Sprzedali cały majątek w Polsce i wyjechali. Ryzyko się opłaciło

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: rodzina Kupczyńskich
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: rodzina Kupczyńskich

Rodzina Kupczyńskich sprzedała cały majątek w Polsce i wyprowadziła się do Hiszpanii, aby rozwijać kariery swoich synów. Ryzyko się opłaciło. 10-letni Witold właśnie został mistrzem świata, a równie imponująco wygląda kariera starszego Andrzeja.

Robert Kubica niegdyś rozsławił Formułę 1 w Polsce, a czy podobnie w przypadku MotoGP zrobi Witold Kupczyński? To wciąż melodia przyszłości, ale 10-latek właśnie został mistrzem świata w młodzieżowej klasie MiniGP. To juniorska seria prowadząca do królewskiej kategorii, w której legendami są takie postaci jak Valentino Rossi czy Marc Marquez.

O talencie Kupczyńskiego najlepiej świadczy fakt, że niedawno został też mistrzem Hiszpanii. Na motocyklach z powodzeniem startuje też jego starszy brat Andrzej. Sukcesów młodych Polaków nie byłoby, gdyby nie odważna decyzja ich rodziców. Mariusz Kupczyński, widząc potencjał drzemiący w Witoldzie i Andrzeju, postanowił sprzedać cały majątek w Polsce i przeprowadzić się do Hiszpanii. Tam jego synowie mogą trenować 365 dni w roku, korzystając z dobrze rozwiniętej infrastruktury, na co nie mogliby liczyć w Polsce.

ZOBACZ WIDEO: "Bez złota nie będzie ładnie”. Co przyniesie współpraca Rusko z Protasiewiczem?

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Skąd pomysł, aby Witold trenował wyścigi motocyklowe?

Mariusz Kupczyński, ojciec Witolda i Andrzeja: Starszy syn, który też się ściga, dostał na 4. urodziny motocykl elektryczny. Wręczyliśmy mu go na działce. Andrzej jest bardziej wycofany i potrzebuje czasu, by oswoić się z nowymi rzeczami. Staliśmy i tłumaczyliśmy mu, że chciał taki motocykl. Aż w pewnym momencie Kaja - ich mama, a moja partnerka - mówi do mnie, żebym się odwrócił. Patrzę, a na motocykl wsiadł 1,5-roczny Witek. Nie wiem, jak się tam wdrapał. Kręcił manetką gazu i cieszył się. Później co chwilę dawał sygnały, że ciągnie go do motocykli.

Wtedy nie zakładaliście, że pójdzie to w kierunku profesjonalnej kariery?

Absolutnie nie. Nie zakładaliśmy, że to tak się potoczy. Nie jesteśmy rodziną zakorzenioną w sporcie. Trafiliśmy jednak na treningi i było widać, że chłopacy szybko łapią temat. Witek był ciągle za mały, nawet na malutkie elektryczne motocykle. Biegał wokół brata i przyswajał wiedzę naturalnie. Kroczek po kroczku mijały kolejne treningi w Polsce.

Witold od zawsze dysponował naturalną prędkością. Zapadła decyzja, by pójść krok dalej i zacząć trenować w Hiszpanii. Najpierw wyjechaliśmy na tydzień, potem na dwa, aż w końcu na cały miesiąc. I tak to się potoczyło. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że jest światełko w tunelu, że obaj synowie mają duży talent. Oczywiście, po przyjeździe do Hiszpanii różnica była duża, ale zaczęła bardzo szybko maleć.

Witold Kupczyński po zdobyciu mistrzostwa świata
Witold Kupczyński po zdobyciu mistrzostwa świata

Jak wyglądały początki w Hiszpanii?

Zapisaliśmy się na puchar Cuna de Campeones, w którym zaczynała połowa obecnej stawki MotoGP. Na pierwsze rundy pojechaliśmy autem, potem polecieliśmy samolotem. To było niewykonalne. Witkowi i Andrzejowi dobrze szło, więc podjęliśmy decyzję o przeprowadzce. Zostawiliśmy wszystko w Polsce. Sprzedaliśmy auta, mieszkanie, zostawiłem na miejscu dobrze rozwinięty warsztat samochodowy. Nie zastanawialiśmy się, co robimy - i oto jesteśmy tu już czwarty rok.

