Stelmet Falubaz był uznawany przed sezonem za głównego kandydata do awansu. Runda zasadnicza częściowo to zweryfikowała. Uraz Piotra Protasiewicza, a także słabość juniorów zdecydowanie dały się we znaki zielonogórzanom, przez co spadkowicz z PGE Ekstraligi wcale nie wyglądał na najlepszą drużynę rozgrywek. Za to ostatnio wiele się zmieniło. Po sprowadzeniu dwójki młodych, dobrze rokujących leszczyńskich juniorów oraz powrocie do formy kapitana, Falubaz stał się inną drużyną. Podopieczni Tomasza Szymankiewicza i Marka Mroza bardzo pewnie rozprawili się w półfinale z Abramczyk Polonią Bydgoszcz.
Poczują krew?
Naturalnie sama demonstracja siły to za mało, bo mecz meczowi nierówny. Cellfast Wilki Krosno bynajmniej także nie wyglądają jak chłopcy do bicia, a raczej jak zespół kompletny. W dodatku tworzą zwarty kolektyw, prawie pozbawiony słabych stron. Tak to wyglądało do tej pory, niemniej finał, w dodatku z tak silną drużyną, to zupełnie inna para kaloszy. Za klubem z Miasta Szkła przemawiają na pewno aspekty psychologiczne. Oni nie muszą, a mogą. W Zielonej Górze sytuacja wygląda już zdecydowanie inaczej, a wręcz różni się o 180 stopni.
- Cellfast Wilki to zespół, który poniekąd wstał z kolan i nie przytłoczyły go przeciwności losu. Klub rozwija się w bardzo szybkim tempie i na pewno pozostaje w grze o awans. Przede wszystkim idzie za tym rozwój infrastrukturalny, bo w przypadku promocji do wyższej ligi, w Krośnie na pewno uzyskają licencję, zatem można mierzyć wysoko. W Zielonej Górze nie wszystko wygląda różowo. Nie wiem, na ile są to plotki, ale mówi się, że tam mogą być problemy. Zresztą fakt, iż oświetlenie nie działa już tak długo, o czymś świadczy. Wracając jednak do Wilków, sytuacja z walkowerem była deprymująca. Zawodził także Rafał Karczmarz, a teraz wszystko wygląda inaczej. Formację wzmocnił Keynan Rew, Wilki wróciły na właściwie tory po walkowerze i zaczęły wygrywać. Poradziły sobie nawet z droższymi zespołami. Tam wszystko buduje się z głową - zauważył Ryszard Dołomisiewicz.
ZOBACZ WIDEO Canal+ przygotowuje serial o żużlu? Szef redakcji odpowiada
- W dodatku projekt jest poparty rozsądnym składem, punktującym na wysokim poziomie. Pytanie, co dalej, bo wielu z tych zawodników PGE Ekstraligi nie zawojuje, ale to dotyczy każdego potencjalnego beniaminka. Z doświadczenia wiem, że w Krośnie jeżdżą zawodnicy, którzy, jeżeli nie czują wielkiej presji, to jadą swoje. Narzucanie takowej działałoby na nich zupełnie odwrotnie. Oczywiście od odpowiedzialności za wynik finału się nie ucieknie, ale tam nie ma takiego ciśnienia i to jest pomocne. Falubaz za to musi. Nikt z tego klubu nie zakładał zabawić na zapleczu dłużej niż rok i myślę, że sytuacja się nie zmienia. Chcą wrócić do najwyższej ligi, czują, że to ich miejsce, jeździli tam przecież przez wiele lat. Chcą, żeby wróciły derby lubuskie. Od presji się nie ucieknie w tym przypadku - dodał.
Dopóki idzie dobrze...
Ryszard Dołomisiewicz uważa, że po uwzględnieniu wszystkich czynników, na faworyta wyrasta Stelmet Falubaz. Jego zdaniem, to nic nie oznacza, a patrząc czysto logicznie, to od żużlowców Cellfast Wilków zależy, w której klasie rozgrywkowej pojadą za rok.
- Wszyscy widzą faworyta w Stelmet Falubazie i trudno się dziwić. To bardzo doświadczony zespół, z ogromnym ciśnieniem na awans. Napędza go czołowy żużlowiec globu, Max Fricke, rywalizujący w Grand Prix. Niemniej, jeżeli Cellfast Wilki pojadą na maksimum swoich możliwości, to bez wątpienia są w stanie pokonać zespół z Zielonej Góry. Pytanie jednak się nasuwa, czy to się opłaca. Zważywszy na prestiż i finanse, na pewno tak. Niemniej sportowo o wzmocnienia będzie bardzo trudno. Mówi się, że niektórzy zawodnicy odejdą z Falubazu, na przykład Fricke. Coś w tym jest, bo on dogadał się z innym klubem, ale żużel pamięta już nie takie historie. Leon Madsen też uzgodnił warunki w Grudziądzu parę lat temu i niewiele sobie z tego zrobił. Tu jeszcze nic nie jest przesądzone -stwierdził wychowanek Polonii znad Brdy.
- Wierzę, że obie drużyny chcą awansować. Ale presja na pewno może zielonogórzan przytłoczyć. Jeżeli coś pójdzie nie po myśli, będzie nerwowo. Ktoś rzuci kaskiem i na przykład już nie pojedzie, bo bez kasku, jechać nie wolno (śmiech). Motywacja jest dobra, ale do momentu, gdy nie zdarzy się nic nieprzewidzianego. Wtedy Krosno może pójść za ciosem i spłatać psikusa, a stać je na to - podsumował Dołomisiewicz.
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty
Zobacz także:
Kenneth Bjerre mówi o gorszym występie. "Szczerze mówiąc, nie czułem się najlepiej"
Przyćmił liderów i znów udowodnił swoją klasę. "To dopiero początek"