Bardzo emocjonujący przebieg miało czwartkowe spotkanie Kamila Majchrzaka z Karenem Chaczanowem. Polak przegrał dwa pierwsze sety, a następnie wygrał trzy kolejne i ostatecznie triumfował 2:6, 6:7(4), 6:4, 7:5, 7:6(5).
Po zakończeniu meczu nasz zawodnik rozdawał kibicom autografy, a jednemu z chłopców podał swoją czapkę. Nie trafiła ona jednak do młodego fana, ponieważ wziął mu ją stojący obok mężczyzna (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Maciej Lampe opowiada o ojcu. "Prawie nigdy nie był zadowolony. Teraz to rozumiem"
Sytuacja odbiła się głośnym echem i miała szczęśliwe zakończenie. Majchrzak odszukał chłopaka, spotkał się z nim i wręczył mu torbę z pamiątkami (więcej TUTAJ).
Pomeczowy incydent był szeroko komentowany w sieci i według jednej z wersji mężczyzną, który wziął czapkę miał być Piotr Szczerek, który jest prezesem firmy brukarskiej.
Jego tożsamość potwierdził Majchrzak w rozmowie z "New York Post". Tenisista przyznał, że początkowo nie był świadomy całej tej sytuacji.
- Najwyraźniej było to jakieś nieporozumienie. Podawałem czapkę, ale po meczu miałem mnóstwo spraw na głowie, byłem bardzo zmęczony i podekscytowany zwycięstwem. Po prostu to przeoczyłem. Nic nie widziałem. Jestem pewien, że ten facet również działał pod wpływem emocji, w ferworze chwili - powiedział.
Majchrzak wspomniał również o tym, że przekazał Szczerkowi kontakt do matki chłopca, by biznesmen mógł się z nią skontaktować i spróbować się zrehabilitować. Firma mężczyzny jest jednym ze sponsorów Polskiego Związku Tenisowego.
- On również chciał naprawić sytuację, więc podałem mu dane do konta matki Brocka (imię chłopca - przyp. red.) w serwisie społecznościowym, którego używałem do kontaktowania się z nią - poinformował.
Niestety Majchrzak odpadł w III rundzie US Open. Nasz zawodnik skreczował w pierwszym secie spotkania z Leandro Riedim.