- Jestem mocna, tego nie kryję, ale gdybym zdobyła jeden, byłabym bardzo szczęśliwa - mówi Kowalczyk, która narzeka na zbyt łatwe trasy. Nie zmieniła o nich zdania, mimo zmian wprowadzonych przez organizatorów. - Zmiany są kosmetyczne. Coś tam utrudnili, ale tylko w sprincie, nie ma to jednak większego znaczenia. Przecież nie siądę i nie zacznę teraz płakać. Jakie te trasy są, wiem od roku - dodała polska biegaczka.
Co ciekawe, Kowalczyk nie planuje udziału w ceremonii otwarcia. - To nie wchodzi w rachubę. Nawet nie wiem, co tracę, bo w Turynie też nie byłam, ale ja tu przyjechałam w innym celu - przyznała.
Więcej w Rzeczpospolitej