Laserowa linia przeszkadza skoczkom? Piotr Żyła: Nawet nie wiem, gdzie ona była

Podzielone zdania na na temat nowości, która ma ułatwić widzom zgromadzonym na skoczni śledzenie zawodów mają sami skoczkowie. Polscy zawodnicy przyznają, że muszą się po prostu do niej przyzwyczaić.

Po raz pierwszy w 62. Turnieju Czterech Skoczni testowana jest nowość w postaci laserowej linii, którą widzą zarówno skoczkowie jak i widzowie zgromadzeni pod skocznią. Kibicom ma to ułatwiać śledzenia zawodów, które po wprowadzeniu punktów za wiatr bywały mało czytelne. Skoczkowie jednak mają równe poglądy na temat linii, do której starają się doskoczyć. - Czy szukałem wzrokiem zielonej laserowej linii? A gdzie ona tam była? - śmieje się w swoim stylu Piotr Żyła. - Nie wiem nawet, gdzie ona była. Chyba dosyć daleko. Jak się leci i jest się z pięć metrów od niej, to jeszcze ją widać. Przy moim skoku była wyznaczona chyba na 135 metrze, a ja skoczyłem 127, więc trochę do niej jeszcze było. Myślę, że w niedzielnym konkursie przeskoczę ją dwa razy – śmieje się polski skoczek.

Zdecydowanie poważniej na temat nowinki technologicznej wypowiedział się Maciej Kot. - Rozmawialiśmy tak między sobą o tej laserowej linii i szczerze mówiąc, nie jesteśmy z niej zadowoleni. Widzimy tę linię. To jest coś nowego. Wcześniej jej nie było w konkursach. To jest kwestia przyzwyczajenia. Pojawiła się ona po raz pierwszy przy okazji Turnieju Czterech Skoczni i trzeba sobie z nią poradzić – wyjaśnia dla SportoweFakty.pl Kot.

Jak się okazuje, laserowa linia może niektórym skoczkom utrudnić lądowanie, kiedy za bardzo chcą do niej dolecieć. - Kamil Stoch po skoku treningowym dzielił się z nami spostrzeżeniami na temat tej laserowej linii i jak przyznał – mało co nie wyjechał na brzuchu – zamiast normalnie wylądować. Zobaczył ją w ostatniej chwili i za wszelką cenę chciał do niej doskoczyć. Spóźnił podejście do lądowania i musiał się później ratować, stąd też nie było mowy o telemarku. Jest to element, o którym absolutnie nie można myśleć w locie. Jeśli ktoś wyjdzie z progu i zobaczy, że ta linia jest bardzo daleko, może to w locie spowodować niepotrzebne spięcie i zamiast do niej doskoczyć, skok skróci się niepotrzebnie. Myślę, że ten laser jest kwestią przyzwyczajenia. Trochę z nim poskaczemy i oswoimy się z tą nowością - kończy Maciej Kot.

Z Oberstdorfu
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik 
[b]Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów narciarstwa i nie tylko! Kliknij i polub nas.

[/b]

Źródło artykułu: