Brązowy medalista mistrzostw świata w sprincie w kolarstwie torowym z 2019 r. zapowiadał, że w Tokio również powalczy o podium. Mateusz Rudyk na igrzyskach olimpijskich totalnie zawiódł. Najpierw w sprincie zajął dopiero 17. miejsce, a w sobotę nie zdołał awansować do ćwierćfinałów keirinu, odpadając w repasażach.
Jak występ w Tokio podsumował 26-latek? - Nie ukrywam, że psychika mi siadła. Sparaliżował mnie stres. To nie byłem ja. Nie byłem w stanie zapanować nad rowerem. Klapa całkowita - mówił wyraźnie załamany w rozmowie z dziennikarzem TVP Sport.
Rudyk zapewnia, że dalekie miejsca zupełnie go nie satysfakcjonują. - Przyjechałem tu walczyć o medal, a nie na wycieczkę. Ciężko mi się o tym mówi. Zawody zweryfikowały. Nie trafiliśmy z formą, zaniedbaliśmy względy psychologiczne, głowa nie wytrzymała - dodał kolarz.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. "Mógł z powodzeniem walczyć o medal". Ennaoui zdradza kulisy startu i przygotowań Marcina Lewandowskiego
26-latek wyznał również, że do tej pory nie spotkał się z tak paraliżującym stresem. Co więcej, nie wierzył innym sportowcom, którzy tak tłumaczyli swoje słabsze występy. - Przepraszam wszystkich sportowców. Niejednokrotnie pod nosem się delikatnie śmiałem, jak mówili, że na igrzyskach stres ich zżera, choć sami byli mistrzami świata w tym samym roku. Dla mnie to było niezrozumiałe, ale sam to poczułem na własnej skórze. Może karma wróciła - przyznał.
Rudyk oprócz brązowego medalu mistrzostw świata, ma również złoto mistrzostw Europy w sprincie drużynowym (2016 r.) i brąz w sprincie indywidualnym (2019 r.).
Czytaj też:
-> Mamy kolejny medal w Tokio!
-> Tokio 2020. Polacy mało aktywni, ale bez minusowych punktów. Zwycięstwo mistrzów świata