Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Patrząc na to, co się działo wokół pani w trakcie olimpijskiego turnieju, zastanawiam się, czy tęskni pani za normalnym, nieco spokojniejszym życiem?
Iga Świątek, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w tenisie: Pytanie, co to jest normalne życie. Dla mnie to wszystko, co się wokół mnie dzieje przez ostatnie lata, to już jest w pewnym sensie moja normalność. Nasz sezon trwa od stycznia do listopada, więc jestem przyzwyczajona do ciągłych podróży, kolejnych turniejów i meczów.
Skala zainteresowania pani życiem na korcie i poza nim przekracza jednak to, z czym muszą sobie radzić nawet bardzo dobrzy polscy sportowcy. Nie przeszkadza to pani?
Na szczęście skala rozpoznawalności globalnie nie jest aż tak duża, że nie mogę normalnie wyjść na ulicę. Choć w Polsce nie ma na to szans, bym mogła pójść do restauracji, zachować prywatność i komfortowo funkcjonować, ale już za granicą wystarczy, że zmienię ubiór z oficjalnego, sportowego i mogę przejść przez miasto niemal niezauważona.
Zdarza się pani stosować takie sposoby, by uniknąć pozowania do zdjęć i rozdawania autografów?
Wiele zależy od mojego samopoczucia. Życie nie jest zero-jedynkowe, więc zdarzają się momenty, gdy wolę odciąć się od wszystkiego i mieć trochę więcej prywatności czy swobody. Od początku kariery tenisowej byłam jednak świadoma, że jeśli tylko będę dobrze grała w tenisa, to siłą rzeczy przyjdzie za tym duża popularność. Staram się tak prowadzić swoje życie, by być na to gotową. Koncentruję się raczej na tym, co daje mi tenis, a niekoniecznie na tym, jaką płacę za to cenę.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"
Jak przebiega większość spotkań z kibicami? Fani oczekują kolejnych zwycięstw, krytykują za porażki czy jednak dają wsparcie?
Zdecydowana większość takich niespodziewanych spotkań przebiega w bardzo miłej atmosferze, a ja dostaję ogromne wsparcie. Takie przypadkowe spotkania potrafią być bardzo motywujące i inspirujące. Zdarzało się, że podchodzili do mnie rodzice, którzy opowiadali, że ich dziecko wcześniej grało tylko w gry komputerowe, a dzięki mnie zaczęło uprawiać sport. Takie rzeczy naprawdę potrafią uskrzydlać. Mam też wrażenie, że taka niezdrowa krytyka występuje głównie w internecie.
W turnieju olimpijskim w Paryżu widać było u pani większy stres niż w innych turniejach. Z czego to wynikało?
Dużo już przeżyłam w sporcie i wiem o sobie całkiem dużo, ale jednak w Paryżu okazało się, że nie było łatwo sobie poradzić z tym wszystkim. Wiele rzeczy tłumiłam w sobie, a to nie jest dobra taktyka. W decydujących chwilach takie rzeczy potrafią przytłoczyć. Przez cały turniej wiedziałam, że oczekiwania z zewnątrz są bardzo duże. Choć już przed turniejem byłam świadoma, że wszyscy będą chcieli bym zdobyła złoty medal, to jednak na korcie okazało się, że jest to znacznie trudniejsze do zniesienia niż na każdym innym turnieju.
Wydawać, by się mogło, że pięciokrotnej triumfatorki turniejów Wielkiego Szlema nic już nie jest w stanie zaskoczyć. Na czym więc polega wyjątkowość rywalizacji w igrzyskach z perspektywy liderki rankingu WTA?
Zapewne na tym, że ten turniej odbywa się raz na cztery lata oraz na tym, że życie większości ludzi w czasie igrzysk kręci się właściwie tylko wokół sportu. Jest to wspaniała rozrywka, ale nie zawsze dla tych, którzy są w środku i chcą zdobyć medal, będąc w pozycji faworyta. W tym przypadku doszło także to, że Paryż jest dla mnie miejscem wyjątkowym, a marzenie o medalu olimpijskim było w mojej rodzinie, odkąd byłam mała.
