Turnieje rangi ATP Challenger Tour są drugim stopniem męskich rozgrywek (po głównym cyklu, do którego zaliczane są turnieje wielkoszlemowe i rangi ATP Tour). W tych imprezach biorą udział tenisiści znani, ale nie notowani w ścisłej światowej czołówce. Lecz organizatorzy zawodów w Dallas zgromadzili w obsadzie dwie bardzo rozpoznawalne postacie świata tenisa.
Największą gwiazdą turnieju jest John Isner, aktualnie dziesiąty tenisista rankingu ATP. Amerykanin początku tego sezonu nie może zaliczyć do udanych. W dwóch dotychczasowych występach (w Auckland i w wielkoszlemowym Australian Open) odpadał już po inauguracyjnym spotkaniu. Forma Isnera, który zeszły rok zakończył udziałem w Finałach ATP World Tour, jest mocno rozczarowująca, dlatego w poszukiwaniu dyspozycji i gry zdecydował się na start w Dallas.
Jako że przepisy ATP wykluczają występ w challengerze w singlu tenisisty, który na trzy tygodnie przed rozpoczęciem turnieju zajmował miejsce w czołowej "10" rankingu, Isner w imprezie RBC Tennis Championships of Dallas zaprezentuje się w deblu. Stworzy parę z rodakiem Aleksem Kuzniecowem.
ZOBACZ WIDEO Andrzej Strejlau zachwycony Piątkiem. "Pokazuje jak powinien grać środkowy napastnik!"
W Dallas zagra także Nick Kyrgios. Niezwykle utalentowany Australijczyk w najnowszym notowaniu rankingu zajmuje 66. lokatę (przed trzema tygodniami był 51.) i mógłby wystąpić w singlu, ale zdecydował się jedynie na grę w deblu. Jego partnerem został Amerykanin Mitchell Krueger.
Przykłady Isnera i Kyrgiosa pokazują, że nawet czołowi tenisiści, gdy wymaga tego sytuacja, potrafią zejść na niższy szczebel i pojawić się na starcie turnieju, w którym wystąpią także gracze notowani poniżej 300. miejsca w rankingu. Gra w challengerze nie jest żadną ujmą, o czym niektórzy zawodnicy, ale i sympatycy tenisa, niekiedy zapominają.
Zwłaszcza Amerykanin podjął odważną decyzję, bo przecież w tym tygodniu odbywają się trzy turnieje rangi ATP Tour (w Montpellier, Sofii i w Cordobie). W żadnym nie występują tenisiści z czołowej "10" rankingu i gdyby Isner poprosił o dziką kartę, z dużą pewnością można stwierdzić, że otrzymałby ją, ponieważ nie ma świecie organizatora imprezy, który nie chciałby mieć w obsadzie tenisisty z Top 10.