Anna Niemiec: Spróbuj zadowolić tenisowego smakosza

Polscy kibice tenisa stali się niezwykle wybredni. Przypominają trochę smakoszy stołujących się w najdroższych restauracjach, w których o podniebienia gości dbają najlepsi szefowie kuchni.

Anna Niemiec
Anna Niemiec

To ciągłe rozpieszczanie sprawiło, że nawet najwykwintniejsze potrawy spowszedniały. W końcu nawet kawior i szampan mogą się kiedyś znudzić. Agnieszka Radwańska od wielu lat utrzymuje się w światowej czołówce. Odniosła już wiele wspaniałych rezultatów. Na swoją zgubę osiągała je chyba zbyt regularnie. Fani zdążyli się do nich przyzwyczaić. Okazuje się, że nawet niewątpliwy sukces, jakim był awans do półfinału wielkoszlemowego Australian Open, można przedstawić jako kolejne niepowodzenie Radwańskiej.

Agnieszka z drobnymi problemami, ale zameldowała się w ćwierćfinale. Przed turniejem eksperci zgodnie przewidywali, że Polka ponownie znajdzie się w najlepszej "ósemce" pierwszego w sezonie turnieju Wielkiego Szlema i na tym koniec. Była przecież na kursie kolizyjnym z Wiktorią Azarenką, która od dłuższego czasu była dla krakowianki przeszkodą nie do przejścia. Myślę, że wiele osób w tym wypadku brałoby ewentualny awans do półfinału w ciemno. Jednak po meczu z Azarenką apetyty znacząco się zaostrzyły. Aga sama była sobie "winna". Mecz przeciwko Białorusince był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym w jej karierze. Według mnie był to najbardziej spektakularny występ w turnieju kobiet, kwintesencja tego z czego słynie Isia na całym świecie. Można było odnieść wrażenie, że Radwańska przed Azarenką wiedziała, gdzie ta będzie chciała posłać kolejną piłkę. Z kolei sama bardzo często zagrywała tam, gdzie Wika się tego nie spodziewała. Nie ukrywam, że miło było popatrzeć jak obrończyni tytułu raz za razem bezradnie rozkładała ręce. Aga znowu udowodniła, że jest arcymistrzynią gry kombinacyjnej i defensywnej. Tym razem dodała również coś ekstra w ataku. Nie pozwalała odrzucić się Azarence od linii końcowej, przez co ta miała problemy z dominowaniem w wymianach z głębi kortu. Sama również kilka razy porządnie przegoniła Wikę z rogu do rogu. Polka bardzo dobrze wytrzymała ten ciężki pojedynek psychicznie. Gdy ktoś, z kim często się dotychczas przegrywało, zaczyna odwracać losy meczu, łatwo zacząć wątpić w końcowe zwycięstwo. Aga przegranym drugim setem się nie podłamała. W decydującej partii wróciła jeszcze mocniejsza. Ci, którzy nie wierzyli, że Radwańska może zagrać lepiej niż w pierwszym secie, musieli się mocno zdziwić. Kibice znający angielski mieli niesamowitą okazję usłyszeć i przeczytać całą gamę przymiotników, porównań, metafor, za pomocą których można wyrazić zachwyt. Trzeba przyznać, że żaden z nich nie był ani trochę przesadzony. Polka w pełni zasłużyła na swój pseudonim "ninja".

Po takim występie naszej tenisistki, dziennikarze i eksperci wpadli w euforię. Z jednej strony słusznie, bo Radwańska grała przepięknie i finezyjnie, z drugiej niektórzy chyba trochę za szybko wpisali jej nazwisko do finału. Chętnie już wręczylibyśmy jej puchar za zwycięstwo. Owszem były powody do optymizmu, ale łatwego zwycięstwa nad Dominiką Cibulkovą spodziewali się tylko ci, którzy nie zbyt dokładnie śledzili turniej pań. Słowaczka nie tylko pokonywała kolejne rywalki, ona je wręcz demolowała. Jedyną, która zdołała urwać jej seta była Maria Szarapowa. Cibulková to zawodniczka niezwykle zacięta. Nikogo się nie boi. Pomimo niewielkiego wzrostu, potrafi narzucić większości rywalek swój bardzo agresywny styl gry. Na korcie zawsze jest bardzo pobudzona i dynamiczna. Agnieszkę Radwańską czekał więc następny trudny mecz. Było mało prawdopodobne, żeby Aga dała radę dzień po dniu zagrać na takim poziomie jak w meczu z Azarenką. Wszyscy jednak wierzyli w zwycięstwo. Jeszcze nigdy nie widziałam o piątej rano tylu dostępnych znajomych na Facebooku. Łatwego meczu trudno było się spodziewać, ale że tak brutalnie zostaniemy sprowadzeni na ziemię, również się nie spodziewaliśmy. Nawet nie można powiedzieć, że Radwańska przegrała. Jej tam jakby nie było, jakiś cień wczorajszej Agnieszki snuł się po korcie. Oczywiście nie można odbierać zasług Cibulkovej, która zagrała doskonale i nawet przez chwilę nie pozwoliła, żeby Polce i jej kibicom zakiełkowała myśl, że ten mecz można odwrócić.

