W lutym urodziła córkę, w marcu wznowiła treningi. Choć sama śmieje się, że to żadne prawdziwe treningi, bardziej luźna aktywność fizyczna. Tak czy inaczej, Agnieszka Kobus-Zawojska, mistrzyni świata, mistrzyni Europy i dwukrotna medalistka igrzysk olimpijskich w wioślarstwie nie zamierza kończyć kariery.
33-latka planuje wrócić do zawodowego sportu. I to na wysoki poziom. - Pływanie w finale B mnie nie interesuje - zapewnia wybitna wioślarka, która zasiada także w zarządzie Polskiego Komitetu Olimpijskiego jako przewodnicząca Komisji Zawodniczej.
Czy zdąży wrócić do formy na igrzyska olimpijskie w Paryżu? Dlaczego kocha ból? Na kim się wzoruje i która polska sportsmenka jest dla niej fenomenem? Jakie ma dziś relacje z Ukrainkami, które po wybuchu wojny przyjęła pod swój dach? O tym wszystkim mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: W mediach społecznościowych pochwaliła się pani powrotem do treningów. Było trudno wrócić czy łatwiej ze względu na tęsknotę?
Agnieszka Kobus-Zawojska: Wyjście na trening jest też w pewnym sensie ucieczką. Tam mam czas dla siebie, nawet jak nie robię nic wielkiego. To jest dla mnie odpoczynek pod względem fizycznym. Zapominasz o wszystkim i skupiasz się tylko na ruchu. Tak też miałam, gdy chorowałam na depresję. Trening był dla mnie ukojeniem myśli.
Moich obecnych ćwiczeń nie nazwałabym jeszcze treningiem, bardziej formą aktywności. Prawdziwy trening dla mnie to kilka odcinków na ergometrze, bieg czy ćwiczenie z ciężarami na siłowni. Na razie używam ciężaru własnego ciała, choć ten też jest obecnie spory!
Ale wyznała pani, że stęskniła się za ćwiczeniami na ergometrze.
Tak, ale nawet nie patrzyłam na licznik, bo to teraz frustrujące. Czuję się trochę jak początkujący amator - 30 minut przejechanych bardzo luźno, z mniejszymi prędkościami, niż dawniej robiłam rozgrzewkę. Ergometr to dla nas prawdziwa weryfikacja, tam wychodzi, czy już się to ma, czy nie. Ja jeszcze tego nie mam. Mam wrażenie, że zaczynam od zera.
Ciężko to pogodzić z opieką nad dzieckiem?
Na szczęście mój mąż jest sportowcem i wie, jak ważny jest dla mnie trening. Zdradzę, że czasami jak jestem bardzo przytłoczona czy zmęczona obecnym stanem, on wygania mnie na trening i bierze na siebie domowe obowiązki. Wie, że aktywność to dla mnie taki "suplement diety" na gorsze samopoczucie.
Mocno trenując często narzekamy, że jest ciężko, ale taka jest nasza natura. Wychodzi jednak, że tak naprawdę kochamy ten ból. Raz w Stanach Zjednoczonych widziałam 86-letnią panią startującą na zawodach. Jeśli dożyje takiego wieku, chcę zrobić to samo.
W ubiegłym roku zapewniała pani, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w zawodowym sporcie.
Wszystko zależy, do jakiej dyspozycji uda mi się dojść. Nie interesuje mnie słaby poziom i startowanie w finale B. Nie chcę też przedłużać kariery, nie czując się do tego na siłach. Jak coś robić, to porządnie. Jak będę mieć energię, chęci i formę - spróbuję.
W wioślarstwie są przykłady zawodniczek powyżej 30. roku życia, które wracały po ciąży i osiągały sukcesy. Brytyjka Helen Glover wróciła po urodzeniu dwójki dzieci. Też chcę spróbować. Załapanie się do kadry na igrzyska olimpijskie w Paryżu to mission impossible. Będą jednak mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata w wioślarstwie morskim. Chciałabym tam wystartować, nawet jeśli nie jako reprezentantka Polski, to jako zawodniczka swojego klubu. Od czegoś muszę zacząć, to taki cel na ten rok.
ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia
U nas niestety istnieją stereotypy, że się nie da, wypomina się wiek, a na świecie 42-letni wioślarz zdobywa medal igrzysk olimpijskich. Musimy to zmienić i nie patrzeć na wiek, a na energię.
W polskim sporcie też są świetnie przykłady. Marika Popowicz-Drapała wróciła do biegania błyskawicznie i dziś robi fantastyczne wyniki w lekkoatletyce. Małgorzata Hołub-Kowalik też wróciła do treningów.
Nawet niedawno pisałam do Gosi i pytałam o pewne wskazówki, więc cały czas jesteśmy na łączach. To fantastyczne, co ona robi. Nie nakłada na siebie presji i może takie podejście jest kluczowe. My, jako medalistki, możemy więcej, a już nic nie musimy. Z kolei Marika to fenomen, nie dość że zmieniła dystans ze 100 na 400 metrów, to jeszcze nie straciła szybkości.
Treningi, zajmowanie się córką, praca w PKOl. Trochę tego jest!
To nie koniec. Ujawnię, że mamy z mężem ambitne plany, wygraliśmy przetarg na miejsce o nazwie Przystań Warszawa i chcemy stworzyć wioślarski klub w Warszawie. Zobaczymy, czy realia życiowe na wszystko pozwolą.
A co do PKOl, to wkrótce będzie zebranie zarządu, na którym mam zamiar się pojawić. Będziemy też robić spotkanie komisji zawodniczej. Z niczego na razie nie rezygnuję. Ostatnie tygodnie były dla mnie jakby wyjęte z życia, był to czas wręcz hardkorowy. Zderzyłam się z wyjątkową, ale trudną jako mama rzeczywistością, jednak teraz chcę wrócić do większej aktywności.
W 2022 roku, po wybuchu wojny w Ukrainie, przyjęła pani pod swój dach wioślarkę Olenę Buriak i jej mamę oraz przyjaciółkę z dzieckiem (WIĘCEJ TUTAJ). Nadal jesteście w kontakcie?
Oczywiście, często do siebie piszemy lub rozmawiamy. Wiem, że jej mąż, który raz już został postrzelony na wojnie, wrócił ponownie na front. Pomoc bezpośrednia może im już nie jest potrzebna, ale z rodziną staram się pomagać w inny sposób. Na przykład Yulia, koleżanka Oleny, która też chwilę mieszkała u mnie, obecnie daje korepetycje z języka angielskiego moim siostrzeńcom i siostrze. Ja też mam plan wrócić do nauki teraz, po ciąży.
Ostatnio spotkała mnie też miła sytuacja. Mój mąż był na halowych mistrzostwach świata w wioślarstwie w Pradze i spotkał dzieciaki z Ukrainy, które były ubrane w lajkry wioślarskie, które stworzyliśmy. Cieszę się, że nadal używają tych strojów i o nas pamiętają.
Jak się pani czuje, gdy słyszy, że stosunki Polski z Ukrainą pogorszyły się?
Ok, może relacje osłabły, ale na pewno nie moje z Oleną. Czasem postrzegamy wszystko zbyt ogólnie, a po drugiej stronie jest człowiek. Często słyszy się teksty, że niby Ukraińcy nas wykorzystali, ale nie wolno wszystkich wrzucać do jednego worka. A ile jest kawałów o głupich blondynkach? Ja blondynką jestem, ale nie głupią.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty