Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Odstałeś swoje w jednej? Zapraszamy do drugiej. A potem do trzeciej. Czwartej, piątej, szóstej... Każdy, kto przyleciał do Tokio na igrzyska olimpijskie, nie miał innego wyjścia niż nauka cierpliwości i to nie takiej krótkiej, ale rozciągniętej w czasie. Czekanie w kolejkach, które ciągnęły się w nieskończoność kilometrowymi korytarzami lotniska Haneda, to normalka.
Szybko można było stracić rachubę, do czego tym razem akurat się czeka. Czy do sprawdzenia aplikacji mającej monitorować twój każdy ruch i stan zdrowia, czy do podpisania jednego z wielu ważnych dokumentów, czy może akurat do powitalnego testu.
Kolejne okienko, kolejny podpis. I gdy wydaje ci się, że jesteś bliżej niż dalej, twoim oczom ukazuje się kolejny tłum. Nikt jeszcze nie wie, po co, ale skoro wszyscy stoją, to czekamy wszyscy.
ZOBACZ WIDEO: Restrykcje w Tokio wpłyną na formę zawodników? "Jedziemy tam wykonać dobrą robotę"
Biurokracja mogła budzić irytację, zwłaszcza jeśli ktoś był po kilkunastogodzinnym locie, po którym maseczka sama przyklejała się do zmęczonej twarzy. Humoru nie poprawiała też temperatura, która przywitała się z przybyszami ze świata po gospodarsku, czyli bardzo gorąco.
Temperatura odczuwalna: 37 stopni. Konichiwa.
To wszystko jest jednak konieczne. Igrzyska w Tokio jeszcze się nie rozpoczęły, a organizatorzy już muszą sobie radzić z przypadkami koronawirusa u sportowców, ucieczką 20-letniego sportowca z Ugandy (został już odnaleziony cały i zdrowy) czy... plagą ostryg na torze wioślarskim (WIĘCEJ TUTAJ). Dlatego chcą ograniczyć do minimum ryzyko możliwych problemów.
Stąd te stosy potrzebnych dokumentów, testy, aplikacje i sprawdzanie po kilka razy tego samego. Trudno mieć o to pretensje, tym bardziej że Japończycy robią wszystko z charakterystyczną dla siebie uprzejmością.
Wolontariusze starają się, jak mogą, byś trafił do odpowiedniego okienka. Dziękują i kłaniają się w pas tylko za to, że sam z siebie podałeś im odpowiedni dokument. Uśmiech, ukłony, dziękuję, dziękuję, ukłon, uśmiech. I tak od pierwszego do ostatniego turysty.
Gdy dziś dobiliśmy do brzegu (no prawie) i bez problemów przeszliśmy przez kontrolę celną, postanowiliśmy dać odpocząć nogom i usiedliśmy na zimnej posadzce lotniska. Jeden ze strażników ruszył natychmiast. Spodziewaliśmy się reprymendy, tymczasem zatroskany mężczyzna podszedł, bo chciał się dowiedzieć, czy na pewno nie potrzeba pomocy i czy ze zdrowiem wszystko w porządku.
Na kilka dni przed ceremonią rozpoczęcia igrzysk nie brak głosów, że będą farsą, że brak kibiców na trybunach to skandal, że pozwala się na ich obecność na treningach, ale na stadionie już nie. Rzeczywiście, zrozumieć to trudno. Szansę trzeba jednak dać.
Tym bardziej, że 57 lat temu Japończycy ją wykorzystali i do dziś uważa się tamte igrzyska za najlepiej zorganizowane w historii.
Miasta nie chcą przyjąć sportowców na IO! Czytaj więcej--->>>