Od sezonu 2015 Cal Crutchlow reprezentuje w MotoGP barwy teamu LCR Honda MotoGP. Jest to zespół prywatny, który przed kilkoma laty założył Lucio Cecchinello, były włoski motocyklista. Jego ekipa jedynie wypożycza maszyny od Hondy i nie ma zbyt dużego wpływu na ich rozwój.
W drugim sezonie startów na motocyklu Hondy Crutchlow pokazał jednak, że drzemie w nim spory potencjał. W sierpniu Brytyjczyk wygrał wyścig o Grand Prix Czech w Brnie, zaś w ubiegłą niedzielę triumfował na Phillip Island w Grand Prix Australii. - Jestem zadowolony z zespołu, ale być może powinniśmy mieć większe wsparcie Hondy. Pamiętam, gdy jeździłem dla prywatnego teamu Tech3 w latach 2011-2013. Wtedy dostawałem ogromne wsparcie z fabryki Yamahy - powiedział brytyjski motocyklista.
Crutchlow ma ważny kontrakt z dotychczasowym pracodawcą na sezon 2017, dlatego liczy na kolejne sukcesy. - Mamy teraz wsparcie Hondy, nie zrozumcie mnie źle. Jednak wydaje mi się, że powinni mocniej wspierać mnie i Lucio Cecchinello. To przykre, że wygrywam wyścig, a szefa Hondy nie ma z nami. Jeśli wygrałby zawodnik fabrycznej Hondy, to na pewno by się pojawił. Wiem, że wewnątrz firmy jest parę osób, które naprawdę mi pomogły. Wiem też, że są osoby, którym się nie podoba, że taką pomoc otrzymałem. Taki jest jednak ten biznes - dodał Crutchlow.
Równocześnie Brytyjczyk ma świadomość, że w przyszłym roku nie otrzyma motocykla, który pozwoliłby mu na walkę o tytuł mistrza świata. - Jestem realistą. Tak to jest ułożone, że otrzymujemy takie części od Hondy, jakie oni zapragną nam dać. To byłaby wielka przyjemność, gdybym był w gronie zawodników walczących o tytuł w sezonie 2017. Z drugiej strony, mam prawo do marzeń. Na pewno dam z siebie wszystko - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO Zobacz show Kamila Grosickiego. Dwie bramki! [ZDJĘCIA ELEVEN]