Stefania Rogozińska-Dzik (Legia Warszawa - sekcja tenisa, nr 5) w finale gry pojedynczej kobiet pokonała rozstawioną z numerem pierwszym Anastazję Szoszynę (WKS Grunwald Poznań) 3:6, 6:1, 6:4. Mieszkająca w Polsce od ośmiu lat niespełna 22-letnia Ukrainka opuszcza Śląsk aż z trzema medalami - dwoma srebrnymi (także w deblu) oraz złotem w mikście, ale w najważniejszym meczu "zapłaciła" za iście "końską" dawkę tenisa, jaką sobie zafundowała w mistrzostwach.
- Może to był błąd, żadna z dziewczyn nie startowała w tylu konkurencjach, co ja. Kosztowało mnie to sporo sił i na końcu chyba ich zabrakło - przyznała Szoszyna, która jeszcze w niedzielę wczesnym rankiem, kilka godzin przed meczem, nastawiała nadwyrężone wysiłkiem kręgi w kręgosłupie.
Pierwsza parta nie zapowiadała jednak zwycięstwa 18-letniej tenisistki ze stolicy, ponieważ zakończyła się pewnym zwycięstwem mieszkającej w Warszawie Szoszyny. Rogozińska-Dzik słabo serwowała i miała kilka serii przegranych punktów, w trakcie których nie była w stanie przeciwstawić się rywalce. Z kolei preferująca ofensywny tenis Szoszyna grała bardzo pewnie, wcześniej zdobyła przewagę przełamania, szybko ją powiększyła i set zakończył się wynikiem 6:3.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: To może być tenisowe zagranie roku! O tej wymianie mówi cały świat
W drugiej odsłonie rywalizacja o złoto zmieniła swoje oblicze. Nastolatka skorzystała z przerwy na toaletę, z której wróciła odmieniona: zagrała zdecydowanie najlepszy set w całym turnieju, co chwilę po korcie niosło się jej głośne "jazda!", które pewnie poniosło ją do wygranej 6:1 i remisu w meczu. Zawodniczka rozstawiona z nr 5 świetnie serwowała, doskonale biegała i kontrolowała przebieg spotkania. Szoszyna w pewnym momencie zmieniła nawet taktykę: próbowała niekonwencjonalnych zagrań i skrótów, ale to nie wystarczyło na świetnie dysponowaną Rogozińską-Dzik.
Początek trzeciego seta przypominał drugą partię, gdyż po prostych błędach Szoszyny bardzo szybko na tablicy wyników pojawił się rezultat 4:1 dla Rogozińskiej-Dzik. Ukrainka sprawiała wrażenie, jakby nie miała już sił - w końcu w ostatnich trzech dniach zafundowała sobie iście "końską" dawkę tenisa, rozgrywając po trzy spotkania dziennie, dochodząc do finałów w deblu i w mikście. Na trybunach słychać już było opinie, że młoda tenisistka z Warszawy nie wypuści tego prowadzenia. Wtedy jednak nastąpiła niespodziewana reaktywacja Szoszyny, która wygrała 3 kolejne gemy i w zaciętej końcówce decydowała wojna nerwów. Tę lepiej wytrzymała debiutująca w seniorskich mistrzostwach Polski 18-latka, wygrywając całe spotkanie 3:6, 6:1, 6:4.
- Po pierwszym secie musiałam ochłonąć i przemyśleć taktykę. Powiodło się, od przerwy wszystko zaczęło iść już po mojej myśli. Bardzo się cieszę z tego tytułu, bo w juniorkach w mistrzostwach Polski wygrałam tylko raz, do lat 16, zwykle przegrywałam albo z Igą Świątek, albo z Mają Chwalińską. Dziękuję moim trenerom, że pomogli mi podjąć mądrą decyzję i skoncentrować się tylko na singlu, bo w innym wypadku w trzecim secie też mogłabym być zbyt zmęczona - podsumowała nowa mistrzyni Polski, która otrzymała również dziką kartę do rozgrywanego w Warszawie turnieju Warsaw Sports Group Open 2019.
Nierozstawiony Paweł Ciaś (UKS Beskidy Ustroń) zdobył tytuł w singlu mężczyzn w 93. mistrzostwach Polski w Tenisie - Fundacja Radan Gliwice Open 2019 z pulą nagród 140 tys. złotych. W finale 25-latek pokonał rewelację turnieju, o sześć lat młodszego Daniela Michalskiego (WKT Mera Warszawa, nr 5) 6:4, 6:4.
Ciaś, zawodowo grający w tenisa już tylko okazjonalnie, utarł nosa młodzieży - nie stracił w turnieju choćby seta, rywale nie mieli nawet okazji do tie-breaka. To jego trzeci tytuł w karierze - poprzednie świętował w latach 2013 i 2015. W tym roku do kolekcji dołączył także srebro w grze deblowej w parze z Grzegorzem Panfilem.
Pierwszy set niedzielnego finału singla rozgrywany był w bardzo trudnych warunkach, przy nieustannie padającym deszczu i zmiennym wietrze. Od początku widać było, że w takich okolicznościach nawet najlepsi tenisiści mistrzostw nie są w stanie zaprezentować swojego najlepszego tenisa. W decydującej fazie pierwszej partii Ciaś zdobył przewagę przełamania, którą potwierdził wygranym gemem serwisowym. Seta zakończyła prawdopodobnie najdłuższa wymiana (41 uderzeń!) turnieju, a gdyby nie zawahanie Michalskiego mogła trwać jeszcze dłużej.
W drugiej partii tenisiści dotrwali na korcie do stanu 1:1, po czym - wobec coraz mocniejszego deszczu i porywistego wiatru - sędzia naczelny Tomasz Pazik postanowił przerwać pojedynek. Wznowienie gry nastąpiło dopiero po blisko dwóch godzinach.
Przerwa nie przyniosła odmiany i znów lepszy był zawodnik z klubu z Ustronia. Choć tenisiści nie potrafili utrzymać swojego serwisu, to szeroki repertuar uderzeń i różnorodna gra Ciasia pozwoliły mu na przemokniętym korcie na zdobycie decydujących punktów.
- Warunki były dzisiaj bardzo niesprzyjające. Wiatr i padający deszcz w pierwszym secie nie ułatwiały nam gry, ciężko było kontrolować piłkę. Co zadecydowało? Może Daniel był bardziej nerwowy, a może mi bardziej pomogło doświadczenie - skomentował bezpośrednio po finale mistrz Polski, który otrzymał również dziką kartę do turnieju Pekao Szczecin Open 2019.
- A ja? Od początku zapędziłem się na walkę z warunkami, z samym sobą i jeszcze z Pawłem. To było trzech na jednego, dosyć nierówna rywalizacja - na poły żartobliwie skwitował Michalski. - Po przerwie Paweł znów dobrze grał i ciężko było mi coś ugrać. Oczywiście szkoda, bo to bardzo fajny turniej i fajnie byłoby zwyciężyć, ale liczę, że będę miał jeszcze kiedyś taką szansę - dodał rewelacyjny w Gliwicach nastolatek, który w I rundzie wyeliminował notowanego pięć lat temu na 57. miejscu w rankingu ATP, ale za dwa tygodnie kończącego karierę Michała Przysiężnego.
Gliwickie mistrzostwa Polski rozgrywane są w ramach cyklu LOTOS PZT Polish Tour.
Wyniki mistrzostw Polski w tenisie
Zobacz także:
Umag: Serbowie na remis z kwalifikantami
Bastad: latynoski finał