Dla Mavericka Vinalesa jest to trzeci sezon w MotoGP. Hiszpan od dawna ma łatkę wielkiego talentu, ale startując w niezbyt konkurencyjnej ekipie Suzuki, nie miał możliwości zaprezentowania pełni swoich umiejętności. Mimo to, w zeszłym sezonie udało mu się wygrać jeden wyścig królewskiej kategorii. W ten sposób Vinales zapracował na transfer do Movistar Yamaha MotoGP. Dla nowej ekipy w sezonie 2017 wygrał już dwa Grand Prix.
Vinales już jako 15-latek zdobył tytuł mistrza Europy CEV, czym zapracował sobie na awans do motocyklowych mistrzostw świata w sezonie 2011. Był to ostatni rok funkcjonowania klasy 125 ccm. Hiszpan trafił do ekipy Blusens, której głównym sponsorem była... Paris Hilton. Amerykańska celebrytka wielokrotnie pojawiała się na wyścigach, świętując z Vinalesem pierwsze sukcesy, a tych nie brakowało. Młody zawodnik w debiutanckim sezonie wygrał cztery wyścigi, dziewięć razy stanął na podium i rywalizację zakończył jako drugi wicemistrz świata klasy 125 ccm.
Rok później miał być głównym kandydatem do mistrzostwa w nowo utworzonej kategorii Moto3. Tyle, że niewiele brakowało, a wtedy kariera Vinalesa załamałaby się. Wprawdzie liczył się w walce o tytuł, miał pięć zwycięstw na koncie, ale równocześnie zepsuły się jego relacje z Blusens. Menedżerem tej ekipy był Ricard Jove, który równocześnie zajmował się karierą Vinalesa. Problem z zespołem oznaczał równocześnie dalsze kłopoty ze startami. Blusens blokowało możliwość awansu Hiszpana do Moto2, sam zawodnik narzekał na niezbyt konkurencyjny motocykl Hondy. Jego krytyka dotarła aż do Japonii, gdzie nie najlepiej przyjęto słowa Vinalesa, który chciał w trakcie sezonu porzucić ekipę i przenieść się do KTM-a. W tym celu odbył nawet rozmowy z Akim Ajo, który zarządzał austriackim teamem.
Zmiana zespołu w trakcie trwania sezonu jest rzadko spotykanym zjawiskiem w MotoGP. Narastający konflikt sprawił, że Vinales przed Grand Prix Malezji zwołał konferencję na torze Sepang i ogłosił, że nie zamierza kończyć sezonu w barwach Bluesens. Sytuację próbował ratować Carmelo Ezpeleta z Dorny, ale nic nie wskórał. Vinales razem z ojcem opuścili Malezję i w dniu wyścigu opowiadali w hiszpańskiej telewizji dlaczego podjęli taką decyzję. Hiszpan miał świadomość, że jego umowa ważna jest również w sezonie 2013 i brał pod uwagę roczną przerwę w startach. Ratunkiem dla Vinalesa miało być hiszpańskie prawo, które zakłada, że wszelkie umowy podpisane przez osobę niepełnoletnią tracą ważność w momencie, gdy ukończy ona 18 lat. Vinales na początku 2013 roku świętowałby 18. urodziny, więc nie miałby problemu znaleźć nowego pracodawcy i mógłby podpisać z nim kontrakt. W efekcie konflikt udało się zażegnać i po wyścigu w Malezji powrócił on do rywalizacji w Moto3, ale przegrał walkę o tytuł. Lepsi okazali się Sandro Cortese oraz Luis Salom.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Trener reprezentacji mnie zszokował, łzy poleciały mi z oczu
Co nie udało się w dwóch poprzednich sezonach, stało się faktem w roku 2013. Vinales w końcu trafił do KTM-a i wywalczył upragniony tytuł mistrzowski. Kluczem do sukcesu nie okazało się seryjne wygrywanie wyścigów, a punktowanie w każdym wyścigu. Hiszpan wygrał ledwie trzy Grand Prix (mniej niż w 2011 czy 2012), ale aż piętnaście z siedemnastu wyścigów zakończył na podium. I tym razem nikt nie zabronił mu awansować do Moto2.
Talent i umiejętności Vinalesa sprawiły, że trafił do jednej z lepszych ekip w Moto2 - Pons Racing. Tam o rozwój jego kariery zadbał Sito Pons, który w przeszłości współpracował z zawodnikami o krnąbrnym charakterze. Hiszpański motocyklista znów triumfował, bo tak należy ocenić zdobycie tytułu wicemistrza świata Moto2 w debiutanckim sezonie. Vinales uznał jednak, że mistrzostwo tej serii nie jest mu konieczne w CV i już po roku postanowił przejść do MotoGP. Sito Pons też nie zamierzał robić problemów swojemu podopiecznemu. Uznał, że Vinales jest już gotowy na to wyzwanie.
Vinalesem zainteresowała się ekipa Suzuki, która wracała do MotoGP po kilkuletniej przerwie. Jej szefem został Davide Brivio, który przed laty był odpowiedzialny za ściągnięcie Valentino Rossiego do Yamahy. Włoch widział w Vinalesie zawodnika z potencjałem, wieloletniego lidera. Hiszpan zakończył sezon 2015 z tytułem "Debiutanta Roku". W kolejnym roku, choć maszyna Suzuki nadal nie była zbyt konkurencyjna, wygrał Grand Prix Wielkiej Brytanii. Łącznie zdobył dla Japończyków cztery podia. Suzuki przed sezonem 2016 marzyło o jednym.
Tyle, że Vinales po raz kolejny stanął przed dylematem. W jego umowie z Suzuki był zapis, że jeśli osiągnie podium dla japońskiej ekipy, zostanie przedłużona o kolejny rok. A do drzwi Hiszpana zaczęła pukać ekipa Movistar Yamaha MotoGP, która musiała zastąpić Jorge Lorenzo odchodzącego do Ducati. - Nie będziemy go trzymać na siłę, obie strony muszą chcieć współpracować - powtarzał Brivio. Do tego Vinales od startów w ekipie KTM-a sponsorowany był przed Red Bulla, zaś Yamahę wspiera Monster Energy. To rodziło kolejny konflikt interesów. Negocjacje, w których sporą rolę odegrali prawnicy, trwały tygodniami. Ostatecznie udało się dopiąć formalności i Hiszpan trafił do Yamahy.
Początek sezonu 2017 pokazał, że Vinales dokonał słusznego wyboru. Hiszpan ma na swoim koncie dwa zwycięstwa i 50 punktów, podczas gdy zawodnicy Suzuki zdobyli łącznie jedynie 6 "oczek". Póki co, Vinales ma też bardzo dobre relacje z Valentino Rossim, choć to może ulec zmianie, gdy Hiszpan zacznie seryjnie wygrywać z "Doctorem". Tym bardziej, że Rossi na zakończenie kariery chce zdobyć upragniony dziesiąty tytuł mistrzowski, a we własnym zespole wyrósł mu najgroźniejszy rywal.