Ton komentarzy po meczu zmienił się o 180 stopni. Z euforii kibice wpadli w czarną rozpacz. Teorii na temat tego, co się stało, było wiele. Najczęściej powtarzano, że Polka nie wytrzymała presji i, że wciąż jest za słaba fizycznie. Jednak tylko sama tenisistka wie, w jakim stopniu oba te czynniki złożyły się na przegraną. Po meczu przyznała, że zawiodło ją ciało. Wszyscy byli zaskoczeni tym, co się stało. "Jak można było nie wykorzystać takiej szansy?" Przed meczem z Azarenką wielu ekspertów mówiło, że Agnieszka, żeby mieć jakiekolwiek szansę na nawiązanie walki z Białorusinką, będzie musiała wyjść z siebie. Zagrać na 100 proc. i jeszcze trochę dołożyć. Dziewczyna rzuciła do walki wszystko, co miała. Udało się, ale niestety na następny mecz nic już nie zostało. Agnieszka Radwańska w meczu przeciwko Dominice sprawiała wrażenie "pustej" zarówno fizycznie jak i psychicznie. Zmęczenie fizycznie łatwo wytłumaczyć. Wystarczy pomnożyć ilość godzin spędzonych na korcie z upałem, który panował w czasie tegorocznej imprezy. Psychika to bardziej skomplikowana sprawa. Wielu sportowców, nie tylko tenisistów, zgodzi się ze mną, że po takiej euforii ciężko w tak krótkim czasie dwa razy wyzwolić w organizmie odpowiedni poziom adrenaliny. Mecz z Wiką był niezwykle trudny i ważny dla Agi przede wszystkim ze względów sportowych. Udało się w końcu złamać barierę ćwierćfinału w Australian Open. Wiadomo też, że dwa lata temu stosunki niegdyś bliskich koleżanek uległy ochłodzeniu i od tego czasu Polka doświadczyła kilku bolesnych porażek z tą właśnie rywalką. Taka mała zemsta dodatkowo, osłodziła jeszcze to zwycięstwo.
Jedyne co trochę jednak martwi to przygotowanie fizyczne Agnieszki. Tomasz Wiktorowski zapowiadał, że w przerwie pomiędzy sezonami główny nacisk położą na poprawę tego elementu. Wiktorowski przyznał, że w poprzednim sezonie jego zawodniczka zagrała kilka meczów na 70 proc. Dzięki pracy w sezonie przygotowawczym w tym roku takich sytuacji miało być mniej. Niestety w półfinale Australian Open Isia nie zbliżyła się nawet do 70 proc. swoich możliwości. Martwi również to, że Radwańska praktycznie od początku roku grała z oplastrowanym barkiem. Nie jest to nowa kontuzja, ale przedtem odzywała się ona w bardziej zaawansowanej części sezonu niż pierwszy tydzień stycznia. Jednak nie od razu Rzym zbudowano. Trzeba wierzyć, że sztab szkoleniowy naszej najlepszej tenisistki wie, co robi i metodą małych kroczków Agnieszka będzie coraz silniejsza.

Szkoda szansy, która uciekła, ale jak mówią, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wierzę, że Agnieszka, tak jak zapowiedziała, wróci silniejsza o to doświadczenie. Nie udało się awansować do finału, ale półfinał Wielkiego Szlema to nadal "niezły" wynik. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy obwieścili, że to kolejna klęska naszej reprezentantki. Przecież trofeum było już praktycznie na wyciągnięcie ręki. Taka szansa na pewno już się nie powtórzy. Coś podobnego słyszałam po zeszłorocznym Wimbledonie. Okazało się, że pół roku później Isia ponownie znajduje się w najlepszej "czwórce" Wielkiego Szlema. Słyszałam również, że Radwańska nigdy nie wygra w dużej imprezie z nikim z trójki Williams, Azarenka, Szarapowa. A tu proszę, pokonała tę, która w Melbourne była w ostatnich latach najgroźniejsza.

Wierzę, że Agnieszka Radwańska stworzy sobie jeszcze wiele szans na wygranie turnieju wielkoszlemowego i którąś z nich na pewno wykorzysta. Spełni tym samym marzenie swoje i wszystkich sympatyków tenisa w Polsce. Agnieszce niewiele już brakuje do upragnionego zwycięstwa i być może dlatego zawód po półfinałowej porażce był taki duży. Mam nadzieję, że tegoroczny występ Radwańskiej w Australian Open nie będzie kibicom kojarzył się z porażką. Ja na pewno będę pamiętać ten turniej przez pryzmat niesamowitego zwycięstwa nad Azarenką, bo nieważne z kim przegrałeś. Gdy masz słabszy dzień, możesz przegrać z każdym. Liczy się to, z kim możesz wygrać. A danie, pomimo goryczki na końcu, szefowa kuchni zaserwowała pyszne.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online. (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×