W pierwszej rundzie Australian Open ukraińska tenisistka pokonała Amerykanką Amandę Anisimovą w dwóch setach (6:3, 6:4). 20-latka cieszyła się ze zwycięstwa, ale jej radość zmącona jest tym, co od blisko roku dzieje się w jej ojczyźnie. Marta Kostiuk w zeszłym roku zasłynęła tym, że nie podała ręki po meczu Wiktorii Azarence, po tym, gdy ta wyeliminowała ją z US Open.
Po pierwszej wygranej na Australian Open Kostiuk została zapytana o swoje zachowanie względem rywalek z Rosji i Białorusi. Otwarcie potwierdziła, że nie zamierza podawać ręki tym tenisistkom, które nie potępiły wojennych działań w Ukrainie.
- Nie zmieniłam się. Ludzie, którzy po prostu mówią, że nie chcą wojny, sprawiają, że Ukraina brzmi, jakby jej chciała. Oczywiście, my też tego nie chcemy - powiedziała agencji Reutersa.
ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą
W wielkoszlemowym turnieju w Melbourne mogą zagrać zawodnicy z Rosji i Białorusi, ale bez prezentowania ich barw narodowych. Do tej decyzji również odniosła się Kostiuk. - Wierzę, że ktokolwiek jasno potępia wojnę, ma pełne prawo być w tourze. Ale to tego nie robi, to uważam, że jego gra w turniejach nie jest humanitarna. Tak naprawdę, jeśli chodzi o Rosjan i Białorusinów, to z nikim nie rozmawiam. Mówię do nich co najwyżej "cześć" - dodała.
Większość rodziny Kostiuk jest w Kijowie. Są tam jej ojciec i dziadek. Tenisistka jest z nimi w stałym kontakcie. - Będąc poza krajem, jestem bardziej zestresowana, niż będąc tam. Wygrana wojny wymaga czasu i niestety wielu strat i śmierci, w tym niewinnych ludzi. Musimy po prostu być silni - stwierdziła.
Czytaj także:
Dobry znajomy na drodze Huberta Hurkacza. Dla Polaka to niewygodny rywal
Kolumbijka z pierwszą wygraną w Melbourne. Może być kolejną rywalką Igi Świątek