Jak mocno w trakcie turniejów odcina się pani od świata zewnętrznego? Zdarza się pani przeglądać internet, czytać media społecznościowe, artykuły i komentarze?
Sama o tym decyduję, ale zazwyczaj w trakcie turniejów odcinam się dość mocno. Wchodzę do internetu tylko po to, by wstawić posty po kolejnych meczach. Nie czytam żadnych komentarzy. Zwykle jednak po turniejach nadrabiam zaległości, bo chcę być świadoma tego, co ludzie mówią.
Komentarze fanów potrafią być bolesne?
Niestety wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak wygląda życie sportowca. Przywiązywanie się do takich opinii nie ma sensu, choć moim zdaniem wciąż warto wiedzieć, co inni o tobie myślą. Niestety ludzie lubią wyciągać pochopne wnioski.
Jak się pani czuje po przeczytaniu takich komentarzy?
Nie mam chęci odpowiedzi i wyjaśnienia, bo zdaję sobie sprawę, że kibicuje mi bardzo wiele osób i nie dałabym rady wszystkiego tłumaczyć. Po prostu akceptuję, że takie rzeczy są częścią mojego życia. Bardzo często zresztą dostaję bardzo pozytywne wiadomości. Tak było choćby tuż po porażce w półfinale w Paryżu, gdy to właśnie wiadomości wsparcia od kibiców i znajomych, a nawet od innych sportowców bardzo mi pomogły.
Czy za złoto olimpijskie oddałaby pani wszystkie pieniądze zarobione w tym roku na korcie?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Bez sensu wkładać takie osiągnięcie w jakiekolwiek ramy. Nie ma sensu rozmawiać w tym kontekście o pieniądzach. Na igrzyskach olimpijskich nie gra się dla pieniędzy, to są zupełnie inne motywacje i cele.
Czy zamieszanie po meczu z Danielle Collins miało później wpływ na pani występ przeciwko Qinwen Zheng?
Jestem profesjonalistką, a takie rzeczy nie mają wpływu na to, jak gram później w tenisa. Do dziś jednak zupełnie nie rozumiem, skąd wziął się jej komentarz i uznałam, że nie ma sensu w to wnikać. Skupiłam się tylko na sobie.
Czy gdyby ostatecznie Hubert Hurkacz pojawił się w Paryżu, a pani miała możliwość, by wystartować także w mikście, to presja na panią byłaby mniejsza?
To tylko gdybanie. Oczywiście druga szansa na medal to zawsze coś pozytywnego, ale ten turniej i tak był dla mnie bardzo wymagający. Grałam niemal codziennie, było gorąco, a fizycznie to też nie był łatwy turniej. Oczywiście byłam gotowa grać także w mikście, ale nigdy nie można być pewnym, jak by to na mnie wpłynęło. Myślę jednak, że presja na wygranie turnieju singlowego i tak byłaby bardzo duża, a start w mikście nic by nie zmienił.
Prezes PKOl Radosław Piesiewicz powiedział, że nie rozumie decyzji Huberta Hurkacza. Pani rozumie?
Nie rozmawiałam o tym z Hubertem, bo uznałam, że ta decyzja należy do niego. Oczywiście byłaby to kolejna okazja dla naszej drużyny do walki o medale. Dla Janka Zielińskiego byłoby wspaniale wziąć udział w igrzyskach. Musiał to być dla niego przykry moment, bo wiem, że granie tutaj było jego wielkim marzeniem. Ja koncentrowałam się głównie na sobie w tamtej sytuacji, bo zaledwie na kilka dni przed startem igrzysk to najlepsze, co mogłam zrobić, żeby nie wpłynąć negatywnie na swój start.
A pani w podobnej sytuacji do Hurkacza przyjechałaby do Paryża tylko po to, by dać szansę występu innej tenisistce?
Nie zastanawiałam się nad tym, ale nie zazdroszczę mu sytuacji. Kontuzja tuż przed igrzyskami musiała być dla niego trudnym doświadczeniem
Tegoroczny sezon jest dla pani już szóstym w cyklu WTA, a w sumie rozegrała już pani ponad 400 meczów na najwyższym poziomie. Czy tenis wciąż sprawia pani taką samą radość, jak wtedy, gdy dopiero rozpoczynała pani grę na najwyższym poziomie?
