[tag=31089]
[/tag]Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński stanęli w niedzielny poranek na podium i ze złotymi medalami na szyi wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego w Tokio. W oczach naszych zawodników sztafety mieszanej widać było wzruszenie.
Podobnie reagowali Małgorzata Hołub-Kowalik, Iga Baumgart-Witan i Dariusz Kowaluk, którzy ceremonię oglądali z trybun, ale także dostaną medale ponieważ biegli w eliminacjach.
Już po wszystkim Zalewski ujawnił, że on i trójka pozostałych która pobiegła w finale, miała ciekawy pomysł związany z ceremonią.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
- Mieliśmy plan, żeby na podium wejść ze zdjęciami wszystkich zawodniczek i zawodników z naszej grupy, żeby pokazać że jesteśmy drużyną - zdradził sprinter. Trzeba przyznać, że byłby to piękny gest. Niestety, nie wyrażono na to zgody.
- Wszystko było przygotowane, niestety na kilka minut przed ceremonią medalową dostaliśmy informację, że nie możemy tego zrobić i że grozi to nawet dyskwalifikacją całej sztafety - przekazał.
Okazało się, że po sobotnim szaleństwie na stadionie, w wiosce olimpijskiej nie było jednak świętowania.
- Świętowanie? Nie, dopiero po godz. 2 w nocy wróciliśmy do hotelu, przed godz. 3 położyłem się do łóżka ale nie spałem ani minuty. Nie mogłem zasnąć. A rano musiałem bardzo wcześnie wstać, bo miałem start indywidualny.
Rzeczywiście, Zalewski wystartował w eliminacjach 400 m, jednak po kilkudziesięciu metrach biegu zrezygnował. Co było tego przyczyną?
- Po prostu uznaliśmy z trenerami, że odwodnienie i zmęczenie organizmu jest na tyle duże, że nie ma sensu ryzykować i należy skupić się już na sztafecie - wyjaśnił.