Michał Gałęzewski: Czy pominięcie Szczyrku w kalendarzu FIS mocno pana zaskoczyło?
Apoloniusz Tajner: Tak, jest to zaskoczenie. Suma summarum wyszło jednak dobrze. Od kilku lat naszą ideą było to, by w Polsce odbywały się dwa weekendy Pucharu Świata podczas sezonu zimowego. Mamy konkursy weekendowe w Wiśle i tradycyjnie w Zakopanem. To było bardzo trudne do zrealizowania. Udało nam się początkowo pozyskać czwarty konkurs. Tuż po mistrzostwach świata, w środę i w czwartek zawodnicy skakali najpierw w Szczyrku, następnie w Wiśle, a w sobotę i w niedzielę w Zakopanem. Pomiędzy konferencjami w Zurychu i w Warnie, gdzie była zatwierdzono kalendarz okazało się, że doszło w nim do zmian i turniej w Willingen został przesunięty przed mistrzostwami świata. Zwrócono się do nas o przesunięcie naszych turniejów. Zdecydowaliśmy się na organizację w piątek i w sobotę, 5 i 6 marca.
[ad=rectangle]
Czy cały weekend Pucharu Świata w Wiśle ułatwi organizację zawodów?
- Dokładnie tak. Ponadto w marcowym terminie 90-metrowa skocznia w Szczyrku już nie pasuje, więc odbędą się dwa indywidualne konkursy w Wiśle w systemie weekendowym. Zdecydowaliśmy się tutaj na piątek i sobotę. Drugi weekend Pucharu Świata w Polsce odbędzie się w odstępie czasowym, gdyż skoczkowie będą w Zakopanem występować w styczniu. Mam nadzieję, że w tym czasie nasi zawodnicy będą w czołówce i zaczną finalizować walkę w Pucharze Świata. Liczę na duże zainteresowanie zawodami. Układa się wszystko dobrze i mam nadzieję, że będzie to kolejny dobry sezon po słabszym poprzednim.
Jak wyglądają szanse na organizację turniejów w Szczyrku w kolejnych latach?
- Już sygnalizujemy w FIS-ie, żeby zorganizować zawody w Polsce w ciągu dwóch tygodni. Najpierw w weekend w Zakopanem, następnie w środku tygodnia w Szczyrku i w kolejny weekend w Wiśle. Jak by nam się udało w ciągu ośmiu dni przeprowadzić pięć konkursów na trzech skoczniach, to taka idea by nas urządzała najbardziej.
Wielka Krokiew otrzymała homologację na najbliższych pięć lat, mimo że - jak mówił prezes Kozak - zapada się zeskok i bula. Jakie są plany ratunku zakopiańskiej skoczni?
- Ta skocznia ma już jednak trochę lat i wymaga może nie dużej modernizacji, a poprawek. Według mnie jest ona za bardzo zaniedbana, jak na ruch turystyczny jaki ma tam miejsce. Musi nastąpić remont, ale nie jest to związane z wielkimi inwestycjami.
W czyjej gestii jest ten remont i kiedy można się go spodziewać?
- Wielka Krokiew jest własnością Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem i to on musi zadbać o modernizację. Właścicielem COS-u jest Ministerstwo Sportu i Turystyki. Powinna to być wizytówka polskiego narciarstwa, a tak naprawdę ją nie jest. Rozmawiamy o tym. Modernizacja ma polegać przede wszystkim na założeniu torów lodowych. Zawody Pucharu Świata idą w kierunku uniezależnienia od pogody i uzyskania odpowiedniej jakości torów najazdowych. Są one bezpieczne.
Na ilu skoczniach aktualnie prowadzone są zajęcia z młodzieżą?
