Paweł Kapusta: Szanuj sportowca swego (komentarz)

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Dawid Tomala
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Dawid Tomala

Szanuj sportowca swego, równie dobrze mógłbyś nie mieć żadnego. Widząc sukcesy, ale i niepowodzenia naszych zawodników, warto pamiętać o codzienności wielu z nich. Szczególnie, że koniec igrzysk to start przygotowań do kolejnych.

Jesteśmy potęgą, krzyczą nagłówki, i zerkając na klasyfikację medalową w lekkoatletyce trudno temu zaprzeczyć. Czwarte miejsce - za USA, Włochami i Kenią - to osiągnięcie wielkie. To były świetne igrzyska, pod względem medalowym najlepsze od lat, choć ich początek wcale takiego finału nie zapowiadał.

Lamenty na kolejne porażki i - na pewnym etapie zmagań - małą liczbę zdobytych medali wręcz wylewały się z mediów społecznościowych. Po nieudanych startach w przeróżnych dyscyplinach - łucznictwie, strzelectwie, pływaniu, wioślarstwie - słychać było powszechne głosy niezadowolenia, szyderę, bezrefleksyjną krytykę zawodników, którzy polecieli do Tokio. "Po cholerę facet tam poleciał? Żeby zająć 47 miejsce?!".

Tokio 2020. Bardzo dobre miejsce Polaków. Oto klasyfikacja medalowa igrzysk olimpijskich - KLIKNIJ!

W takich momentach błyskawicznie przypomniałem sobie moje rozmowy z olimpijczykami, z którymi spotykałem się w 2019 roku, na rok (nikt o pandemii wtedy nie myślał) przed rozpoczęciem tokijskich zmagań. Olimpijczykami - przedstawicielami mniej popularnych dyscyplin. Tych, w których nie ma wielkiej kasy, w których w zasadzie wszystko opiera się na ich pasji i samozaparciu.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zachwycił lekkoatletyczny świat. "Już po pierwszym okrążeniu krzyczałam, że to będzie medal olimpijski"

Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, z kim mam do czynienia. Kim ci ludzie tak naprawdę są, w jakich warunkach trenują, z jakimi problemami na co dzień się zmagają, jakie mają dylematy, obawy. Co poświęcają, by na igrzyskach się znaleźć. Wtedy pojąłem, jak wielki szacunek im się należy.

Medal w połączeniu z taką opowieścią to zawsze hollywoodzki scenariusz. Dawid Tomala wielokrotnie myślał o zakończeniu kariery. Aby zebrać pieniądze na przygotowania do igrzysk, pracował na budowie, dorabiał jako nauczyciel, fizjoterapeuta. Bo w chodzie sportowym, umówmy się, można liczyć co najwyżej na nieduże stypendium. I to tylko wtedy, gdy są wyniki i dopisuje zdrowie.

Mama tuż przed wylotem do Japonii z prześcieradeł uszyła mu pokrowce na lód do chłodzenia ciała, sam przygotowywał sobie napoje na kilka godzin przed startem. I choć nikt na niego nie stawiał, nawet on nie śmiał marzyć o złocie, to złoto wyrwał rywalom z gardeł. Wbrew wszystkiemu i wszystkim.

Multimedalistka olimpijska, bo tak już o niej można mówić po powrocie z Tokio, Agnieszka Kobus, jedna z wioślarek z czwórki podwójnej, pokazywała nam swego czasu swój klub: szatnie, warunki - dalekie od idealnych. Żeby poznać jej rzeczywistość, zachęcała do śledzenia swoich kont w mediach społecznościowych.

I to naprawdę pokazuje skalę: wciąż w treningu, wciąż w katorżniczym reżimie, wciąż "zajeżdżanie się" na ergometrze albo w łódce, wciąż na zgrupowaniach. Polska, Portugalia, ponad 200 dni w roku poza domem, ciągłe przygotowania. Tak, by w Tokio sięgnąć po medal. I po medal z koleżankami sięgnęła. To upór, koncentracja na celu godna najwybitniejszych.

To historie piękne, nadające się na film. Ale życie zdecydowanie częściej bywa brutalne.

Mimo włożonego wysiłku, setek godzin w treningowych halach, na bieżniach, leśnych ścieżkach, matach, mimo przerzuconych ton żelastwa w siłowniach, spędzonych miesiącach na zgrupowaniach, z dala od najbliższych, wielu z nich skończyło rywalizację na niezadowalających pozycjach. Jak na przykład ciężarowiec Arkadiusz Michalski, wspaniała postać, fighter.

Od lat szykował się do startu w Tokio, długie tygodnie spędził w Centralnych Ośrodkach Sportu - w Zakopanem, w Giżycku. Kolejne setki na sali treningowej w jednej ze szkół w Polkowicach. A w Tokio na podium i tak nie udało się stanąć. Tuż po zejściu z podestu wrzucił w media społecznościowe zdjęcie i wyciskający łzy opis. Był rozczarowany, załamany. I tylko on wie, ile tak naprawdę kosztowały go zdrowia wszystkie te lata.

Tokio 2020. Ryszard Czarnecki tłumaczy, co robi na igrzyskach. "Jestem tu na zaproszenie MKOl-u" - KLIKNIJ!

Podobnych przypadków było więcej. Można by było wspomnieć choćby o Ewie Trzebińskiej, szablistce, wybitnej zawodniczce, która przed dwoma laty pokazywała nam warunki, w jakich trenuje. Jak rozkłada sprzęt starej generacji, jak biega z mopem po parkiecie. Lata katorżniczej pracy, by z Tokio wrócić bez medalu.

Igrzyska to nie jest tylko taki sport, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, oglądając na co dzień przeróżne zmagania: piłkę, tenis, zawodową koszykówkę. To w zdecydowanej większości nie są dyscypliny, w których sportowiec z topu ma wszystko podstawione pod nos, gdzie pieniędzmi wytapetowane są areny, na których występuje. To w dużej części ludzie, którzy poświęcają się w całości dyscyplinie, marzeniom o olimpijskim medalu, a z tyłu głowy tlą im się myśli o zapewnieniu bezpiecznej, stabilnej przyszłości sobie i rodzinie.

To ludzie, którzy żyją pasją. Którzy idą naprzód siłą woli, często wbrew systemowi, który niewystarczająco ich wspiera. Którzy prą naprzód miłością do dyscypliny, w zdecydowanej większości nie przynoszącej profitów, wielkich pieniędzy. Żadnych gierek, tylko sport. Siedząc wygodnie w fotelu przed telewizorem, leżąc w łóżku podczas nocnych transmisji, warto te kulisy znać.

Dlatego zawsze czuję tak wielkie poczucie straty, gdy olimpijski znicz gaśnie. Na szczęście - kolejne igrzyska już za (tylko) trzy lata.

Wielkie dzięki dla sportowców: za wolę walki, zaangażowanie i emocje, które nam zapewniliście. Dziękuję też wszystkim czytelnikom: za to, że byliście z WP SportoweFakty podczas tego niezwykle intensywnego, sportowego lata z piłkarskim Euro i igrzyskami. I zapraszamy po więcej!

Paweł Kapusta
Redaktor Naczelny WP SportoweFakty

Źródło artykułu: