[b]
Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]
Choć dla Marii Andrejczyk srebrny medal olimpijski wywalczony w konkursie rzutu oszczepem w Tokio jest pierwszym krążkiem na wielkiej imprezie i Polka dokonała tego po ogromnych problemach zdrowotnych, to po finale przyznała, że nie jest do końca zadowolona.
- Tak, jestem niezadowolona. Ale to brzmi, co? Przyjechałam tutaj walczyć o złoto. Jestem świadoma, co mnie spotkało w tym sezonie, bark mi odpada po prostu. Ale po prostu pragnę więcej i będę o to walczyć - powiedziała na gorąco Polka.
Andrejczyk nie była zadowolona z tego, co pokazała w finale, w którym uzyskała 64,61 m, czyli gorszy rezultat niż w eliminacjach.
- Dzisiaj nie byłam sobą. Po tym co robiłam na rozgrzewce to i tak sukces, że weszłam do "8". Zupełnie nie czułam dziś swojego ciała. Nie było dobrze na rozbiegu, nie było timingu. Nie mogłam się odnaleźć. Stres był niesamowity, srebro w takiej sytuacji cieszy. Tym bardziej że dokonałam tego z porozrywanym barkiem.
Tak naprawdę od ostatnich igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, gdzie do medalu zabrakło jej dwóch centymetrów, trwała walka Andrejczyk z własnym zdrowiem. Przede wszystkim nie mogła uporać się z problemami z barkiem, do końca nie pomogła operacja.
- Minione pięć lat były dramatyczne, cholernie walczyłam, żeby tu być. Gdy w 2018 roku wracałam po operacji, czułam na sobie tyle spojrzeń satysfakcji, wzrok ludzi mówił, że już nie wrócę, "co ty tu robisz dziewczynko", tak to wyglądało.
- Chcę teraz tym osobom podziękować, dziękuję hejterom, że życzyli mi najgorzej, bo dzięki nim się podniosłam. Jestem uparta i dopóki nie osiągnę celu, nie odpuszczę - podsumowała.
Złoty medal w konkursie rzutu oszczepem zdobyła reprezentantka Chin Shiying Liu.
Kibice zabrali głos ws. Vitala Heynena. Czytaj więcej--->>>
ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zachwycił lekkoatletyczny świat. "Już po pierwszym okrążeniu krzyczałam, że to będzie medal olimpijski"