- Generalnie skoki trenuje się od wiosny do jesieni, a zimą startuje się w zawodach. Wtedy nie ma już czasu na trening. Całe szkolenie odbywa się na skoczniach igielitowych. Mamy kilka małych kompleksików - trzy skocznie są w Zagórzu w Bieszczadach, dwie w Bystrej koło Szczyrku, a trzy do początkowego szkolenia w Wiśle, które wkrótce będą otwarte. Fajny kompleks jest w Szczyrku-Skalitem, gdzie są skocznie od 40, poprzez 70, do 90 metrów. To czego nam potrzeba, to modernizacja trzech mniejszych skoczni w Zakopanem - Średniej Krokwi, Małej Krokwi i malutkiej, 30-metrowej. Są one obecnie przestarzałe, niebezpieczne. Dobrze wygląda tylko stan najmniejszej, 15-metrowej.
Ilu adeptów trenuje skoki narciarskie na tych najmniejszych obiektach?
- W 1999 roku miałem czterech seniorów i ciężko było znaleźć piątego do mistrzostw Polski. Teraz gdy je organizujemy, to jest ponad 100 zawodników i musimy najpierw zrobić odpowiedni "odsiew", by było ich pięćdziesięciu w zawodach. To zawody open i na 120-metrowych skoczniach mają prawo skakać zawodnicy od 14 roku życia wzwyż. W skali Europy jesteśmy w ścisłej czołówce, jeżeli chodzi o szerokość działania w skokach narciarskich. Może równie szeroko działają Słoweńcy.
Czy w ciągu najbliższych pięciu lat jest w planach stworzenie infrastruktury w innych miastach?
- Nie, w planach jest modernizacja kompleksu Średniej Krokwi i utrzymanie na wysokim standardzie Wielkiej Krokwi. Na razie Szczyrk i Wisła nie wymagają inwestycji.
Stoch kibicuje Lewandowskiemu
[nextpage]W erze sukcesów Adama Małysza mówiło się o czasowych skoczniach w miastach, czy na stadionach piłkarskich. Czy wciąż rozważacie takie eksperymenty?
- FIS jest bardzo zainteresowany takimi projektami. W Warnie jeszcze raz delikatnie naciskano, by iść w kierunku zrobienia skoków na Stadionie Narodowym. Wiem, że technicznie jest to możliwe. Rozwiązania z projektantami stadionu, budowniczymi skoczni, czy innymi ekspertami są już wypracowane i jest to możliwe do zrobienia. Problemem są koszta i jako związek nie możemy się narazić zgłaszaniem zawodów, po których moglibyśmy ponieść konsekwencje finansowe.
Czy pogoda mogłaby storpedować tego typu konkurs?
- Nie, dlatego bo wszystko można byłoby odpowiednio zasłonić. Ludzie oglądaliby cały najazd na telebimach, a zawodnik wskakiwałby zza stadionu na zeskok będący na stadionie. Większość kibiców widziałaby na własne oczy tylko sam skok.
Nowy kraj - Kazachstan - będzie organizował turnieje Pucharu Świata. Czy to dobry wybór? Wcześniej pojedyncze zawody organizowano w USA, Kanadzie, Chinach, czy w Korei Południowej i nie przyniosło to efektu w postaci stałego wzrostu zainteresowania skokami narciarskimi...
- Jest problem, bo obiektów szczególnie na Dalekim Wschodzie powstaje dużo. To są ogromne odległości. Ałmaty od kilku lat mocno aplikują nie tylko o Puchary Świata, czy Puchary Kontynentalne, ale i o duże imprezy, jak MŚ, MŚJ czy Uniwersjady. Jak ma się takie obiekty, to się aplikuje do takich zawodów. Kazachowie skaczą od lat. Jest tam jeszcze egzotycznie, niemniej jednak promują się poprzez sport i zasługują na to, by zorganizować i tam Puchar Świata.
Jak pan oceni aktualną współpracę z Grupą Lotos? Planujecie jakieś nowe projekty?
