Potężna ulewa, która przechodziła przez Tokio, bardzo utrudniła rywalizację w półfinałowym biegu na 400 metrów przez płotki. Nawierzchnia była bardzo mokra, śliska, a przez to niebezpieczna dla zawodniczek.
Wśród nich była Joanna Linkiewicz. Jedyna reprezentantka Polski w tej konkurencji ruszała ze skrajnego, dziewiątego toru. Warunki na bieżni były tak trudne, że przed startem aż musiała się pomodlić.
- Modliłam się tylko o to, by nie popełnić błędu wyjścia z bloku, bo było bardzo ślisko. Miałam to w głowie i moja reakcja startowa była słaba. Skupiłam się bowiem na tym, by nie wylecieć z bloków - opisała dla "Przeglądu Sportowego".
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
Polka, która startowała ze skrajnego, dziewiątego toru, na linię mety wpadła na piątej pozycji z czasem 55,67 s. Tym samym polska olimpijka pożegnała się z marzeniami o występie w finałowym biegu. Do niego awansowały po dwie najlepsze zawodniczki z każdego biegu półfinału, a także dwie z najlepszymi czasami.
- Dobry bieg naszej zawodniczki. Wydaje się, że w tych warunkach nie mogła dużo więcej osiągnąć - analizował komentator Eurosportu Marek Rudziński.
W wyścigu z udziałem reprezentantki Polski zwyciężyła Sydney McLaughlin z wynikiem 53,03 s. Był to przy okazji najlepszy wynik półfinału. Druga była poprzednia rekordzistka świata Dalilah Muhammad.
Finał biegu na 400 metrów przez płotki kobiet zaplanowany został na 4 sierpnia o godz. 4:35 czasu polskiego.
Zobacz też:
Paweł Fajdek pokonał demony. "Było z nim bardzo źle"
Jest komunikat polskiego MSZ ws. olimpijki z Białorusi. Padła ważna deklaracja