W którym regionie Hiszpanii mieszkacie?

Murcja. Mieszkamy tutaj, bo mamy blisko na tory Fortuna i Cartagena. To jest region bardzo bogaty w infrastrukturę. Można tu sporo trenować - i to z najlepszymi zawodnikami. Naszymi sąsiadami są czołowi kierowcy z różnych kategorii wyścigowych.

Skoro Witek właśnie został mistrzem świata MiniGP, a Andrzej radzi sobie równie dobrze wśród starszych klas, to chyba nie żałujecie tej decyzji?

Jeśli chodzi o kwestie sportowe, nie żałujemy. Za nami piękne dni. Witold wygrał w Walencji tytuł mistrza świata, ale wydaje mi się, że Andrzej osiągnął coś jeszcze większego. Tydzień wcześniej startował z "dziką kartą" w mistrzostwach Hiszpanii, gdzie zajął piąte i trzecie miejsce. Może nie ma to takiego wydźwięku jak mistrzostwo świata, ale jest to tak samo ważny sukces - osiągnięty już na wyższym poziomie.

Są jednak również inne aspekty przeprowadzki. Hiszpania jest pięknym krajem na wakacje, ale w życiu codziennym wiele rzeczy jest inaczej niż w Polsce. Nie mówię, że jest tu gorzej, ale inaczej. Cały czas uczymy się tej codzienności. Prosty przykład: Hiszpanie starają się nie planować za bardzo do przodu, żeby nie napotykać problemów za wcześnie. Nie lubią się martwić; rozwiązują problemy dopiero, gdy się pojawią. My, Polacy, staramy się myśleć z wyprzedzeniem - i dlatego częściej się stresujemy. Trzeba się dostosować i po sobie widzę, że potrzebuję jeszcze czasu, aby oswoić się z życiem w tym kraju.

Mariusz Kupczyński z synem Andrzejem
Mariusz Kupczyński z synem Andrzejem

Zostawiliście wszystko w Polsce. Znalazł pan pracę w Hiszpanii?

Na co dzień zajmuję się motocyklami chłopców. Lepiej finansowo wychodzimy, gdy ja serwisuję i naprawiam motocykle synów oraz nabywam doświadczenie, niż gdybym miał za to komuś płacić i jednocześnie iść do pracy. Nie mam też możliwości, by otworzyć tutaj warsztat. Dlatego to ich mama pracuje zarobkowo, a ja dbam o to, aby chłopcy mieli warunki do jak najlepszego rozwoju swojej pasji – kariery.

Jak Hiszpanie reagują na Polaków trenujących w ich kraju?

Wydaje mi się, że już nie jesteśmy tu czymś niezwykłym. Wiedzą o naszym kraju tyle, że w Polsce jest zimno. W okresie zimowym wielu Polaków przyjeżdża trenować na hiszpańskie tory, więc nie jesteśmy tu żadną atrakcją ani egzotyką. Nie spotykamy się też z wrogością - wręcz przeciwnie, dostajemy dużo pomocy i życzliwości. Nie ma też zazdrości o nasze wyniki.

Założył pan zbiórkę w sieci z myślą o rozwoju karier synów. Finanse zaczynają być problemem?

Temat finansów jest nierealny, gdy mówimy o "normalnej" rodzinie. Na etapie, na którym startuje starszy syn - czyli Puchar MIR Racing Cup - jesteśmy w stanie się samofinansować. Kolejne etapy, takie jak Honda Talent Cup w mistrzostwach Hiszpanii (ESBK), to wydatek rzędu 50 tys. euro - od tej kwoty za sezon wzwyż. Dla zwykłej rodziny to nierealne, stąd pomysł zbiórki oraz poszukiwania sponsorów.

Hiszpanie są gotowi sponsorować Polaków?

Na razie zawodników wspierają głównie rodzice i najbliżsi. Tego typu wsparcie również jest dla nas ważne - pokazuje, że są tutaj osoby, które nam kibicują i doceniają nasz wysiłek. Przygotowujemy oferty także dla hiszpańskich firm, choć na razie dotyczy to głównie Andrzeja, który jest na bardziej zaawansowanym poziomie i może przyciągnąć sponsorów.

