Tokio 2020. Damian Lillard mówi o frustracji. "Trzeba było nadepnąć na gaz"

Getty Images /  Mike Ehrmann / Na zdjęciu: Damian Lillard
Getty Images / Mike Ehrmann / Na zdjęciu: Damian Lillard

- Wielu ludzi sprawia wrażenie, jakby to był koniec świata - mówi Damian Lillard po tym, jak reprezentacja USA przegrała swój pierwszy mecz na igrzyskach olimpijskich w Tokio.

W tym artykule dowiesz się o:

Zawsze, gdy koszykarze z USA przegrywają mecz na wielkiej imprezie, mówi się o sensacji. I trudno się dziwić. Turniej na przełożonych na 2021 rok igrzyskach Tokio 2020 zaczęli od porażki z Francją 76:83. O igrzyska Amerykanie zawsze "dbali" szczególnie. Ostatni mecz przegrali tutaj w... 2004 roku w Atenach.

Teraz zaliczyli falstart. - Czasami za bardzo staraliśmy się zrobić właściwą rzecz zamiast po prostu być sobą, czyli być najlepszymi zawodnikami z NBA - mówi Damian Lillard cytowany przez "USA Basketball".

Inauguracja nie wypadła po myśli jednej z największych gwiazd koszykarskiego turnieju w Tokio. Miał problemy ze skutecznością (3/10 z gry), a w kluczowych momentach popełnił dwa niezwykle kosztowne błędy. Najpierw zaliczył stratę przy próbie podania, potem zanotował uślizg, a próbując ratować sytuację popełnił przewinienie. Sędziowie uznali je za niesportowe.

ZOBACZ WIDEO: Rozegranie największym problemem kadry siatkarzy? "Tego zdecydowanie brakowało z Iranem"

- Miałem oddać rzut, a zgubiłem piłkę. Potem się poślizgnąłem i upadłem. Odwróciłem się szukałem piłki, noga poleciała w powietrze. Tutaj zasady są inne. Pozwoliliśmy rywalom uciec. Jest wiele rzeczy, które moglibyśmy zrobić lepiej - przyznał zawodnik Portland Trail Blazers.

Ten w żadnym stopniu nie ujmuje jednak sukcesu rywalom. - Francuzom trzeba oddać szacunek. To przecież całkiem niezły zespół z Rudy Gobertem czy Evanem Fournierem. To są zawodnicy z NBA, ale nie tylko oni - przyznał. - Po prostu zagrali lepiej od nas. Trafiali wtedy, kiedy to było potrzebne.

Pomimo słabszej gry i problemów ze skutecznością (tylko 36 procent jeśli chodzi o rzuty z gry) Amerykanie mieli mecz na wyciągnięcie ręki. Od stanu 74:67 stracili jednak 14 punktów z rzędu. Na finiszu mieli jeszcze swoje szanse, ale pudłowali na potęgę otwarte rzuty z dystansu. Porażka zatem zabolała.

- To trochę frustrujące, bo nie chcesz wyjść i przegrać meczu otwarcia. Zwłaszcza, gdy prowadzisz w nim różnicą 9-10 punktów. To były takie momenty, w których zamiast się relaksować, trzeba nadepnąć na gaz i spróbować odjechać, a my tego nie zrobiliśmy - wyjaśnił Lillard.

Czy porażka coś zmienia w kontekście walki o złoto? - Jesteśmy w stanie to zrobić. Myślę, że naszym wyzwaniem numer jeden było zebranie grupy utalentowanych osób i przekształcenie się w zespół w krótkim czasie - wyjaśnia jeden z liderów swojego zespołu.

Zwraca uwagę na to, że czas może działać tylko na ich korzyść. Trójka zawodników (Devin Booker, Jrue Holiday, Khris Middleton) pojawiła się w Tokio dopiero w sobotę. - Mamy chłopaków, którzy przybyli tu wczoraj wieczorem i grali w finałach NBA. Wiele innych drużyn gra ze sobą od lat. Zbudowanie zespołu to dla nas największe wyzwanie - dodał.

Po pierwszej serii meczów Amerykanie są na ostatnim meczu w grupie A. Przed nimi mecze z Iranem (środa, 28 lipca) oraz Czechami (sobota, 31 lipca).

Zobacz także:
To był najlepszy mecz Polaków! Tak to powinno wyglądać
"Bomba! Gwiazdy basketu zostały usmażone". Media komentują wpadkę koszykarzy USA

Komentarze (0)