Swój inauguracyjny mecz w tegorocznej edycji Wimbledonu Agnieszka Radwańska musiała rozgrywać przez dwa dni. Polka stanęła do walki z Andreeą Mitu w poniedziałkowy wieczór, lecz przy jej prowadzeniu 4:2 w pierwszym secie obie tenisistki musiały zejść do szatni z powodu opadów deszczu. Mecz został wznowiony dopiero we wtorek, ale nie wybiło to z rytmu naszej tenisistki, która zwieńczyła dzieło, pokonując Rumunkę 6:2, 6:1. - Było już ciemno, trawa była śliska, trudne warunki. Powiedziano nam, że jest za ciemno, by móc skorzystać z challenge'u, ale mimo to miałyśmy grać bez tej opcji. Było już późno i wiadomo było, że i tak, nawet gdyby nie zaczęło padać, nie zdążymy rozegrać całego spotkania - psioczyła na organizatorów Polka.
W środę Radwańska będzie mieć pewność, że nawet opady deszczu nie zakłócą jej meczu II rundy z Casey Dellacquą. Polka zmierzy się z Australijką na wyposażonym w zamykany dach korcie centralnym Wimbledonu, świątyni białego sportu. Korcie, na którym rozegrała najważniejszy mecz w karierze, w 2012 roku walcząc w finale The Championships z Sereną Williams.
[ad=rectangle]
Leworęczna Dellacqua, dla której to piąty w karierze start w Wimbledonie, w I rundzie miała niezwykle ciężką przeprawę. Australijka pokonała utalentowaną Estonkę Anett Kontaveit 3:6, 7:6(4), 6:3, ale w drugim secie musiała bronić piłki meczowej. W zwycięstwie tenisistce z antypodów wydatnie pomógł serwis - posłała 11 asów. - Nie miałam swojego najlepszego dnia, ale cały czas szukałam sposobu na zwycięstwo i znalazłam go - oceniła Dellacqua.
29-latka z Sydney jako juniorka była o wiele lepiej zapowiadającą się deblistką niż singlistką. W 2003 roku wygrała juniorski Australian Open w deblu, tworząc parę z rodaczką Adrianą Szili. W tym samym roku po raz pierwszy w karierze wygrała mecz w seniorskim turnieju wielkoszlemowym, dochodząc do III rundy imprezy w Melbourne. Umiejętność operowania wolejem przydała się Australijce również w seniorskim tenisie. Dellacqua w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych osiągnęła finał w grze podwójnej, a w 2011 roku wygrała Rolanda Garrosa w grze mieszanej razem ze Scottem Lipskym.
Zawodowa kariera Dellacquy to ciągła walka z kontuzjami. Australijkę trapiły urazy m.in. ramienia i prawej stopy, które wymagały zabiegów operacyjnych i długotrwałej rehabilitacji, co zawsze wiązało się z długą przerwą w grze. - To była dla mnie prawdziwa podróż przez mękę - wspominała walkę z kontuzjami. - Byłam młoda i tego nie akceptowałam, nie mogłam pojąć, dlaczego mnie to spotyka. Jednak dzięki tym wydarzeniom z przeszłości, potrafię teraz docenić każdą, nawet najmniejszą chwilę szczęścia - dodała.
Niespodziewany renesans w karierze Australijki, która singlowe tytuły wywalczyła tylko w turniejach rangi ITF (wygrała 23 takie imprezy), nastąpił w sierpniu ubiegłego roku, gdy rozpoczęła współpracę z Shannonem Nettle'em. - On ma fenomenalne podejście, potrafi do mnie dotrzeć. Gdy zaczynaliśmy współpracę, byłam poza Top 200, a teraz dziękuje mu za to, gdzie jestem. W zeszłym roku przed US Open usiedliśmy i odbyliśmy długą rozmowę. On w bardzo jasny sposób przekazał mi, co powinnam robić, a ja mu w pełni zaufałam - doceniła swojego trenera.
Pod wodzą Nettle'a Dellacqua w tym sezonie osiągnęła kilka wspaniałych rezultatów, na czele z IV rundą Australian Open (porażka z Eugenie Bouchard) i ćwierćfinałem w Indian Wells, w którym uległa Simonie Halep. - Każdego tygodnia ciężko pracuję i dobre wyniki to nagroda za ten wysiłek. To dla mnie wspaniały sezon, jestem z siebie dumna, bo gram dobrze i potrafię grać konsekwentnie - mówiła rezydentka Sydney.
