"Nie było widać, że krwawi, bo z fotela kubełkowego krew nie wyciekała". Dramatyczne wspomnienia pilota Roberta Kubicy

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Jakub Gerber
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Jakub Gerber

10 lat temu miał miejsce wypadek Roberta Kubicy w Ronde di Andora. To załamało jego karierę i nadzieje na tytuł mistrza F1. Dramatyczne sceny, które miały miejsce chwilę po wypadku w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wspomina pilot - Jakub Gerber.

W tym artykule dowiesz się o:

Wydawało się, że kariera Roberta Kubicy rozwija się wzorcowo. Jego pozycja w Formule 1 była już ugruntowana. Osiągał coraz lepsze wyniki, a sporo również mówiło się o jego transferze do najlepszych zespołów w stawce. Wówczas mógłby walczyć o upragniony tytuł mistrza świata. Wszystko jednak zostało brutalnie przerwane 6 lutego 2011 roku podczas rajdu Ronde di Andora.

To miał być treningowy start dla Roberta Kubicy, a skończył się fatalnie. Podczas jednego z przejazdów Skoda Fabia R2000, w której zasiadali ówczesny kierowca Lotusa oraz jego pilot Jakub Gerber uderzyła w metalową barierkę. Ta w niewytłumaczalny sposób przebiła samochód i mocno raniła Kubicę.

Po 10 latach od tego zdarzenia, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" tę dramatyczną sytuację wspominał Jakub Gerber. Podkreślał, że ten widok pozostał z nim na bardzo długi czas.

ZOBACZ WIDEO: Polscy sportowcy zaszczepieni przed igrzyskami olimpijskimi? "Kryteria są jednoznaczne"

- To docierało do mnie stopniowo. Najpierw widzisz, że jest nieprzytomny i myślisz, że może mieć jakieś obrażenia. Ale dopiero jak wyszedłem z auta, pewne obrazy zaczęły do mnie docierać. Znając konstrukcję samochodu, wiesz, co powinno w nim zawsze być. A tych rzeczy nie było. Cały ten trójkąt mocujący kolumnę kierownicy został wyrwany i wyleciał przez tylną klapę. Robert mimo pół-zamkniętego kasku miał obitą twarz, bo został tą kierownicą uderzony. Patrzysz i zastanawiasz się, gdzie te części są -  opowiadał Jakub Gerber.

Pilot Roberta Kubicy bardzo dobrze pamięta wszystkie szczegóły tego wyścigu. Wspomina, że do tej pory dziwią go dwie rzeczy. Przede wszystkim to jak do tego wypadku doszło. Bowiem w motorsporcie utarło się przekonanie, że przy kontakcie z barierkami raczej nie może się stać kierowcy nic złego. Tutaj natomiast wystąpił nieprawdopodobny i przede wszystkim nieszczęśliwy zbieg okoliczności.

Natomiast drugą sytuacją, o której często myśli Gerber, jest to, jak przy tak dużych uszkodzeniach auta udało się im przeżyć. W szczególności trudna była sytuacja Roberta Kubicy. Już podczas akcji ratunkowej okazało się, że wystąpiły problemy, które wcześniej były niewidoczne.

- Zagrożeniem było też to, że bardzo długo ekipa nie zdawała sobie sprawy, że jest ranny w udo i ma przeciętą tętnicę udową, w związku z tym krwawi w fotel. Nie było tego widać, bo z fotela kubełkowego ta krew nie wyciekała. Trzeba było rozciąć auto, żeby go wyjąć z całym fotelem. Potem pojawił się problem ze śmigłowcem, bo nie miał gdzie wylądować, więc trzeba było kawałek podjechać. Sporo utrudnień wynikających z tego, że byliśmy w górach. Dobrze, że pogoda była na tyle dobra, że śmigłowiec mógł w ogóle przylecieć - wspominał pilot Roberta Kubicy.

Jakub Gerber przyznaje, że nawet nie spodziewał się jak ten wypadek wpłynął na niego samego. Chociaż wydawało mi się, że nie odczuwał potrzeby konsultacji z psychologiem, prawda okazała się inna. Dopiero po pewnym czasie, jak znów wsiadł do auta, dostrzegł, że nie może zapomnieć o tym wypadku. W jego głowie kłębiły się myśli, czy na pewno wszystko jest w porządku, czy znów nie nastąpi jakiś nieszczęśliwy zbieg okoliczności jak podczas Ronde di Andora. Wyjście z tej sytuacji zajęło mu sporo czasu i dopiero po kilku latach wyleczył swoje demony przeszłości.

Zobacz także: Koronawirus wpływa na plany Kubicy
Zobacz także: Koniec z kontrowersjami w motosporcie

Źródło artykułu: