"Nie uwierzyłbyś, ile myśli pojawia się w głowie w ciągu sześciu sekund". Marcin Dzieński, mistrz 15-metrowej ściany

Materiały prasowe / Marcin Kin/Red Bull Content Pool / Na zdjęciu: Marcin Dzieński
Materiały prasowe / Marcin Kin/Red Bull Content Pool / Na zdjęciu: Marcin Dzieński

Na 15-metrową ścianę wspina się w mniej niż sześć sekund. Z Moskwy właśnie przywiózł medal ME i rekord Europy. Ale na igrzyska do Tokio Marcin Dzieński nie pojedzie. Tam wspinaczka będzie obecna w formie, która nikomu w tym środowisku się nie podoba.

W tym artykule dowiesz się o:

Kiedy stajesz pod 15-metrową pionową ścianą, patrzysz w górę i widzisz, że w zasadzie nie ma się czego chwycić, myślisz sobie, że wejście na samą górę jest niemal niemożliwe. Szkoda czasu, zdrowia, bo bardzo łatwo jest odpaść od takiej ściany i dotkliwie się poobijać. Lepiej odwrócić się na pięcie, poszukać innej, łatwiejszej drogi.

Chyba że zawodowo wspinasz się na czas. Wtedy nie zastanawiasz się, jak wejść na samą górę, tylko jak szybko się tam znajdziesz. Czy zajmie ci to siedem sekund, sześć, czy może jeszcze mniej. Marcin Dzieński należy do tych, którzy zwykle dotykają kontrolki na szczycie, zanim wskazówki zegara przesuną się sześć razy. Wydaje się, że zanim zdąży o czymkolwiek pomyśleć, już kończy swój występ. Ale dla wspinacza-profesjonalisty te sześć sekund nie jest krótką chwilą, w której wyłącza się rozum i działa tylko instynkt. - Nie uwierzyłbyś, ile myśli może pojawić się w głowie w czasie tych sześciu sekund - mówi Marcin.

W jego głowie błyskawiczny bieg w górę trwa dużo dłużej, niż dla osoby, która go ogląda. Czas zwalnia, rozciąga się. - Tu się złapać, tu podciągnąć, tam postawić stopę, przyspieszyć i pędem do wyłącznika - opowiada.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Maciej Kot wróci do dobrej formy? "Bardzo mocno został poprawiony element, który powodował krótkie skoki"

O długość paznokcia od finału

W czasówce, najefektowniejszej ze wspinaczkowych konkurencji, Dzieński jest jednym z najlepszych na świecie. W 2016 roku był mistrzem świata, w 2017 mistrzem Europy. Teraz z mistrzostw Europy w Moskwie wrócił z brązowym medalem. Pojedynek o miejsce w finale przegrał z Rosjaninem Lwem Rudackim o 0,002 sekundy!

Polak śmieje się, że gdyby tamtego dnia nie obciął paznokci, pewnie by wygrał. Ale wtedy nie było mu do śmiechu. - Bardzo mnie to bolało. I strasznie zdenerwowało. Plułem sobie w brodę, że nie pobiegłem odrobinę szybciej. Mogłem, bo byłem w genialnej formie - podkreśla.

Sen o rekordzie 

Sportową złość 27-latek z Tarnowa wyładował w biegu o 3. miejsce, w którym pobił rekord Europy. Wynik: 5,59 sekundy. Do rekordu świata Rezy Ali Poura, 5,48, jeszcze trochę brakuje. Ale Dzieński uważa, że rezultat Irańczyka jest do pobicia. Chce go zaatakować w przyszłym roku.

Na razie rekord świata w czasówce tylko mu się śnił. Właśnie w Moskwie, przed bardzo nielubianym przez zawodników trójbojem. - To był taki idealny bieg, w którym czułem każdy ruch, każdy był perfekcyjny. Zwolnione tempo i 2 miliony klatek na sekundę. Pięć sekund rozciągnęło się na całą noc - opowiada Marcin.

Marcin Dzieński, medalista mistrzostw świata i Europy we wspinaczce sportowej (fot. Red Bull Content Pool)
Marcin Dzieński, medalista mistrzostw świata i Europy we wspinaczce sportowej (fot. Red Bull Content Pool)

Ten przeklęty trójbój

W moskiewskim trójboju Dzieński wygrał swoją specjalność, ale do rekordu było daleko, do medalu też. W pozostałych dwóch konkurencjach Polak był ósmy, całe zawody skończył na szóstym miejscu. A żeby zakwalifikować się na igrzyska olimpijskie w Tokio musiałby wygrać.

