Adam Małysz w ostatnim konkursie Pucharu Świata zajął drugie miejsce. Zasygnalizował w ten sposób, że będzie liczył się w walce o złote medale Igrzysk Olimpijskich. Sygnalizuje to również sam zawodnik, który jednocześnie zauważa, że rywale zaczynają się z nim znowu liczyć. - Na pewno czuję, że zaczynają się mnie bać. To dało się zauważyć podczas konkursów, a także po wypowiedziach rywali, którzy są strasznie mocni. Sami zauważyli, że dochodzę do formy. Na igrzyskach będzie walka. I to ostra! - zapowiada na łamach Przeglądu Sportowego Adam Małysz.
Polski skoczek to jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w stawce. Nie ukrywa jednak, że zaczyna go dopadać trema. Jak poradzi sobie z oczekiwaniami kibiców, którzy liczą na złoto olimpijskie w jego wykonaniu? - Niech czekają. To dla mnie niesamowite wyzwanie. Przyznam, że zaczynam "mieć nerwa". Już wcześniej trochę miałem. A im bliżej startów, tym będzie tego więcej. Dokładnie wiem, że oczekiwania są niesamowite, tym bardziej po konkursie w Klingenthal. Ale i ja sam w sobie wywołałem coś takiego, że jeszcze bardziej uwierzyłem, że mogę, że jestem w stanie. W środę wszyscy dostali równe warunki i od razu poziom był zupełnie inny - wyjaśnił na łamach Przeglądu Sportowego Małysz.
W okresie, kiedy Małysz odnosił największe sukcesy, stosował zasadę dwóch równych skoków w każdym konkursie. Czy ta zasada znajdzie zastosowanie również w Vancouver? - Już przed Zakopanem mówiłem, że trudno przez dziesięć czy piętnaście lat mówić ciągle o dwóch równych skokach. Dziennikarze wymagają czegoś innego. I wy, i kibice wiecie, że brakuje mi tylko medalu olimpijskiego z najcenniejszego kruszcu. Każdy chce go zdobyć, ja tak samo. Powiedziałem więc oficjalnie, że przygotowuję się i jadę na igrzyska po złoto i robię wszystko, żeby tak się stało. Czy się uda? Nie jestem cudotwórcą i nie zadeklaruję przed konkursem, że wygram. Ale powalczę. Tak jak ci, którzy jadą z takim nastawieniem. Bo ci, którzy chcą tylko być na igrzyskach i myśleć kategoriami "muszę dobrze skoczyć, a będzie jak będzie", na medale mają mniejsze szanse. Nie tylko wiara czyni cuda. Pewność siebie, to też ogromny atut. To, że zawodnik wie, na czym stoi, jaka pracę wykonał i jest pewien tego, że nie ma sobie nic do zarzucenia, w ostatecznym rozrachunku może mu tylko pomóc - zakończył rozmowę z Przeglądem Sportowym Małysz.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.