Radość z gry zmienia się tak naprawdę z tygodnia na tydzień. Zresztą nie mówiłabym, że w 2019, czy 2020 roku radość z tenisa była największa, bo wtedy było bardzo dużo trudnych momentów. Nie grałam jeszcze tak dobrze w tenisa, było więcej porażek i poczucie, że przede mną jeszcze bardzo długa droga. Ciągle odnajduję kolejne źródła motywacji. Teraz też mam mnóstwo pracy do wykonania, ale to jednak coś innego, gdy kończy się większość turniejów w pierwszej, czy drugiej rundzie, a coś innego, gdy w półfinałach, czy finałach. Teraz łatwiej dostrzec pozytywy. Poza tym ułożyłam sobie życie na tourze na tyle dobrze, że jest dla mnie teraz znacznie wygodniejsze.
Rok temu mówiła pani, że ciągła walka o pozycję liderki światowego rankingu bywa dla pani wyczerpująca psychicznie. Poradziła już sobie pani z ciągłą presją?
Każdy ma inny sposób. Carlos Alcaraz ma zupełnie inny charakter ode mnie, on podróżuje na kolejne turnieje z wieloma osobami, korzysta z życia, dobrze się bawi i zupełnie inaczej celebruje sukcesy. Dla mnie ważniejsze jest to, by mieć spokój wokół siebie, dbać o proste przyjemności i spędzać czas z najbliższymi. Jestem introwertyczką, a gdybym robiła więcej, czułabym się bardzo zmęczona. Mam jednak wrażenie, że ja i mój zespół jesteśmy w tym bardzo dobrzy, że mamy swój rodzaj luzu. Może inny niż Alcaraz, ale dopasowany do mnie, który przede wszystkim działa i sprawia mi przyjemność. Duża w tym zasługa Darii Abramowicz, bo bez pracy z nią nie byłabym w tym miejscu. Trenerzy dają mi czas, bym odpoczęła i mogła spędzić czas w fajnych miejscach poza kortem.
Jak często w ciągu tygodnia myśli pani o rankingu WTA i presji na utrzymanie pozycji liderki?
Zapewniam, że to nie jest pierwsza rzecz, o której myślę po przebudzeniu. Doszłam do tego poziomu, że wiem, że w tenisie nie gra się dla rankingu. A wychodząc na kort, jestem w stanie skupiać się na doskonaleniu swoich uderzeń, a punkty do rankingu traktować tylko jako efekt tej pracy. Oczywiście łatwiej jest to zrobić, będąc na szczycie, bo zapewne nieco inaczej jest, gdy jest się w tarapatach, a wynik każdego turnieju przesądza na przykład o budżecie na trenerów i wyjazdy na kolejne turnieje. Zdaję sobie sprawę, że jestem w uprzywilejowanej pozycji, co ma plusy i minusy, ale też, że na to zapracowałam i dalej pracuję.
Podczas igrzysk olimpijskich z trybun wspierał pani najpopularniejszy polski piosenkarz Dawid Podsiadło. On sam nigdy nie ukrywał, że jest pani wielkim fanem i wspominał o pani nawet podczas swoich koncertów. Mieliście okazję do rozmowy?
Faktycznie Dawid kilka razy do mnie pisał i fajnie, że przyjechał na igrzyska. Przyznaję, że mało słucham polskiej muzyki, a jeśli już bardziej utworów na przykład Maanam, więc bardziej klasyki. Nie będę oszukiwać i Dawida Podsiadło jest jednak znacznie mniej na mojej playliście niż choćby Taylor Swift. Doceniam jednak to, co w naszym kraju robi Dawid, a ostatnio miałam nawet okazję zobaczyć nagranie z koncertu na Stadionie Śląskim. Fajnie jest widzieć osobę, która tak znakomicie wykorzystuje talenty, które posiada.
Czytaj więcej:
Po pytaniu od brytyjskiego dziennikarza Polka tylko spuściła wzrok
Zdobyła srebro. Jej pupilkiem był pyton