"Jesteśmy na torze wyścigowym Formuły E, żeby bić na alarm. Czas zwolnić, ponieważ jesteśmy na autostradzie do klimatycznego piekła, z nogą na pedale gazu" - ogłosili niemieccy aktywiści z organizacji "The Last Generation", którzy zakłócili przebieg wyścigu Formuły E.
Wszystko działo się bardzo szybko. Część kierowców FE ruszyła już na okrążenie rozgrzewkowe, gdy nagle kilkanaście osób sforsowało ogrodzenie, dostało się na tor i próbowało usiąść przed kolejnymi bolidami. Procedura startowa została opóźniona o kilka minut, podczas gdy policjanci starali się wyłapać intruzów i ich zatrzymać.
Kierowcy Formuły E zszokowani
- Nie mam pojęcia, jaki był ich cel. Nie wiem, co chcieli osiągnąć. Wyglądało to tak, jakby próbowali usiąść przed samochodami i chcieli w ten sposób nawoływać do jakiegoś strajku - powiedział "The Race" kierowca Jake Dennis.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: efektowny Grosicki na treningu
Niemieckie służby bardzo szybko poradziły sobie z usunięciem aktywistów. - Jestem pod wrażeniem ich działania, że tak szybko wróciliśmy do wyścigu. Na szczęście swój protest rozpoczęli przed rozpoczęciem ścigania, więc mogliśmy poczekać, aż sytuacja się uspokoi. Myślę, że wszyscy kierowcy zachowali się jak należy, zachowali spokój - dodał Dennis.
Z kolei Nico Mueller dodał, że "widział ludzi wbiegających na tor". - To dość oczywiste, że skoro usiedli na asfalcie, to nie można było się ścigać. Reszta mnie tak naprawdę nie obchodzi. Ich zachowanie jest śmieszne. Nie wiem, czy oni sobie zdają sobie sprawę z tego, co tutaj robimy - skomentował niemiecki kierowca.
Antonio Felix da Costa zwrócił uwagę na to, że w Formule E rywalizują bolidy elektryczne, które nie generują spalin, a przez to nie są szkodliwe dla środowiska. - Wszyscy walczymy o to samo, czyż nie? Nie jestem pewien, o co im chodzi, ale prawdopodobnie jesteśmy najgorszą kategorią w motorsporcie do wyboru, jeśli chodzi o taki protest. Jesteśmy zdecydowanie najbardziej ekologiczną, zrównoważoną i neutralną węglowo serią wyścigową, jaka kiedykolwiek istniała - powiedział kierowca Porsche.
Kim są aktywiści z "The Last Generation"?
Grupa "The Last Generation" już wcześniej zapowiadała, że może dokonać bojkotu ePrix Berlina i prowadziła rekrutację aktywistów w całych Niemczech. - Przybędziemy do Berlina i zatrzymamy całe miasto, aby skłonić rząd do dalszych działań - powiedział jeden z jej przedstawicieli w rozmowie z "The Local".
Osoby, które wbiegły w niedzielę na tor, zostały schwytane i tymczasowo aresztowane. Najprawdopodobniej odpowiedzą przed sądem za zakłócanie porządku publicznego. Aktywiści zapowiedzieli jednak, że nie zrezygnują ze swoich działań. Grupa ma już liczyć ponad 800 członków.
W poniedziałek, kilkanaście godzin po zakończeniu wyścigu FE w Berlinie, aktywiści zablokowali najważniejsze ulice stolicy Niemiec. Zgromadzili się na 27 najważniejszych węzłach komunikacyjnych, jak i na autostradzie prowadzącej do Berlina. "Dla nas jest to jasne. Stajemy się silniejsi" - oświadczyła grupa w mediach społecznościowych, która domaga się od kanclerza Olafa Scholza odejścia od paliw kopalnych.
Część Niemców nazywa aktywistów "naklejkami klimatycznymi". Wynika to z faktu, że protestujący lubią przyklejać się do elementów miejskiej infrastruktury, aby w ten sposób zakłócać ruch uliczny w miastach.
"Rząd nie ma planu, w jaki sposób zamierza osiągnąć własne cele klimatyczne, które są zbyt niskie. Dlatego musimy się zjednoczyć jako społeczeństwo i odwrócić nasze losy w trybie pilnym" - przekazali w poniedziałek aktywiści po kolejnym skutecznym proteście.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Rosjanin pozwał władze Kanady. Walczy o zniesienie sankcji
- Protesty we Francji zagrożeniem dla F1. Co z GP Monako?