Cal Crutchlow startuje w MotoGP począwszy od sezonu 2011. Brytyjczyk w tym okresie miał do dyspozycji konkurencyjne motocykle zespołów Monster Yamaha Tech3 czy Ducati, ale nie udało mu się wygrać wyścigu królewskiej kategorii.
Strzałem w dziesiątkę okazało się przejście do ekipy LCR Honda MotoGP. W zeszłym roku Crutchlow w barwach tego zespołu raz stanął na podium, a w tym sezonie udało mu się wygrać dwa wyścigi. W sierpniu Crutchlow wygrał deszczowe Grand Prix Czech, teraz dołożył do tego sukces w Grand Prix Australii.
Po pierwszych okrążeniach na Phillip Island Crutchlow zajmował drugie miejsce, ale jadący przed nim Marc Marquez zanotował upadek. - Byłem przerażony, gdy widziałem upadek Marca. Naprawdę kiepsko hamowałem w tym zakręcie przez cały wyścig. Wiedziałem, że sytuacja jest krytyczna, bo sam rozbiłem się już w tym miejscu w przeszłości, kiedy miałem sporą przewagę nad rywalami. Mając to na uwadze, wiedziałem, że po prostu muszę jechać na limicie. W innym wypadku przednia opona straciłaby temperaturę - powiedział po wyścigu Crutchlow.
Na chwilę przed wypadkiem Marqueza, Crutchlow zaczął kręcić lepsze czasy niż nowo kreowany mistrz świata królewskiej kategorii. - Byłem przekonany, że mogę dogonić Marca, ale po jego upadku mogłem po prostu jechać swoje. Pod koniec wyścigu nie musiałem już tak naciskać. Tylko upewniałem się, że dobrze dogrzewam przednią oponę. To jest Phillip Island i tutaj wszystko może się zdarzyć, gdy słońce zajdzie i robi się zimno - dodał zawodnik LCR Honda MotoGP.
Crutchlow nie ukrywa, że sukces w Australii nie byłby możliwy, gdyby nie świetna praca jego zespołu. - Jestem naprawdę zadowolony z roboty wykonanej przez LCR Honda Team. Byłem przekonany, że mogę wygrać z Marquezem, a to oznacza, że wykonali naprawdę świetną pracę z naszym motocyklem. Nie mam co do tego wątpliwości. Już nie mogę się doczekać kolejnych dwóch wyścigów, a następnie całego sezonu 2017 - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Zapłakany, chciał uciekać. Oto początki Cristiano Ronaldo. Wróci jeszcze do domu?