Kryscina Cimanouska w Polsce odetchnęła. "Czuję się w pełni bezpieczna"

Białoruska biegaczka była gościem programu "Fakty po Faktach" w TVN24. Kryscina Cimanouska cieszy się, że to w Polsce znalazła schronienie. Na razie jednak nie chce zbyt daleko wybiegać w przyszłość.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Kryscina Cimanouska PAP / Radek Pietruszka / Na zdjęciu: Kryscina Cimanouska
Kryscina Cimanouska zdołała uciec przed reżimem Aleksandra Łukaszenki w ostatniej chwili. W trakcie igrzysk olimpijskich Tokio 2020 nakazano jej powrót na Białoruś, a wcześniej wycofano ją ze startów. Sprinterka obawiała się, że w ojczyźnie będą ją czekać surowe konsekwencje za to, że skrytykowała swoich trenerów.

Od razu zareagowała Polska, która obiecała schronienie. Sportsmenka w szybkim tempie otrzymała wizę humanitarną. W środę 4 sierpnia wylądowała w Warszawie, a następnego dnia pojawiła się w programie "Fakty po Faktach" w TVN24.

- Teraz czuję się w pełni bezpieczna. Polski rząd bardzo pomaga i zagwarantował nam ochronę. Czekam na męża, który niedługo przyleci. Niestety, rodzice zostali na Białorusi, ale jesteśmy w kontakcie. Mam nadzieję, że kiedyś przyjadą do Polski i będziemy mogli się spotkać - mówi Białorusinka.

ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
Polska nie jest jej obca. W przeszłości startowała w zawodach, które były organizowane w naszym kraju. To jednak nie wszystko, bo nasz kraj jest bliski jej mężowi.

- Ja już byłam w Polsce wielokrotnie. 5 lat temu podróżowałam tutaj z mężem samochodem. Bardzo mi się tutaj podoba. Mąż jak był mały, to często przyjeżdżał tu z rodziną na wakacje. Dla niego Polska to drugi dom. Teraz będziemy mieć możliwość, by więcej dowiedzieć się o tym kraju. Jestem pewna, że będzie nam tu dobrze - przyznała.

Cimanouska jeszcze raz opowiedziała, co wydarzyło się w Tokio. Nagle dowiedziała się, że ma startować w sztafecie 4x400 m, o czym nic nie wiedziała. Nie zgodziła się, ale trenerzy, którzy podjęli decyzję za jej plecami, nie chcieli z nią rozmawiać. Kryscina odebrała to jako brak szacunku i zamieściła na Instagramie krytyczny wpis.

- Nie sądziłam, że mogą być z tego jakiekolwiek kłopoty. 10 minut po wpisie zadzwonili do mnie z Mińska, że zostało to zauważone i mam szybko usunąć, bo będą problemy. Zrobiłam to, ale to już zaczęło krążyć po mediach, a szczególnie tych państwowych, w których zaczęło się szczucie - opowiada.

Padały pytania o przyszłość i ewentualne reprezentowanie Białorusi w kolejnych igrzyskach. Cimanouska jednak przyznała, że w tej chwili nawet nie wie, co wydarzy się jutro. Ambitne plany miała jeszcze przed całą aferą.

- Bardzo chcę kontynuować karierę sportową. Jeszcze przed wylotem do Tokio rozmawiałam z mężem i planowałam jeszcze co najmniej dwie olimpiady. Potem dziecko, powrót do sportu i może kolejne igrzyska. Mam nadzieję, że moje marzenia się spełnią. Nie chcę odejść, bo żyję sportem cały czas i to daje mi siłę. Kocham sport i chcę w nim zostać.

24-latka przyznała, że jest gotowa, by stać się symbolem wsparcia dla Białorusi. Liczy, że dzięki niej więcej jej rodaków nie będzie się bać mówić głośno o problemach, które trapią jej kraj.

"Każdy aktywista jest w niebezpieczeństwie". BBC cytuje mocne słowa wiceszefa MSZ ws. Cimanouskiej >>

"Złamała zasadę". Miał dopingową wpadkę, a teraz krytykuje Cimanouską! >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×