polaka. Spotkał się z legendą sportu
Jakie są pana sportowe marzenia?
Zdobywałem medale mistrzostw Europy i Polski oraz w klubowym Pucharze Europy, lecz wciąż myślę o kolejnych sukcesach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Mój klub Dekorglass Działdowo sięgnął po złoto i srebro Europe Cup, jednak nie byliśmy na podium Ligi Mistrzów. Zawsze moim celem będzie indywidualne mistrzostwo kraju. Liczę, że kolekcja trofeów jeszcze się powiększy.
30-latek w tenisie stołowym to wciąż młody sportowiec? W Lotto Superlidze świetnie grają 46-letni Austriak Robert Gardos i 45-letni Grek Panagiotis Gionis.
Z pewnością w wieku 30 lat nikt nie kończy kariery, chyba, że decydują względy zdrowotne. Granica wieku przesunęła się i dziś - a mogę mówić o sobie - czuję się młody jako sportowiec. Wiele się zmieniło na przestrzeni lat jeśli chodzi o dbanie o siebie, odżywianie, regenerację itp. Dziś zawodnicy są bardziej świadomi i dlatego dłużej uprawiają daną dyscyplinę, nie tylko tenis stołowy.
Zna pan przepis na pingpongową długowieczność Gionisa i Gardosa? Zapewne nie trenują tak intensywnie jak dawniej...
Trzeba dobrze poznać swoje ciało, wiedzieć kiedy zrezygnować z treningu, a ten czas poświęcić na inną aktywność. Tego wszystkiego nabywa się wraz z życiowym doświadczeniem. Kolejna sprawa to łut szczęścia i unikanie poważnych kontuzji. Jakieś urazy się pojawiają i to normalne, ale ważne, aby nie było wielomiesięcznych przerw. Słyszałem, że Robert Gardos po treningach sporo czasu poświęca na rozciąganie. Wszystko po to, by następnego dnia znów być gotowym do treningu bądź meczu.
Jaka sytuacja z pana zdrowiem?
Na szczęście nie jest źle, regularnie gram w Lotto Superlidze, chociaż "odzywały się plecy, biodra i kolana. To były kwestie przeciążeniowe, dlatego po jednym-dwóch dniach odpoczynku wracałem na salę do pracy.
Widzi pan siebie grającego na wysokim poziomie za 15 lat?
Jeśli zdrowie pozwoli, to myślę, że tak, ale bardziej do 40. roku życia. Będąc dużo młodszym zawodnikiem zakładałem, że dobrze byłoby kontynuować pingpongową przygodę do 35 lat. Dziś jestem przekonany, że mogę pokusić się o kilka sezonów więcej bez uszczerbku na jakości mojego tenisa stołowego.
W rankingu indywidualnym superligi nie ma lepszego Polaka. Gra pan jak za czasów, kiedy zdobywał pan brąz mistrzostw Europy w singlu?
To było w 2016 roku, więc odpowiem tak: gram inaczej. Może już nie tak widowiskowo i z polotem, nie jestem też tak szybki, ale wielokrotnie kluczową rolę - poza odpowiednimi, sprawdzonymi przygotowaniami - odgrywa doświadczenie. Wiem jak zachować się w danej akcji czy całym pojedynku, zdarza się, że w trakcie gry odkurzam sobie w głowie pewne rozwiązania taktyczne i ponownie je stosuję. Myślę, że częściej włączam "myślenie", rzadziej zaś "finezję". Jakość tenisowa dziś jest na wyższym poziomie niż dekadę temu, kiedy miałem 20-21 lat.
Ma pan swoje rytuały przedmeczowe?
Zdecydowanie tak. Między porannym treningiem a popołudniowym meczem ligowym analizuję swoich rywali. Bazuję na materiałach wideo, jak również na własnych, spisanych notatkach. Mam określony moment, taką stałą kolejność, gdy wybieram piłeczki albo przygotowuję odżywki. Zachowanie ciągłości pewnych czynności sprawia, że jestem spokojniejszy i pewniejszy siebie.
Wygrał pan dotąd dziewięć pojedynków. O które zwycięstwo było najtrudniej?
Bardzo trudnym stylowo przeciwnikiem jest Irańczyk Amirreza Abbasi, grający tzw. kombi atakiem. Parę lat temu z nim rywalizowałem, ale zrobił postęp. Przez dwa sety grało mi się ciężko, potem znalazłem sposób na wygrywanie akcje. Na co dzień w polskiej lidze nie ma zawodników podobnych stylowo.
Której z czterech porażek mógł pan uniknąć?
Z Mołdawianinem Ursu toczyłem równy mecz, jeszcze w piątym secie był remis 4:4. Wtedy Vladislav zagrał jedną bardzo dobra piłkę, a następnie ja zepsułem odbiór. W przekroju całego meczu byłem w stanie zwyciężyć. Podobnie było z Finem Benedekiem Olahem, z tym że skróconą partię on zaczął lepiej, do tego miał sporo szczęścia. Z Miłoszem Redzimskim obaj zagraliśmy dobre spotkanie. Natomiast słabo spisałem się z Mołdawianinem Andreiem Putunticą.
Dekorglass Działdowo polskim składem może obronić tytuł mistrzowski?
Wyjątkowo trudne zadanie, ale z pewnością jesteśmy w stanie tego dokonać. Musimy grać cały czas na bardzo wysokim poziomie jako drużyna. Wtedy możemy ograć każdego w lidze. Wiadomo, że w ciągu 22 kolejek mogą zdarzyć się słabsze momenty, więc porażki są wkalkulowane w długi sezon.
Był już taki mecz, z którego jest pan bardzo zadowolony?
W Suchedniowie triumfowaliśmy 3:0. Patryk Lewandowski, Samuel Kulczycki i ja zwyciężyliśmy po 3:2, co nas wzmocniło mentalnie. Choć przyznaję, że miałem sporo szczęścia w grze z Mateuszem Zalewskim.
Plasujecie się w środku tabeli z bilansem meczów 4-4, mając jedno spotkanie zaległe do rozegranie. To rozczarowujące?
Inaczej do tego podchodzę, bardziej na spokojnie. Pamiętam sezony, zwłaszcza w lidze niemieckiej, które zaczynaliśmy od serii porażek, a kończyliśmy z tytułem mistrzowskim. Pewnie, że chciałoby się wygrywać większość meczów, jednak 4-4 nie uważam za tragiczny wynik. Postaramy się o kolejne zwycięstwa.
W grudniu zagracie z klubami z Białegostoku (SBR Dojlidy), Torunia (Energa Manekin), Gliwic (KTS). Jaki będzie cel punktowy?
Chciałbym, abyśmy z każdego meczu wyszli zwycięsko. Zdaję sobie sprawę z tego, że superliga jest trudna i wymagająca, dlatego coraz więcej gier może się kończyć 3:2, czyli za 2 punkty. Sądzę, że 6-7 punktów byłoby dla nas satysfakcjonujące. Około 20 "oczek" na koncie przed rundą rewanżową byłoby w porządku.
Na koniec pytanie o rodzinę, bo pana żona Marta Gołota-Dyjas występowała w reprezentacji. Jakie są dziś jej związki z tenisem stołowym?
Marta na co dzień jest trenerką Natalii Partyki, obecnie przygotowującej się do mistrzostw Europy osób z niepełnosprawnościami. Poza tym pracuje na Politechnice Gdańskiej jako wykładowca dwóch przedmiotów: fitness i tenis stołowy. Tak więc spełnia się sportowo.