Śledztwo MKOl zakończone, zawinił gruziński saneczkarz

Śledztwo MKOl oraz FIL wykazało, że winę za ostatni tragiczny wypadek na torze saneczkowym ponosi gruziński zawodnik. Z tą opinią nie zgadza się trener reprezentacji Polski - Marek Skowroński.

W tym artykule dowiesz się o:

Międzynarodowy Komitet Olimpijski i Międzynarodowa Federacja Saneczkarska zakończyły śledztwo w sprawie tragicznie zmarłego gruzińskiego saneczkarza - Nodara Kumaritaszwiliego. Należy przypomnieć, że zawodnik ten na jednym z zakrętów wypadł z toru i uderzył w betonowy słup. Niestety nie udało się już go uratować.

MKOl nie widzi jednak niedopatrzeń organizatorów. Uważa, że cała wina za ten wypadek spoczywa na zmarłym Gruzinie. Zupełnie odmiennego zdania jest trener reprezentacji Polski - Marek Skowroński. - Każdy tor może być niebezpieczny, bo z każdego można wylecieć. Zależy to, pod jakim kątem wjeżdżasz w zakręt, jak odbiją saneczkarza nakrywki zabezpieczające zakręt. Gruzin miał totalnego pecha. Jednak miejsce wypadku nie było dobrze przygotowane. Za zakrętem stawiane są osłony. Tu jej zabrakło - mówi na łamach Przęglądu Sportowego.

Skowroński nie ukrywa też, że tor jest zbyt szybki. Początkowo prędkości miały przekraczać tylko 130 km/h. - Jeździ się dużo, dużo szybciej. Na razie rekord wynosi 154 km/h. To konsekwencja błędu w obliczeniach inżynierów - tłumaczy.

Trener reprezentacji Polski wysuwa także stwierdzenie, że organizatorzy mogli nawet nieco przyczynić się do tej tragedii. - Organizatorzy mogli nieświadomie zaszkodzić saneczkarzowi, bo zakręt był przykryty. Tymczasem przepisy mówią wyraźnie, że jeśli nie ma groźby przerwania decydującego treningu przez opady, to tor powinien być odsłonięty. Przez to Gruzin mógł nie widzieć, na jakim fragmencie zakrętu się znajduje. To mogło przyczynić się do błędu przy próbie ratowania się - dodaje.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)