W minioną sobotę na torze Spa-Francorchamps zginął Anthoine Hubert. W zderzeniu z 22-letnim Francuzem udział brał też Juan Manuel Correa, który doznał skomplikowanych złamań nóg i urazu kręgosłupa. Amerykanin przeszedł kilkugodzinną operację w szpitalu w Liege, a lekarze oceniali jego stan jako stabilny.
W ciągu tygodnia Correa został przetransportowany do szpitala w Wielkiej Brytanii, gdzie miał rozpocząć wielomiesięczny proces walki o powrót do zdrowia. Jego rodzina nie ukrywała bowiem, że złamania kończyn są bardzo poważne, a lekarze początkowo walczyli o to, aby nie doszło do ich amputacji.
Czytaj także: Williams zaskoczył Roberta Kubicę
W nocy z piątku na sobotę rodzice Correi przekazali jednak fatalne informacje. "W miarę upływu czasu pojawiły się nowe komplikacje. Po przybyciu do Londynu zdiagnozowano u Juana zespół ostrej niewydolności oddechowej. Jest to uraz uznawany za powszechny przy tego typu wypadkach, które miały miejsce przy dużej sile uderzenia. Niestety, u Juana przybrało to bardzo agresywną formę. Juan jest nieprzytomny, znajduje się na oddziale intensywnej terapii i korzysta z aparatury podtrzymującej życie. Jego stan jest krytyczny, ale stabilny" - napisano w oświadczeniu rodziców.
"Jesteśmy przekonani, żę nasz syn zaskoczy nas po raz kolejny swoją wolą walki i siłą, że wróci do zdrowia. W tej trudnej chwili prosimy o poszanowanie naszego prawa do prywatności. Jako rodzina musimy się skupić w 100 proc. na opiece nad Juanem. Chcemy też złożyć kondolencje rodzinie Hubertów po stracie syna. Nasze serca są złamane i możemy sobie jedynie wyobrazić jaki ból wywołała śmierć Anthoine'a" - dodano.
Czytaj także: Robert Kubica w końcu dostał nową kierownicę
Correa uważany jest za wielki talent. 20-latek startuje w Formule 2 ze wsparciem Alfy Romeo. Na kilka dni przed fatalnym wypadkiem włoski zespół zorganizował mu nawet testy samochodem F1 i nie wykluczał, że w przyszłości da mu jeszcze szansę w królowej motorsportu. Było to uzależnione od wyników osiąganych w F2.