W turnieju tenisowym WTA 250 w czeskiej Pradze (w dniach 31.07-06.08) zamierzały wystartować reprezentantki Rosji i Białorusi - państw-agresorów, które odpowiadają za bestialską wojnę w Ukrainie (trwa od lutego 2022 r.).
Do kwalifikacji zgłosiły się: Diana Sznaider, Polina Kudermetowa i Erika Andriejewa (wszystkie z Rosji). W piątek (28 lipca) jedna z nich została zatrzymana na praskim lotnisku przez służby graniczne.
Poinformowano, że powodem odmowy wjazdu do Czech dla Rosjanek i Białorusinek jest uchwała tamtejszego rządu, która zakazuje sportowcom z krajów-agresorów rywalizację w ich państwie (więcej TUTAJ).
Organizacja WTA zareagowała niemal natychmiast. W oświadczeniu przesłanym do mediów czytamy: "WTA zdecydowanie potępia wojnę w Ukrainie i niedopuszczalne działania rosyjskiego rządu. (...) WTA nie podoba się jednak deportacja rosyjskiej tenisistki z Czech i jest bardzo zaniepokojona faktem, że geopolityka stała się częścią sportu".
Takie stanowisko nie spodobało się w Ukrainie. "WTA sięgnęła dna" - komentuje portal sport.24tv.ua, dodając że organizacja tenisowa pokazała swoją prawdziwą twarz i... rusofilię, z której - zdaniem Ukraińców - znana jest od dawna.
Zobacz:
"To haniebne działania". Rosyjski zwolennik Stalina oburzony po decyzji ws. Ukrainki
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"