Jeśli w najbliższym czasie ktoś grający pod polską flagą ma pokonać lidera/liderkę światowego rankingu, jest to Agnieszka Radwańska. Na takie zwycięstwo rodzimy tenis czeka od początku ery zawodowej, która po owocnej w sukcesy karierze Fibaka przynosi nam w tych latach popisy zawodniczki z Krakowa. Formuła turnieju Masters oznacza, że poniesiona po wielkiej walce porażka z Woźniacką nie eliminuje Isi z gry: rewanż z Dunką polskiego pochodzenia, prywatnie przyjaciółką, może nastąpić w niedzielnym finale.
PO MECZU: Radwańska i Wiktorowski
Łzy szybko wysychają, rany się goją. Ale pozostaje historia. Historia mówi, że we wtorek Radwańska musiała uznać wyższość Woźniackiej po raz piąty z rzędu (pokonała obecną liderkę rankingu tylko w ich pierwszym pojedynku). Jest też rzeczywistość, która mówi: Radwańska znów pokazała grę taką, którą jest w stanie pokonać każdą tenisistkę świata, tym bardziej tą często jednostajną Woźniacką. Praca i cierpliwość wszystko przezwyciężają.
CZYTAJ: Zachwycająca mistrzyni Wimbledonu pierwszą liderką grupy czerwonej
Najlepsza polska tenisistka przegrała z Dunką według podobnego scenariusza jak przy poprzednich okazjach. Woźniacka walczy - pod szczególnie czujnym okiem kamer, fanów i antyfanów, gdy przez 54 tygodnie okupuje pozycję nr 1 na światowej liście. Woźniacka walczy - to jej przepis na sukces, którym w tym tygodniu, w hali im. Sinana Erdema w Stambule, może stać się tak wyczekiwany, po kolejnej nieudanej pogoni za wielkoszlemowym laurem, tytuł w Mistrzostwach WTA.
Jeśli Radwańska po pięknym secie otwarcia, który zapisała na swoje konto po obronie trzech setboli przy swoim serwisie i głównie dzięki temu serwisowi (przy 4:5), obniżyła poziom z powodu bólu w ramieniu, opatrywanym w przerwie, jest to argument na jej obronę. Starożytni Rzymianie mówili, że wielki sternik płynie nawet z poszarpanym żaglem, ale Isia jeszcze - bo to Masters, rozgrywany w grupach - nie straciła szans na dobicie do oczywistego celu, jakim jest półfinał.
Sympatycy tenisowej demagogii mogą żałować, że Agnieszce Radwańskiej nie towarzyszy w Turcji jej ojciec, który tworzyłby kapitalny duet z papą Woźniackim. - Iśka dobrze gra - mówił podczas zmiany stron do córki. - Karolina! Tu się przecież o coś walczy, a ty masz 40-0, chcesz przebić piłkę i grać - ciągnął, gdy Karolina miała chwilę potem wyjść na kort (typ tegoż, Rebound Ace, nieszczególnie dobrze znany zawodniczkom startującym obecnie w premierowym cyklu WTA) i wyserwować sobie wyrównanie w setach.
Potrzaskiem dla Woźniackiej były manewry, w jakie angażowała rywalkę Radwańska. Te manewry: zmiany rytmu i rotacji, poezja przy siatce, wykorzystanie całej dostępnej szerokości, ale i... wysokości, pozwoliły kiedyś ochrzcić Isię następczynią Hingis. Od pierwszych sygnałów, które dawała wielkiej publiczności, począwczy od triumfu nad Szarapową na stadonie Ashe'a w Nowym Jorku (2007), Agnieszka jest nową Hingis, krew z krwi i kość z kości - krakowianka, niemająca aspiracji mieszkania w żadnym Monako.
Na Masters, na ten najważniejszy turniej w sezonie, na tę kwintesencję kobiecego tenisa, patrzą wszyscy mający do czynienia z białym sportem. Patrzy o wiele więcej osób niż na międzynarodowe mistrzostwa Chin, gdzie Radwańska w zapierającym dech w piersiach stylu sięgnęła niedawno po życiowy wynik. Dziś sympatycy tenisa widzą rozwijającą się ciągle zawodniczkę znad Wisły, nam dającą nadzieję na historyczne zwycięstwo nad liderką rankingu. To, co Karolina? Widzimy się w niedzielę w finale?
Mistrzostwa WTA, Stambuł (Turcja)
WTA Tour Championship, kort twardy w hali, pula nagród 4,9 mln dol.
wtorek, 25 października
Grupa czerwona, pierwsza kolejka:
(Dania, 1) | (Polska, 8) | |
---|---|---|
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |
| | |