Dellacqua wspinała się na coraz wyższe pozycje w rankingu WTA, aż wreszcie dwa tygodnie temu, po półfinale w Birmingham, awansowała na najwyższą w karierze, 39. lokatę w światowej klasyfikacji. - Myślę, że to, gdzie teraz jestem, to zasługa tego, z czym zmagałam się w przeszłości. Już po Australian Open moim celem było Top 100. Teraz jestem 39., a więc zajmuje taką samą pozycje, jak w 2008 roku. Wysokie miejsce w rankingu to rzecz niezwykle ważna, ale dla mnie ważniejsze jest to, że widzę, iż ciężka praca popłaca. Czułam, że mogę znów być tak wysoko, a to wszystko zasługa mojego trenera, muszę mu podziękować. To dzięki niemu jestem tutaj - cieszyła się Australijka, która przed Wimbledon awansowała jeszcze o trzy miejsca i do The Championships przystąpiła jako 36. rakieta globu.
Gra 29-latki z Sydney opiera się na płaskich i nisko zagrywanych nad siatką uderzeniach z linii końcowej, którymi stara się wywierać presję na przeciwniczkach i przejmować inicjatywę na korcie. - Jestem już doświadczoną tenisistką, ale wiem, że dzięki pracy wciąż mogę poprawiać swoją grę i pozycję w rankingu. Wiem, że gdy jestem zdrowa, stać mnie na wiele - przyznała.
W tegorocznym Wimbledonie Dellacqua może nawiązać do swojego osiągnięcia z 2008 roku, gdy jedyny raz zagrała w III rundzie przy Church Road. - Kocham każdy turniej wielkoszlemowy, ale Wimbledon jest dla mnie jak Święty Graal. Kocham grę na trawie, a gdy byłam mała, zawsze oglądałam transmisje z Wimbledonu, które zaczynały się o północy. Siedziałam na kanapie i patrzyłam się w telewizor, podziwiając tych wielkich mistrzów, a teraz sama mogę tu być i mam okazję grać na tych kortach. Zamierzam cieszyć się każdą chwilą spędzoną w tym miejscu - opowiadała Australijka.
Agnieszka Radwańska nigdy jeszcze nie miała okazją mierzyć się z Dellacquą. Z Australijką przed dwoma tygodniami na trawie w Birmingham grała za to jej siostra Urszula i gładko przegrała (1:6, 3:6). - Jeszcze nigdy nie grałam przeciwko Casey, ale znam ją dobrze. Moja siostra Ula niedawno z nią walczyła, więc dopytam ją jeszcze o szczegóły. Na pewno na jej korzyść przemawia leworęczność. Trudniej się gra z taką rywalką, zwłaszcza na trawie - scharakteryzowała swoją przeciwniczkę pierwsza rakieta Polski.
- Wiem, że będę musiała zagrać na najwyższym poziomie - stwierdziła z kolei Dellacqua. - W tym momencie kariery chcę cieszyć się z każdej możliwości gry na wielkim korcie. Nie chcę wyjść na kort z uczuciem, że na pewno przegram. Nawet, gdy nie jestem faworytką albo przegrywam, chcę znaleźć drogę do zwycięstwa. Każdy mecz to nowe doświadczenie i możliwość wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Najważniejsze jest pozytywne nastawienie. Kiedy opuszczę kort, chcę czuć, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy - powiedziała reprezentantka Australii.
Choć gra na korcie centralnym Wimbledonu wyzwala dodatkowe pokłady energii, a Dellacqua jest w najlepszym momencie swojej kariery, wszystkie atuty i tak są po stronie Radwańskiej. - Australijka jest leworęczna, przez co znacznie trudniej się z nią gra - asekuruje się jednak Polka przed środowym meczem. Oby niepotrzebnie.
The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród w singlu kobiet 9,600 mln funtów
środa, 25 czerwca
II runda:
kort centralny, od godz. 14:00 czasu polskiego
Agnieszka Radwańska (Polska, 4) | bilans: 0-0 | Casey Dellacqua (Australia) |
---|---|---|
4 | ranking | 36 |
25 | wiek | 29 |
173/56 | wzrost (cm)/waga (kg) | 165/66 |
praworęczna, oburęczny bekhend | gra | leworęczna, oburęczny bekhend |
Kraków | miejsce zamieszkania | Sydney |
Tomasz Wiktorowski | trener | Shannon Nettle |
sezon 2014 | ||
33-12 (33-12) | bilans roku (główny cykl) | 24-10 (20-10) |
finał w Indian Wells | najlepszy wynik | półfinał w Birmingham |
3-2 | tie breaki | 3-1 |
109 | asy | 42 |
1 631 453 | zarobki ($) | 469 115 |
kariera | ||
2005 | początek | 2002 |
2 (2012) | najwyżej w rankingu | 36 (2014) |
437-184 | bilans zawodowy | 327-186 |
13/6 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 0/0 |
15 801 462 | zarobki ($) | 2 456 214 |
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Hm...