Rzut dyskiem to kolejna konkurencja w igrzyskach olimpijskich Tokio 2020, która przyniosła polskim kibicom duże rozczarowanie. Obaj nasi reprezentanci odpadli w eliminacjach. Największym zaskoczeniem jest fakt, że do finału nie wszedł Piotr Małachowski.
Znacznie mniejsze oczekiwania były wobec Bartłomieja Stoja. Do finału jednak wiele mu nie zabrakło. Gdyby rzucił o 10 cm dalej, to teraz czekałby już na walkę o medale.
25-latek jednak długo nie był pewny, czy poleci do Tokio. Ostatnio miał poważne problemy zdrowotne. Po treningu na siłowni pojawił się duży ból, a badania wykazały, że to rwa kulszowa. W efekcie do dzisiaj musi się znieczulać.
- Straciłam dwa najważniejsze miesiące przygotowań. Wszystko się posypało. Dzięki rehabilitacji i zastrzykom udało się z tego wyjść, ale nie jest do końca dobrze. Gdy wezmę tabletkę przeciwbólową, czuję się jak młody bóg. Dziś wziąłem jedną. Obecnie jedna wystarczy, by nie bolało zbytnio - mówi w "Fakcie".
Na szczęście polski dyskobol się nie poddaje. Wierzy, że największe sukcesy dopiero przed nim. Oby tylko zdrowie dopisywało, a wtedy może będziemy trochę mniej tęsknić za Małachowskim, który zakończył karierę.
Mistrz odzyskał wolność. Smutne pożegnanie Piotra Małachowskiego >>
Piotr Małachowski zmieni dyscyplinę? To byłby wielki hit w polskim sporcie >>
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Ryszard Czarnecki spokojny o los Polaków. "Worek medali został rozwiązany"