Kariery obu synów rozwijają się wzorowo. Co, jeśli pieniędzy w pewnym momencie zabraknie? Powrót do Polski?

Chłopcy wiedzą, że idziemy krok po kroku. Nie robimy dalekosiężnych planów. Wszystko zmienia się tak szybko, że trudno przewidzieć, co będzie za rok czy dwa. Jeśli nie będzie budżetu na cały sezon dla Andrzeja, pojedzie pojedyncze wyścigi z "dziką kartą". Dobry wynik może zwrócić na niego uwagę. Jeśli nie - zawsze można spróbować dostać się do Red Bull Rookies Cup, skąd najlepsi trafiają do Moto3 i dalej.

A co z nauką synów?

Wszystko było zaplanowane. Przeprowadziliśmy się w wakacje, tak aby we wrześniu chłopcy mogli zacząć szkołę w Hiszpanii. Zaskoczyli nas tempem nauki języka - zaczęli mówić płynnie po hiszpańsku. Kaja również mówi w tym języku komunikatywnie, a ja jestem na etapie "Kali być", przez co czasem nie nadążam za rozmową synów.

Witold Kupczyński ze złotym medalem mistrzostw świata
Witold Kupczyński ze złotym medalem mistrzostw świata

Czuje pan dumę, że wychował mistrza świata?

Tak, i to na poziomie kosmicznym. Zawody w Walencji nie były pierwszymi zawodami Witka. Już wcześniej były emocje - choćby po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii. Jednak kiedy obudziłem się w czwartek przed mistrzostwami świata, byłem zestresowany jak nigdy. Później poczułem ogromne zaskoczenie, bo w motorsporcie niczego nie można być pewnym. Liczyliśmy na dobry wynik, bo znamy możliwości Witka. Wiele osób mówiło nam, że skończy na podium - i mówiły to osoby naprawdę z najwyższej półki.

Największym zaskoczeniem był Jan Babiarz, który zajął trzecie miejsce - i mieliśmy dwóch Polaków na podium. Bardzo dobrze znamy rodzinę Babiarzy. Bywali u nas, jesteśmy w kontakcie. Nie ma między nami rywalizacji ani złej energii. Dlaczego miałaby być? Wszyscy powinniśmy się wspierać. W Polsce coraz więcej dzieci trenuje motorsport, ale w porównaniu z Hiszpanią to wciąż niewielki odsetek.

To może warto być Polakiem w tym wyścigowym świecie, bo można promować MotoGP na nowym rynku?

Na pewno nie przeszkadza bycie Polakiem. To jest atut. Nie odczuwamy tego jeszcze materialnie, ale zainteresowanie chłopcami jest. Liczymy, że w przyszłości przełoży się to na realne wsparcie sponsorów, bo na końcu trzeba mieć budżet, aby móc pokazać swoje umiejętności.

Rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (11)
avatar
Luckyluke
29.11.2025
Zgłoś do moderacji
35
3
Odpowiedz
Pchać dzieciaki w tak niebezpieczny sport . .motocykle to śmierć ...niestety 
avatar
Jerzy Łuczak
29.11.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
....... to nie nowość .. kto ogląda '' Polacy za granicą .. potrzebują na 4 Kontynentach.... wykształconych nowoczesnych i i fachowców .. mechaników n/p.. samochodowych koparek dekarzy .. na Czytaj całość
avatar
55latek
29.11.2025
Zgłoś do moderacji
7
3
Odpowiedz
Dobrze zrobili. Po co siedzieć w tym bagnie....gdzie politycy potrafią tylko kraść, kłocić się, psuć, niszczyć i stawiać veta, tumanić naród itd. 
avatar
Miły Pann
29.11.2025
Zgłoś do moderacji
11
2
Odpowiedz
Wszystko piękne malowane dopóki ktoś tam nie zachoruje .Wtedy zaczną sie jęki stęki o zrzutki 
avatar
Miły Pann
29.11.2025
Zgłoś do moderacji
12
2
Odpowiedz
A na leczenie szpitalne do Polski 
Zgłoś nielegalne treści