Julian Cieślak, WP SportoweFakty: Kiedyś w wywiadzie z TVP Sport wspomniałaś: "Kiedy wygrywam, czasami trafiam na artykuły, że jestem drugą Igą Świątek. Chciałabym natomiast budować swój wizerunek jako Weronika Ewald". Iga ma teraz 23 lata, ty 18. Gdzie widzisz siebie w jej wieku, czyli za pięć lat?
Weronika Ewald: Ciężko powiedzieć tak długoterminowo, ale na pewno chciałabym już w tym wieku startować w głównych drabinkach turniejów wielkoszlemowych. Myślę, że to taki cel. Generalnie dążymy jako zespół do tego, by małymi krokami budować ranking i najpierw łapać się do eliminacji, a potem już - mam nadzieję - że do zawodów głównych. Wszystko bez presji.
Z Igą miałaś również okazję trenować. Jak te jednostki wyglądały? Co mogłaś z nich wynieść?
Taką najważniejszą rzeczą jest to, że jak Iga trenuje, to po prostu niczego nie odpuszcza. Tam każdy trening jest totalnie na zajazd. Wiadomo, że pewnie czasami jest tak, że chcą trochę lżej potrenować i jest to wszystko robione z głową, ale po prostu jak ma być ciężki trening, to widać, że ona w ogóle się nie oszczędza i bywało tak, że potrafiła się już normalnie słaniać praktycznie na nogach po tym korcie, ale dalej zasuwała. Myślę, że to właśnie ta determinacja jest taką rzeczą, którą bym chciała najbardziej - że tak powiem - do siebie od niej przygarnąć.
ZOBACZ WIDEO: "Król Kibiców" witał Szeremetę i siatkarzy. Oberwało się... piłkarzom
Często determinacja jest kluczem i bez niej może być różnie. Zdarzają ci się jakieś chwile zwątpienia?
Na pewno są takie momenty, ale takie turnieje, jak ostatnie mistrzostwa Polski czy turniej WTA w Warszawie, na pewno działają napędzająco. Teraz, właśnie po powrocie tym bardziej chcę mi się chodzić na treningi i robię to z jeszcze większą motywacją niż wcześniej.
Ale czasami są chwile zwątpienia, lecz myślę, że to też jest normalne. Po prostu to przeczekuję, bo jestem świadoma tego, że to naturalna kolej rzeczy i nie wiem, czy da się temu jakoś zaradzić, bo uważam, że większość osób ma takie kryzysowe chwile ogólnie w życiu - czy idzie dobrą drogą, czy nie. Ja też tak miewam, ale dalej robię swoje i dochodzę potem do wniosku, że jednak tenis daje mi przyjemność, więc idziemy w to dalej.
No właśnie, za tobą zmagania w dużym turnieju WTA 125 w Warszawie i zacięty mecz z Leonie Kueng, późniejszą półfinalistką. Póki co, niecodziennie masz możliwość startów w zawodach takiej rangi. Jakie emocje towarzyszyły ci podczas tej imprezy?
Na tyle rzadko startuję w takich turniejach, że są one na pewno stresujące, zwłaszcza, że gram przy polskiej publiczności. Pomimo że jest ona dużym wsparciem, to też poniekąd dochodzi tutaj trochę presja, ale co... Byłam troszeczkę zestresowana, ale po prostu starałam się skupiać na swojej grze i zadaniach, które wcześniej sobie wyznaczyłam razem z moim zespołem, żeby te emocje trochę odsunąć na bok. Ale myślę generalnie, że odczucia raczej mam pozytywne, bo właśnie lubię występować, kiedy dostaję dużo dopingu. Wtedy też mnie to motywuje i czuję, że mam dla kogo grać.
Ale taki stres przed dużym wydarzeniem potrafi być też pozytywny, prawda? Bo kiedy wchodzisz na kort, to wszystko już chyba z ciebie schodzi?
Na początku gdzieś tam muszę się z tym mierzyć, ale generalnie jak już trochę pogram, to po prostu to ze mnie schodzi, bo człowiek się poci i jakoś to mija. Naprawdę tak jest! Zawsze mi trener mówił właśnie, że jak się stresuję, to żebym nawet zrobiła z siebie głupka, pobiegała w prawo, w lewo, żeby po prostu trochę to tętno podnieść. I wtedy stres znika. Wiadomo też, że już w trakcie rywalizacji bardziej myśli się o taktyce, a nie o tym, jaki jest wynik czy jaki mam cel na tę rundę, tylko wtedy bardziej staram się reagować na bieżące wydarzenia na korcie.
Mówiłaś o planach, które wyznaczyliście sobie razem z zespołem na spotkanie z Kueng. Udało się je zrealizować, nie zważając na końcowy wynik?
Myślę, że ten mecz był w zasięgu. Przed spotkaniem nie stawialiśmy sobie w sumie żadnego takiego wynikowego celu, tylko bardziej małe zadania, które miałam wykonywać i tutaj w żaden sposób to nie zawiodło. Wiadomo, przeciwniczka była na pewno bardziej doświadczona, lepiej utrzymała poziom na przestrzeni całej rywalizacji, po prostu cały czas grała konsekwentnie i w ogóle nie zwalniała, a w trzecim secie nie dawała mi przyspieszać dalej tempa.
Generalnie jesteśmy zadowoleni, bo te zadania wykonałam, ale - jak wiadomo - apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc po mistrzostwach Polski też sama dla siebie chciałam wygrać ten mecz, ale niestety się nie udało. Startujemy dalej, bo potrzebuję jednak takich pojedynków, nawet takich porażek, bo ogranie na większych turniejach jest cenne, ponieważ jednak te zawodniczki grają tam lepiej niż na - przykładowo - 15-tysięcznikach.
Dość szybko przyszła okazja do rewanżu. Jak się okazało - udanego, bo kilka dni później pokonałaś Kueng w zmaganiach ITF W50 w Bytomiu.
Trochę to jest przykre, bo ciężko było mi się cieszyć z tej wygranej w Bytomiu. Nawet jak zeszłam z kortu, to pierwsze moje słowa do trenera brzmiały, że "oddałabym po prostu wszystko, żeby te dwa mecze ze sobą zamienić". Ale już mniej więcej się z tym oswoiłam i cieszę się, że udało mi się wygrać z zawodniczką z takiego poziomu.
Mówiłaś, że w Warszawie miałaś wyznaczone specjalne zadania na starcie z Kueng. Na spotkanie w Bytomiu coś się zmieniło w tych kwestiach?
Tak, mieliśmy w planie zacząć trochę spokojniej, żeby lepiej się wprowadzić i tutaj bardzo pomogło to, że emocje tak bardzo mi nie przeszkadzały, jak w Warszawie, bo - wiadomo - tam był kort centralny, duża trybuna, WTA... Ta cała otoczka jednak trochę presji sama w sobie też nałożyła, a w Bytomiu wyszłam dużo spokojniej i myślę, że to głównie pomogło, bo po prostu lepiej rozpracowywałam akcje.
A w grze Kueng coś się zmieniło w porównaniu do poprzedniej rywalizacji?
Na początku raczej nie. Grała podobnie, ale myślę, że kiedy wypracowałam sobie przewagę w pierwszym secie, to wtedy zaczęła się bardzo denerwować, popełniała na pewno więcej błędów niż w Warszawie. Myślę również, że jej jednak bardziej pasuje hard, a nie mączka, która była w Bytomiu, bo na turnieju na Legii starała się bardziej wchodzić w kort i nie dawać zepchnąć się do linii końcowej, a tutaj to jej jednak trochę nie wychodziło i zrobiła na pewno więcej błędów.
Wspomniałaś również o mistrzostwach Polski. Tytuł na takiej imprezie, szczególnie w tym wieku, z pewnością brzmi dumnie. Miałaś w ogóle jakieś cele na ten turniej? Spodziewałaś się, że możesz osiągnąć taki rezultat?
Na pewno się nie spodziewałam. Było to w sumie duże zaskoczenie, zwłaszcza że tydzień wcześniej grałam ITF W15 w Kozerkach i nie do końca byłam zadowolona. Przegrałam w 2. rundzie, ale może nie chodzi nawet o sam wynik, a fakt, że nie grało mi się dobrze i trochę źle czułam się na korcie. Dlatego nie stawiałam sobie żadnego celu na te mistrzostwa Polski.
Jeszcze w dodatku, gdy zobaczyłam drabinkę, to już w ogóle pobladłam, bo w pierwszym spotkaniu wpadłam na Walerię Olianowską, która jest w okolicach mojego rankingu WTA, więc tak naprawdę powinna być rozstawiona, ale nie była przez jej zmianę flagi. Miałam dosyć trudne losowanie, szczególnie w tej 1. fazie i już tutaj bałam się, że może być ciężko, a co dopiero taki ćwierćfinał z Weroniką Falkowską - to doszło do mnie po kilku dniach, a sam tytuł mistrzowski - jeszcze gorzej, bo chyba dalej to do mnie dochodzi.
Za tobą zatem intensywny i pozytywny okres, ale jak oceniłabyś cały sezon do tej pory w swoim wykonaniu?
Myślę, że te miesiące oceniam pozytywnie. Byłam w Szarm el-Szejk, gdzie rozegrałam trzy turnieje i udało mi się tam dotrzeć do ćwierćfinału w zmaganiach rangi ITF W35, więc to dosyć dobry wynik. Generalnie myślę o tym okresie na plus, zwłaszcza, że pisałam w tym roku maturę, więc półtorej miesiąca miałam wyjęte z życia, bo musiałam dojeżdżać do szkoły i praktycznie w ogóle nie trenowałam. W sumie zadziwiający wynik zrobiłam zaraz po egzaminach, bo doszłam do finału turnieju ITF W15 w Chorwacji, więc uważam, że było to zaskakująco pozytywne.
Tak, jak powiedziałaś, przystępowałaś w tym roku do matury. Masz jakieś plany związane z edukacją? Całkiem popularny ostatnio jest wyjazd do Stanów Zjednoczonych i college.
Ja w żadnym wypadku nie planuję wyjazdu do Stanów. Po pierwsze - czuję, że tutaj na miejscu mam trenera, mam korty, mam po prostu bardzo komfortowe warunki i przestrzeń, gdzie mogę się rozwijać, więc chciałabym iść tenisowo w zawodowym kierunku, grać te turnieje, a nie iść na college. Szczególnie że maturę napisałam bardzo dobrze, więc mam praktycznie otwartą ścieżkę na większość kierunków w Polsce, więc tutaj nie widzę potrzeby łączenia tego wszystkiego za oceanem. A ja też bardzo nie lubię wyjeżdżać. Znaczy, lubię wyjeżdżać, ale nie lubię przebywać bardzo długo poza domem, więc to też byłoby dla mnie ciężkie, żeby wyprowadzić się tak z domu.
Ale studia tutaj - w Polsce - wchodzą w grę?
Tak, ale myślę, że dopiero później. Na pewno nie w tym roku. Teraz stawiam wszystko na jedną kartę i idę w tenis. Zobaczymy, jak to będzie w kolejnych latach. Myślę, że raczej kiedyś pójdę na te studia, ale na razie tenis.
Chciałbym się jeszcze cofnąć w czasie. 2023 rok i ćwierćfinał juniorskiego Australian Open. To dla ciebie największa tenisowa przygoda i przeżycie w dotychczasowej karierze?
Myślę, że na pewno jedna z większych. Bardzo fajny wynik, bo jechałam tam trochę bez oczekiwań, a w sumie wyszło bardzo dobrze. Ale teraz myślę, że wyżej stawiam mistrzostwa Polski, jako coś cenniejszego moim zdaniem, zwłaszcza że na swoim podwórku i też wygrałam z zawodniczkami, które są ode mnie wyżej notowane w rankingu WTA niż wtedy te juniorki. Robotę również robi to, że właśnie w porównaniu do tamtego Australian Open, tutaj grałam już z seniorkami.
Na koniec już całkowicie pozasportowe pytanie - jaka jest Weronika Ewald poza kortem? Co robisz, jeśli nie grasz w tenisa?
Lubię czytać książki. Bardzo. Zawsze jak jadę na turniej, to biorę je ze sobą. Na wyjeździe do Warszawy, gdzie byłam trzy tygodnie, miałam ze sobą osiem książek, a przeczytałam siedem, więc niestety wszystkich się nie udało. Generalnie to jest coś, co zajmuje mi bardzo dużo czasu, zwłaszcza po meczach. Jakoś lubię się tak po prostu oderwać i sprawia mi to wiele przyjemności. A najbardziej lubię czytać kryminały i fantastykę, ale bardziej chyba kryminały, tylko jednak potem trochę boję się iść spać, ale jakoś daję radę.
Kiedyś też bardzo mocno interesowałam się akrobatyką i normalnie ją trenowałam okołotenisowo przez dwa lata, w 2020 i 2021. Bardzo to lubiłam, ale niestety kontuzja mnie wykluczyła, bo miałam nogę w gipsie, a półroczna przerwa sprawiła, że moja głowa już nie dała sobie rady z takimi wyzwaniami. Lubię też koty, mam ich sześć, więc jeśli można to jakoś zaliczyć do zainteresowań, to jak najbardziej. O, lubię składać też LEGO, więc w sumie nawiązując do pytania o Igę - bardzo podobnie jak ona - mogłabym za pięć lat zostać ambasadorką LEGO.
Czytaj także:
Daria Abramowicz z ważnym przekazem po starcie Igi Świątek. "Chcę, aby wybrzmiało jedno"
"Nie powiem kto". Dolała oliwy do ognia ws. Collins i Świątek
Nie wiedziałem, że nauka i szkoła to strata czasu, coś poza życiem. A poza tym, matura pewnie kiepsko poszła, skoro dla niej Czytaj całość