Przy stanie 2:6, 6:3, 3:5 i 15-40 Andżelika Kerber obroniła dwa meczbole z rzędu dla Kiki Bertens i miała nawet okazję na zniwelowanie strat. Wówczas pewnie niejedna osoba wróciła wspomnieniami do rozgrywanego pod koniec stycznia Australian Open. Wtedy zaledwie jedna piłka dzieliła Misaki Doi od wyeliminowania Niemki ze zmagań, które finalnie kilkanaście dni później wygrała. Tym razem historia się nie powtórzyła i to notowana na 58. miejscu Holenderka zeszła z kortu uśmiechem na twarzy.
- Przyjechałam tutaj, aby grać mecz za meczem, nie wybiegać w przyszłość - powiedziała Kerber. - Zdaję sobie sprawę, że również w pierwszych rundach musisz prezentować swój najlepszy tenis, ponieważ nie ma łatwych rywalek. Właśnie to próbowałam robić, ale to nie był mój dzień. Starałam się walczyć także w trzecim secie, ale niestety moja rywalka prezentowała się za dobrze w ważnych momentach.
- Jestem rozczarowana, ale taki jest sport i podobne rzeczy mogą mieć miejsce.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Historia tego sportu jest zaskakująca. Wszystko zaczęło się od księcia
Bertens miała sporo kłopotów z zamknięciem pojedynku. Holenderka najpierw zmarnowała dwa meczbole, a chwilę później musiała zmierzyć się z obroną break pointa dla Kerber. - Byłam naprawdę zdenerwowana - skomentowała Bertens. - Cieszę się, że udało mi się wygrać.
W obecnym sezonie Holenderka sprawiła już niejedną niespodziankę. W zmaganiach Pucharu Federacji przeciwko Rosji pokonała Swietłanę Kuzniecową i Jekaterinę Makarową, natomiast w Norymberdze okazała się lepsza od Roberty Vinci. W II rundzie tegorocznej edycji Rolanda Garrosa spotka się z Camilą Giorgi.