[b]
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Mistrz olimpijski z 2000 roku z Sydney i mistrz świata z roku 2001 z Edmonton pomógł Pawłowi Fajdkowi w przełamaniu olimpijskiej klątwy. Czterokrotny złoty medalista MŚ na dwóch poprzednich igrzyskach odpadał w kwalifikacjach. Tym razem przez nie przebrnął, a w finale wywalczył brązowy medal.
Ziółkowski, od 2020 roku trener Fajdka, bardzo stresował się jego występami. Przyznał jednak, że w konkursie finałowym już mniej niż wtedy, kiedy jego zawodnik dopiero w ostatnim rzucie kwalifikacyjnym zapewnił sobie awans. - Wtedy memy odnotowały, że wyrosła mi siwa broda - żartuje Ziółkowski.
ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany medal dla Polaka w Tokio. "Już nie będzie kłótni w domu"
- Zdecydowanie wolałem sam startować, niż obserwować z trybun, jak robi to mój podopieczny. Wtedy miałem na coś wpływ, teraz w czasie zawodów jestem tylko obserwatorem. Cieszę się z brązowego medalu Pawła, ale szczerze przyznam, że brakuje mi tych sześciu centymetrów, których zabrakło do srebra - mówi 45-letni trener.
W Tokio polscy młociarze wywalczyli złoty i brązowy medal. Wojciecha Nowickiego i Fajdka rozdzielił tylko Norweg Eivind Henriksen. Konkurs stał na bardzo wysokim poziomie i mógł się podobać. Nowicki wygrał wynikiem 82,52, Henriksen uzyskał 81,58, a Fajdek 81,53. 80 metrów przekroczył też Ukrainiec Mychajło Kochan, który skończył zmagania na czwartej pozycji.
- Rzut młotem wrócił na dobry poziom. Igrzyska w Rio mocno wypaczyły obraz tej konkurencji - zaznacza Ziółkowski. Pięć lat temu Tadżykowi Dilszodowi Nazarowowi do złota wystarczył wynik 78,68. Nowicki sięgnął po brąz, choć rzucił tylko 77,73. - Wydawało się wtedy, że młot idzie w złym kierunku, bo przypływ młodych ludzi był znikomy. Do tego konkurencja była mocno skażona dopingiem. Pojawiały się myśli, że za kilka lat młota może nie być.
Teraz poziom rywalizacji był o niebo lepszy, co bardzo cieszy mistrza olimpijskiego sprzed 21 lat. - Pierwszy raz od dawna ktoś się naszym zawodnikom postawił. I mam nadzieję, że tak będzie jak najczęściej. Szkoda, że dopingowicze wciąż w młocie są. Wpadki mają na swoim koncie finaliści z Tokio - Francuz Quentin Bigot i Ersef Apak. Ja byłbym zwolennikiem, żeby dla osób z jakąkolwiek dopingową przeszłością start w igrzyskach olimpijskich był zakazany.
Trener Pawła Fajdka cieszył się również z tego, żę w olimpijskim finale większość uczestników rzucała modelem młota, który nazywa się... "Szymon Ziółkowski". - To efekt współpracy, którą kilka lat temu podjąłem z firmą produkującą sprzęt. Te czarne młoty są trochę zmodyfikowane w stosunku do standardowych, ale szczegółów technicznych nie będę objaśniał. Cieszy mnie, że zawodnicy go wybierają.
Powiedziałem nawet Pawłowi: "Nie wiem, czy będziesz brał udział w kolejnych igrzyskach, ale ja na pewno". Fajna, prestiżowa sprawa.
Na XXXII Letnich Igrzyskach Olimpijskich młociarze i młociarki zdobyli dla Polski aż cztery medale. Jeśli chodzi o tą konkurencję, Biało-Czerwoni są zdecydowanie najmocniejsi na świecie. Ziółkowski tłumaczy, że w przypadku męskiego młota całkiem istotną rolę odgrywa mnogość szkółek piłkarskich.
- Późniejsi adepci rzutu młotem to osoby, które nie za bardzo się do tych szkółek nadają. Są więksi, może w młodym wieku brakuje im trochę koordynacji. A że chcą uprawiać sport, z piłki nożnej często trafiają do lekkoatletycznych konkurencji rzutowych.
Były znakomity sportowiec dodał, że aby rzut młotem stał się bardziej ceniony w lekkoatletycznym świecie - obecnie nie ma go na wielkich mityngach, a i na tych mniejszych pojawia się rzadko, muszą pojawić się mocni zawodnicy z takich krajów jak USA, Niemcy, Francja, Włochy czy Wielka Brytania.
- Jak Nicola Vizzoli zdobył w Sydney srebro, nagle na Golden Gala w Rzymie młot od razu się pojawił. I tak to działa. Jeżeli nie będzie nacisków z World Athletics albo z Diamentowej Ligi, żeby ten rzut młotem robić, wszystko jest w rękach organizatorów mityngów. A oni chcą robić konkurencję pod swoich zawodników. I dlatego w Polsce młotem rzuca się w Chorzowie, Bydgoszczy, Toruniu, Poznaniu. A poza naszym krajem młota nie ma. I nie będzie, dopóki zawodnicy z innych krajów nie będą zdobywać medali.
Czytaj także:
Tokio 2020. Niesamowity pech Marcina Lewandowskiego. "Muszę to wziąć na klatę"
Walczyła o życie. Trenerka Wojciecha Nowickiego wspominała koszmarne chwile