- To tak, jakby samochód spadł na ziemię z wysokości 48 metrów - tak Andy Mellor, wiceprzewodniczący komisji bezpieczeństwa przy Międzynarodowej Federacji Samochodowej, obrazowo opisał wypadek Julesa Bianchiego. Według najnowszych informacji Francuz stracił panowanie nad bolidem gdy jechał 213 km/h. Niespełna 3 sekundy później, w momencie zderzenia ze znajdującym się na poboczu dźwigiem, poruszał się z prędkością 126 km/h. Natomiast przeciążenie wyniosło tyle, co masa głowy Bianchiego w kasku, pomnożona przez 254. W obliczu tych danych eksperci są zgodni – tylko cud sprawił, że Francuz nie zginął na miejscu.