Do Wimbledonu 2022 w roli największej faworytki podchodziła Iga Świątek. Polka została liderką rankingu WTA po zakończeniu kariery przez Ashleigh Barty. Jej forma w tym sezonie wystrzeliła, wygrała 37 spotkań z rzędu. Seria zwycięstw polskiej tenisistki jest obecnie najdłuższą w XXI wieku.
Nic jednak nie trwa wiecznie. W meczu III rundy Polka musiała uznać wyższość Alize Cornet (4:6, 2:6). O tym, że w starciu z Francuzką będzie ciężko spodziewano się jeszcze przed meczem. W końcu liderka rankingu WTA przystąpiła do niego po przegranym secie z kwalifikantką, Lesley Pattinamą Kerkhove. Jeszcze przed turniejem mówiono, że o zwycięstwo może być ciężko, bo Świątek nie jest fanką nawierzchni trawiastej. W dodatku, spotkania na Wimbledonie były jej pierwszymi na tych kortach. Wcześniej wraz z trenerem podjęła decyzję, aby wycofać się z turnieju w Berlinie.
Szybki koniec turnieju nie zaskoczył każdego
Jednak nie dla wszystkich porażka tenisistki z Raszyna była sensacją. Do grona tych osób należy ekspertka i komentatorka Canal+, Joanna Sakowicz-Kostecka.
- Nie zaskoczyło mnie to, że Iga Świątek szybko odpadła. Wiedziałam, że jak będzie grać w trzeciej rundzie z Alize Cornet to można spodziewać się, że Francuzka będzie potrafiła dobrze zagrać ten mecz. Jest dużo bardziej doświadczona, na trawie wielokrotnie sprawiała niespodzianki, eliminowała z Wimbledonu m.in Serenę Williams, kiedy była w szczycie formy. W tym roku też sprawiła sensację na Australian Open, wygrywając z Simoną Halep i osiągając pierwszy ćwierćfinał wielkiego szlema. Widząc, jak trudno gra się Idze na trawie spodziewałam się tego, że Francuzka może okazać się za mocna - mówiła uczestniczka Wimbledonu juniorek z 2001 roku w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejewsporcie: tak wyglądają wakacje reprezentanta Polski
Jest się z czego cieszyć
Mimo, że z turniejem dosyć szybko pożegnali się Biało-Czerwoni, to możemy mieć powody do zadowolenia. W Wimbledonie wystąpiło aż pięć Polek, a w dodatku każda z nich awansowała do drugiej rundy. Później było już gorzej, ale liczba naszych tenisistek w Londynie to zdecydowanie powód do zadowolenia i nadzieja na przyszłość.
Najwięcej ciepłych słów, zasłużenie, otrzymały Maja Chwalińska oraz Magdalena Fręch. Pierwsza z nich nie miała w życiu łatwo, a dotarła do Wimbledonu, w którym wygrała pierwsze spotkanie nie będąc faworytką, a w kolejnym pokazała się z bardzo dobrej strony. Druga z nich natomiast po raz pierwszy w karierze dotarła do trzeciej rundy Wielkiego Szlema. Obie tenisistki wychwalał również Wojciech Fibak (czytaj TUTAJ).
- Pięć Polek w drugiej rundzie Wimbledonu to bardzo dobry wynik. Ja przy okazji tegorocznego Wimbledonu wspominałam bardzo moment z 2001 roku, kiedy grałam w Londynie na turnieju juniorek i byłam jedyną osobą z Polski biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywane konkurencje. W tym roku mieliśmy pięć zawodniczek w drugiej rundzie i jest to naprawdę bardzo, bardzo dobry rezultat. Nie chce pomijać Magdy Linette i Katarzyny Kawy, ale Maja Chwalińska i Magdalena Fręch to są takie właśnie największe pozytywy. Zwłaszcza Maja po tych przejściach i świetne występy Fręch powodują, że możemy coraz częściej widywać polskie nazwiska w głównych drabinkach wysokich rangą turniejów - stwierdziła była tenisistka.
Tego nie spodziewano się po Hurkaczu
Najwyżej sklasyfikowany polski tenisista w zeszłym roku w Londynie dotarł do półfinału. Ponadto, przed Wimbledonem wygrał turniej na nawierzchni ziemnej w Halle. Oczekiwania co do występu Huberta Hurkacza były wysokie, a skończyło się kompletną porażką. Szybko z rywalizacji odpadł również Majchrzak, jednak on nie był faworytem pojedynku z Thanasim Kokkinakisem.
- Kamil Majchrzak grał z dużo bardziej faworyzowanym przeciwnikiem, więc tutaj mogliśmy się spodziewać, że będzie bardzo trudno. Natomiast nie ukrywam, że zaskoczyło mnie odpadnięcie Huberta Hurkacza w pierwszej rundzie. Jego rywal oczywiście nie był zawodnikiem, którego bym od razu wpisała na listę tenisistów, z którymi powinien poradzić sobie 3:0 w setach. Bardziej spodziewałam się, że po tym, jak udało mu się odwrócić losy meczu w trzecim secie to będzie grał już tylko coraz lepiej. Zaskoczyła mnie ta nierówna gra w końcówce, żeby nie powiedzieć, że rozczarowała - skwitowała słaby występ na Wimbledonie Hurkacza 38-latka.
Triumfująca Jelena Rybakina to nie sensacja
Zgodnie z przewidywaniami, największy faworyt Wimbledonu, Novak Djoković sięgnął po tytuł. Jeżeli chodzi o turniej kobiet, to najlepsza okazała się Jelena Rybakina, która nie była stawiana w roli faworytek. Zapewne niewiele osób wymieniłoby ją w gronie kandydatek, które mogą okazać się najlepsze w Londynie.
Jednak w tym gronie znalazłaby się Sakowicz-Kostecka, która doskonale wiedziała, na co ją stać. Szczególnie, że przed pandemią Rybakina błyszczała i była w świetnej formie. Wtedy jednak sezon został przerwany, co niejako mogło zastopować jej poczynania.
- Nie rozpatruje zwycięstwa Wimbledonu przez Jelenę Rybakinę jako sensacji, absolutnie. Ona na początku 2020 roku dała wyraźny sygnał, że to będzie tenisistka, którą stać na wiele. Dopóki pandemia nie przerwała sezonu osiągnęła pięć finałów w turniejach WTA mając 21 lat. To naprawdę były świetne wyniki, które oddawały to, co potrafi. Przede wszystkim była bardzo opanowana i myślę, że właśnie ta przerwa spowodowała rozregulowanie i troszkę te rezultaty nie były już na miarę tego początku. Biorąc pod uwagę jej możliwości, zwłaszcza jeśli chodzi o serwis oraz to pierwsze uderzenie po podaniu i to jak wykorzystywała to przez cały turniej bardzo, bardzo równo - oceniła była 138 rakieta świata.
- Dla mnie nie jest to na pewno zaskoczenie, że taka tenisistka, jak Jelena Rybakina wygrywa turniej wielkiego szlema. Powiedziałabym nawet, że gdyby nie pandemia w 2020 roku to myślę, że tam mogłoby się już to zdarzyć - zakończyła.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty