[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Od kiedy przebywa pan na igrzyskach?[/b]
Ryszard Czarnecki, wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: Od poprzedniej niedzieli. Przyjechałem do Tokio na sierpniową część igrzysk XXXII olimpiady.
W jakim charakterze?
Jako przedstawiciel ścisłych władz Polskiego Komitetu Olimpijskiego. MKOl zaprosił przedstawicieli narodowych komitetów, ja przyleciałem wraz z innymi członkami prezydium i zarządu PKOl.
Pan jest członkiem tego zarządu?
Tak, od czterech lat. Wszedłem do niego jako przedstawiciel Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Od trzech lat jestem w prezydium PKOl-u.
Ma pan w Japonii jakieś obowiązki służbowe?
Poza tym, że byłem obecny na zawodach sportowych, miałem szereg spotkań o charakterze dyplomatycznym. Miedzy innymi będę miał rozmowę z ministrem sportu Turcji. Turcja jest ważnym krajem dla siatkówki, zwłaszcza kobiecej. Nie chcę jednak zdradzać agendy tego spotkania przed jego rozpoczęciem. To byłoby niewłaściwe.
ZOBACZ WIDEO: Paweł Fajdek z brązowym medalem IO w Tokio. Czy będzie zadowolony z tego osiągnięcia?
Kto pokrywa koszty pańskiej wizyty?
Dobra wiadomość: koszty naszego przyjazdu nie są pokrywane przez polskiego podatnika.
Widział pan w Tokio kilka sukcesów naszych reprezentantów, ale też i porażki. Jako wiceprezesa PZPS pewnie szczególnie zabolała pana ćwierćfinałowa porażka z Francją.
To prawda. Zabolała i boli do tej pory - choć przegraliśmy z późniejszym mistrzem olimpijskim. Trzeba jednak podejść do tej sprawy pragmatycznie, nie skupiać się na rozpamiętywaniu i na rozliczeniach. Na dokładne analizy dlaczego tak się stało przyjdzie jeszcze czas. Teraz musimy się skupić na wrześniowych mistrzostwach Europy, które organizujemy razem z Czechami, Finlandią i Estonią. Polacy będą grać w Krakowie oraz w Gdańsku, potem mam nadzieję, że również w Katowicach, bo tam odbędzie się faza półfinałowa i finałowa. Nikt z nas nie chciałby, żeby rozliczanie igrzysk przeszkodziło w walce o medal. Poprzednie mistrzostwa Europy, które rozgrywaliśmy u siebie w 2017 roku, zakończyły się dużą porażką naszej reprezentacji. Tym razem trzeba zrobić wszystko, aby był medal i rewanż za igrzyska. A olimpijską klątwę ćwierćfinału trzeba będzie przełamać za trzy lata w Paryżu.
Dla kilku zawodników naszej kadry pewnie będzie to impreza pożegnalna. Ma pan jakąś wiedzę o tym, czy dla trenera Vitala Heynena również?
Nie chcę wypowiadać się na tematy personalne. Jakiekolwiek dywagacje w tej kwestii przed mistrzostwami Europy są całkowicie kontrproduktywne i mogą tylko przeszkodzić w zdobyciu medalu. Teraz wszystkie ręce na siatkarski pokład.
Niedługo odbędą się też wybory w PZPS-ie. Bardzo możliwe, że dojdzie do zmiany na stanowisku prezesa. Może pan potwierdzić, że będzie pan kandydował?
Nie. Na to jest za wcześnie. W przyszłym tygodniu mamy zarząd, który zdecyduje o terminie Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Wyborczego. Miesiąc przed nim poznamy kandydatów na stanowisko prezesa. Jednak tak naprawdę ostatecznie poznamy ich dopiero w dniu zjazdu, kiedy poszczególni kandydaci ostatecznie potwierdzą, czy wystartują, czy nie. Mam nadzieję, że Walne Zgromadzenie będzie okazją do pokazania jedności siatkarskiego środowiska, która jest niezwykle potrzebna. Także w kontekście porażki na igrzyskach. W sytuacji, gdy musimy walczyć o sponsorów bardzo się ona przyda.
Kibice w Polsce widzieli pana nie tylko na meczach siatkówki, ale na przykład także na wspinaczce sportowej. Nie wiem czy ma pan świadomość, że pańska reakcja na rekord świata Aleksandry Mirosław stała się hitem internetu.
Bardziej zajmują mnie występy polskich sportowców na igrzyskach niż reakcje na to w sieci. Ten rekord był niesamowitą sprawą. Pamiętam kiedy miałem 17 lat i na nieistniejącym już stadionie warszawskiej Skry oglądałem na żywo rekord świata Grażyny Rabsztyn w biegu na 100 metrów przez płotki. A teraz po ponad czterech dekadach widziałem rekord świata innej Polki w zupełnie nowej dyscyplinie olimpijskiej. Proszę się nie dziwić, że reagowałem spontanicznie. Myślę, że jak każdy z nas.
Wspomniał pan o walce siatkówki o sponsorów. Lekkoatletyka po takich igrzyskach jak w Tokio chyba nie będzie musiała się o nich przesadnie starać?
To sukces PZLA, ale też Orlenu, który wspiera wielu lekkoatletów. Taka strategia sponsoringowa okazała się słuszna. Sponsorom siatkówki przypomnę jednak, że Polska jest aktualnym mistrzem świata. Za rok bronimy tytułu - i to na rosyjskiej ziemi. Wcześniej bronimy medalu mistrzostw Europy, a w 2022 roku mamy też w naszym kraju mistrzostwa świata kobiet. Drodzy sponsorzy, to najlepszy czas, żeby inwestować w siatkówkę.
Igrzyska kończymy z 14 medalami, to najlepszy wynik od Sydney 2000. Z jednej strony można się cieszyć, że w końcu coś drgnęło, z drugiej mamy ambicję, żeby być sportowym mocarstwem i te 14 medali chyba nie może nas całkowicie zadowalać.
Z całą pewnością jest to sukces i wielki krok naprzód. Przełamaliśmy barierę 10-11 medali, które zdobywaliśmy na czterech ostatnich letnich igrzyskach. Duża rzecz. Zawodnikom, sztabom szkoleniowym i związkom sportowym należą się gratulacje. Natomiast żeby zrobić jeszcze większy postęp i jak to pan powiedział stać się sportowym mocarstwem, a przynajmniej być jeszcze wyżej w klasyfikacji medalowej, trzeba dostrzegać gdzie są rezerwy i co można poprawić. Zwrócę uwagę na jedną niedobrą rzecz. W Pekinie w 2008 roku zdobywaliśmy medale w ośmiu dyscyplinach. W Londynie w siedmiu, a w Rio w sześciu. Teraz w pięciu. Musimy popracować nad zwiększeniem liczby medalodajnych dyscyplin sportowych, bo to poprawi naszą pozycję w tabeli. Teraz jesteśmy na 17. miejscu, w Europie na 8, a w Unii Europejskiej - 6. Ambicje mamy większe, choć raz jeszcze powtórzę, że to co się stało jest bardzo dużym sukcesem polskiego sportu. Trzeba się z niego cieszyć, ale też dostrzegać rezerwy.
Olimpizm danego kraju jest tak silny, jak silne są jego trzy najważniejsze filary - lekkoatletyka, pływanie i sporty zespołowe. My w tej chwili opieramy się tylko na jednym z tych filarów.
Wydaje mi się, że inwestycje w pływanie, ale też inne sporty indywidualne są u nas konieczne. Ale jak to zrobić, to już pytanie do fachowców. Co do sportów drużynowych warto brać przykład z Francji, mieć ją za punkt odniesienia, bo francuskie drużyny męskie wygrały finały w siatkówce i piłce ręcznej, a koszykarze zdobyli srebro. Kobiety tez walczyły w finałach czy o medale. Na pewno trzeba mocno zintensyfikować działania związków sportów drużynowych, żeby siatkarze i koszykarze 3x3 nie byli na igrzyskach osamotnieni. Nawet jeżeli sporty drużynowe nie przynoszą tylu medali co pływanie i szerzej: sporty wodne, to jednak w wymiarze narodowych emocji i więzi są szczególnie istotne.
Jakie przełożenie na poszczególne związki sportowe ma PKOl, w którym jest pan członkiem prezydium zarządu? Po tych igrzyskach trudno nie odnieść wrażenia, że we władzach kilku federacji, choćby pływackiej, trzeba by zmienić absolutnie wszystko.
Nie chcę się wypowiadać na temat innych związków sportowych i obsadzać się w roli wszystkowiedzącego mędrca. To byłoby niewłaściwe. Związki sportowe mają w Polsce autonomię. PKOl wkracza w sytuacjach, gdy są problemy natury finansowej, organizacyjnej lub prawnej. Dlatego był swoistą "strażą pożarną" dla kolarstwa czy curlingu, gdy te dyscypliny miały swoje problemy. Na pewno po igrzyskach będzie czas, żeby każdy związek przeanalizował, jak wykorzystał swoje olimpijskie szanse - tak, jak zawsze po igrzyskach. Takie analizy będą przeprowadzane także w PKOl oraz Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Chodzi o to, żeby pieniądze polskiego podatnika wydawane na sport były w przyszłości jak najbardziej efektywnie wykorzystane.
Czytaj także:
Tokio 2020. Lekkoatleci zabrali nas do nieba. Tabela mówi wszystko
Tokio 2020. Earvin Ngapeth MVP igrzysk olimpijskich. FIVB wybrała drużynę marzeń