- To modelowa współpraca. Już dawno się zmieniła z układu sponsor - związek. Zawiązały się przyjacielskie relacje i jesteśmy dla siebie wiarygodni. Gwarantem tego dobrego układu jest prezes Olechnowicz, który ma dużo serca dla narciarstwa. Mogę powiedzieć, że w Val di Fiemme przed dwoma laty przyczynił się walnie do zdobycia złotego medalu przez Kamila. Po nieudanym konkursie na skoczni 90-metrowej spotkali się przypadkowo i długo rozmawiali. Kamil był tym natchniony i zdobył złoty medal na dużej skoczni.
Jak będą wyglądały przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu? Czy można się spodziewać kolejnego wysypu medali?
- Na trzy lata przed Igrzyskami Olimpijskimi już widać, że mamy szanse na medale. Na pewno możemy liczyć na skoki w konkursach indywidualnych i drużynowych. Ponadto w sprincie parami można liczyć na Justynę Kowalczyk oraz Sylwię Jaśkowiec. W sztafecie również może się stworzyć szansa medalowa, bo będziemy mieli bardziej doświadczony zespół. Sama Justyna Kowalczyk jest tak zmotywowana i wskoczyła w takie tryby, że trener Wieretelny jest zachwycony, podobnie jak i ja. W łyżwiarstwie szybkim na fali sukcesów poprawiają się warunki. Stadiony jeszcze nie powstaną, ale wszystko nie może zostać zbudowane tu i teraz. Oni mogą korzystać z wszystkiego co najlepsze w Europie. Również biathlonistki będą za trzy lata dojrzałe do Igrzysk. W 2017 roku będziemy wiedzieli więcej. Przed Soczi mieliśmy 11-12 szans, z czego 50 procent wykorzystaliśmy.
Aktualnie w Polsce zawody narciarskie kojarzą się przede wszystkim z południem Polski. Jak wygląda kwestia innych regionów? Skoro w Estonii rozwija się narciarstwo biegowe i istnieje nawet kompleks skoczni narciarskich, to czy nie jest to możliwe w Polsce?
- Trasy biegowe są w Supraślu koło Białegostoku. W Siedlcach na Mazowszu jest w tej chwili najmocniejszy ośrodek narciarski. W Tomaszowie Lubelskim najlepiej się szkoli młodzież... Najmniej działa się tam, gdzie teoretycznie powinno być najlepiej, bo jest śnieg i górki - na Podhalu. Zimy ostatnio są słabsze i warunki są gorsze. Biegi narciarskie to konkurencja wytrzymałościowa i można je uprawiać wszędzie, tylko właśnie potrzebny jest do tego śnieg.
Nowym trenerem polskiej kadry biegowej jest Miroslav Petrasek. Dlaczego właśnie on?
- W tym wypadku mamy sporo szczęścia. Potrzebowaliśmy trenera, który jest zbliżony mentalnie do naszych zawodników, którego zatrudnienie wytrzymamy finansowo i by był trenerem z najwyższej półki, nie bojącym się prowadzić zawodników do zdobywania medali. On z takimi pracował. Ma 51 lat, więc jest w sile wieku, doświadczenia, wiedzy i zaangażowania. On to wszystko pokazuje. Na ten moment był nam on potrzebny. Może jeszcze Ivan Hudac by również się sprawdził, ale pozyskanie jego było niemożliwe. Teraz wiem, że to doskonały wybór i będzie to procentowało.
Mówił pan, że współpraca Polskiego Związku Narciarskiego, a konkretnie skoków narciarskich idealnie układa się z Grupą Lotos. Jak wygląda kwestia biegów narciarskich? Czy tutaj też macie programy dające szanse młodym?
- Mamy podobny program, wzorowany na Lotos Cup pod nazwą "Bieg na Igrzyska". On funkcjonuje już szósty rok. Biegi narciarskie to jednak konkurencja wytrzymałościowa i wymaga dłuższej pracy, by były jej efekty. Po dziesięciu latach, więc za 4-5 lat będziemy widzieli efekty. Tutaj pomaga nam Grupa Azoty i wspólnie pracujemy, by była ona sztandarowym opiekunem biegów narciarskich.