W swoim olimpijskim debiucie wspinaczka będzie obecna właśnie jako trójbój. Zawodnikom się to nie podoba, dla nich połączenie trzech bardzo różnych konkurencji - czasówki, prowadzenia i boulderingu - nie ma sensu. Zdaniem Dzieńskiego to tak, jakby biegaczom kazać startować w biegach na 100 metrów, na trzy tysiące metrów i na 400 metrów przez płotki.

Najprostsze zasady ma czasówka. Trzeba jak najszybciej wbiec na 15-metrową ścianę, na której zawsze jest taki sam układ chwytów, czyli miejsc, których można się złapać. Prowadzenie to wspinaczka z dolną asekuracją z liną. Na wyższej ścianie, o wysokości do 20 metrów, punktowany jest każdy chwyt, a wygrywa ten, kto zajdzie najdalej. W boulderingu zawodnicy mają pięć minut na rozwiązanie pięciu problemów wspinaczkowych, które pierwszy raz widzą dopiero stojąc przed ścianą. Muszą to zrobić bez liny, ich jedyną asekuracją jest materac.

Wybrał złą drogę

We wspinaczkowym świecie nikt tego połączenia nie lubi, od początku swojego istnienia jest ono krytykowane, ale skoro wpisano je do olimpijskiego programu, każdy próbował wykorzystać szansę wyjazdu na igrzyska. Strategie były różne. Dzieński najbardziej żałuje, że on w zeszłym roku wybrał złą i stracił przez to dużo czasu.

- Próbowaliśmy poprawić się w prowadzeniu i boulderingu, co okazało się totalną głupotą. W tym, czym wcześniej się nie zajmowałem, poprawiłem się nieznacznie, za to w czasówkach moje wyniki się pogorszyły. Lepiej było od początku postawić wszystko na wspinaczkę na czas. Tak zrobiła Ola Mirosław i ona na igrzyska się zakwalifikowała.

Marcin Dzieński, medalista mistrzostw świata i Europy we wspinaczce sportowej (fot. Red Bull Content Pool)
Marcin Dzieński, medalista mistrzostw świata i Europy we wspinaczce sportowej (fot. Red Bull Content Pool)

Wytrwać do Paryża

Marcin swoje olimpijskie marzenia musi odłożyć o cztery lata. Bardzo liczy na to, że w 2024 w Paryżu czasówka będzie już osobną konkurencją, że jemu, sprinterowi, nikt nie każe już biegać wspinaczkowych płotków. - Według mnie to totalnie bezsensowne. Na szczęście wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to się zmieni. Francuzom zależy, żeby odłączyć czasówkę, bo są w niej mocni - mówi.

Brak kwalifikacji do Tokio to dla Dzieńskiego duże rozczarowanie, ale tarnowianin jest pewien, że za cztery lata w Paryżu powalczy o medal dla Polski. Wytrwałości na pewno mu nie zabraknie. W końcu teraz jest mu znacznie łatwiej, niż na początku kariery, gdy jego mama musiała brać kredyt, żeby syn mógł pojechać na mistrzostwa świata juniorów, albo gdy związek nie chciał go wysłać na pierwszy seniorski Puchar Świata i Marcin musiał pożyczyć prawie sześć tysięcy złotych od koleżanki.

Pożyczać już nie musi, ale kokosów wciąż nie ma

Teraz, jako wspinaczkowy sprinter ze ścisłej światowej czołówki, i dla polskiego związku, i dla indywidualnych sponsorów jest zawodnikiem, na którego warto stawiać. Od dawna nie musi brać pożyczek, żeby pojechać na zawody, ale na samym wspinaniu wciąż nie zbija wielkiej kasy. Za pierwsze miejsce w Pucharze Świata dostaje 3,5 tysiąca euro. Chińczycy za wygrane w swoich imprezach chcieli dawać po 10 tysięcy, ale Międzynarodowa Federacja Wspinaczki Sportowej się sprzeciwiła. Jej prezes uznał, że to zdemoralizuje zawodników.

- Ale i tak uważam, że nie jest źle - zaznacza Dzieński. - Czasówka ma ten atut, że jest prosta w odbiorze i bardzo widowiskowa. Podoba się sponsorom. A jak oddzielą nas od trójboju i zrobią ze wspinaczki na czas oddzielną dyscyplinę olimpijską, to możemy wejść na zupełnie inny poziom - uważa.

Czytaj także:
Wspinaczka sportowa. Marcin Dzieński z brązowym medalem mistrzostw Europy, Aleksandra Kałucka tuż za podium
Epidemia: przełomowe odkrycie sportowców. Odkryli, co zwalcza koronawirusa

Źródło artykułu: