W tym roku pogoda nie sprzyjała zawodnikom w MotoGP. Wiele wyścigów rozgrywano w deszczowych lub przesychających warunkach. Fatalnie w nich spisywał się Jorge Lorenzo, który nie potrafi dopasować swojego stylu jazdy do nowego ogumienia firmy Michelin.
Ostatni deszczowy wyścig w MotoGP rozegrano pod koniec sierpnia w czeskim Brnie. Tam Lorenzo również nie zdobył punktów, ale pokazał też, że potrafi się szybko ścigać na mokrym asfalcie. Przez kilka okrążeń "Por Fuera" kręcił dobre czasy, ale na tyle zniszczył przednią oponę, że musiał zjechać do alei serwisowej po nowe ogumienie. To pozbawiło go szans na punktowaną pozycję.
W Australii powrócił koszmar Lorenzo. Poranny trening na torze Phillip Island odbywał się w strugach deszczu. W nim zawodnik Movistar Yamaha MotoGP osiągnął dopiero dziewiętnasty rezultat. Za nim sklasyfikowani zostali jedynie Valentino Rossi oraz Bradley Smith. Rossi z tego powodu, że został zdyskwalifikowany ze względów regulaminowych, zaś Smith jest po poważnej kontuzji kolana i wolał nie ryzykować odnowienia urazu w trudnych warunkach.
- Wyjechałem dość późno na poranny trening. Nie udało mi się pokonać tak wielu okrążeń w dobrych warunkach, tak jak uczynili to pozostali zawodnicy. Poprawiałem się z okrążenia na okrążenia, ale zbyt wcześnie zjechałem do alei serwisowej po drugi motocykl. Gdy powróciłem na tor, to warunki były już fatalne. Na torze było sporo wody, więc nie miało to sensu i przejechałem tylko jedno okrążenie - tłumaczy swój występ Lorenzo.
Hiszpan nie ukrywa, że przy padającym deszczu nie miał zaufania do motocykla. - W takich warunkach trudno o dobre ustawienia, o pewność siebie i wyczucie maszyny. Nawet trudno mi ocenić, który z motocykli był lepiej dopasowany do takich okoliczności - dodał.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Rekordowy Robert Lewandowski
[/color]