Aby jakaś dyscyplina sportu była popularna, miała liczne grono zwolenników, sponsorów oraz telewizyjne transmisje, musi być spełnionych szereg warunków – w przeciwnym razie media wybiorą do relacjonowania inną konkurencję, a wówczas zabraknie widzów i dany sport pozostanie niszowym. Przez wiele lat skokom narciarskim daleko było do miana dyscypliny w pełni profesjonalnej i dopiero z początkiem lat 90-tych ten stan rzeczy zaczął się zmieniać.
Spójrzmy najpierw, jak wyglądały konkursy jeszcze w pierwszej połowie tej dekady. Dziś czymś nie do pomyślenia jest, aby w zawodach Pucharu Świata wystartowało ponad stu skoczków, lecz były czasy, gdy nie było to niczym wyjątkowym. Szczególnie Turniej Czterech Skoczni cieszył się wielką popularnością nawet wśród zawodników, którzy na co dzień rzadko startowali w PŚ, jednak najbardziej prestiżowej imprezy nie opuszczali nigdy. W tej sytuacji np. konkurs w Innsbrucku w sezonie 1987/1988 zgromadził aż stu dwudziestu dwóch (!) zawodników.
Co warte podkreślenia, w tamtych latach nie rozgrywano kwalifikacji – każdy kto zgłosił się do konkursu miał zapewniony udział w pierwszej serii, co oznaczało, że prawo startu mieli zarówno Matti Nykaenen, jak i skoczkowie pokroju Eddiego Edwardsa, który notabene również we wspomnianym konkursie wystąpił, zajmując miejsce trzecie od końca. Zgodnie z ówczesnymi zasadami najlepsza pięćdziesiątka wchodziła do drugiej kolejki, zatem proste działanie pozwala otrzymać nam liczbę skoków oddanych w ciągu całego konkursu: sto siedemdziesiąt dwa. Nietrudno więc sobie wyobrazić, ile trwały takie zawody, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w ówczesnych transmisjach telewizyjnych nie pokazywano powtórek zdecydowanej większości skoków, a wyjątki czyniono tylko dla naprawdę najlepszych prób. Dzięki temu zabiegowi zawodnicy skakać mogli w szybszym tempie niż obecnie, jednak zawody i tak ciągnęły się bardzo długo. Jeśli weźmiemy pod uwagę również to, że znacznie częściej niż obecnie konkursy przerywano w celu skrócenia zbyt długiego rozbiegu – mamy pełny obraz czasu trwania zawodów na przełomie lat 80-tych i 90-tych.
Już w sezonie 1990/1991 podjęto jednak pewne próby skrócenia konkursów, gdyż działacze FIS zaczęli sobie powoli zdawać sprawę, że wkrótce zainteresowanie skokami w mediach może zmniejszyć się jeszcze bardziej, bo trudno wyobrazić sobie stację telewizyjną marzącą o grubo ponad trzygodzinnych transmisjach. W tej sytuacji zmniejszono więc liczbę skoczków awansujących do drugiej serii z pięćdziesięciu do trzydziestu pięciu, jednak nadal nie było mowy o przeprowadzaniu wcześniejszych kwalifikacji.
Prawdziwy przełom nastąpił wraz z objęciem w 1992 roku stanowiska dyrektora Pucharu Świata przez Waltera Hofera, kojarzonego dotąd głównie jako drugiego trenera reprezentacji Niemiec. O ile w ostatnich latach na Austriaka często spada fala krytyki za przywiązywanie zbyt wielkiej wagi do kontraktów ze sponsorami i ulegania naciskom telewizji, przez co niektóre konkursy odbywają się w anormalnych warunkach, o tyle w latach 90-tych odegrał on naprawdę istotną rolę w ulepszeniu widowiska, jakim są skoki narciarskie. W 1993 roku zapadła decyzja o wprowadzeniu kwalifikacji, po których w pierwszej serii prawo występu otrzymywało tylko pięćdziesięciu skoczków. I rzeczywiście, już od sezonu 1993/1994 słabsi zawodnicy odpadali w rundzie eliminacyjnej. Zachowano za to regułę mówiącą, że w drugiej kolejce skacze trzydziestu pięciu najlepszych skoczków z pierwszej serii i przepis ten utrzymał się aż do końca sezonu 1995/1996. Właśnie wówczas liczbę tę zmniejszono do trzydziestu i od sezonu 1996/1997 konkursy Pucharu Świata przybrały formę, która obowiązuje aż do dziś.
Coraz bardziej profesjonalne i lepsze zawody musiały przyciągnąć nowych sponsorów oraz zainteresować media. Zyskujący na znaczeniu Eurosport zdecydował się pozyskać prawa do bezpośrednich transmisji, dzięki czemu grono kibiców powiększyło się – mieli oni odtąd okazję do oglądania zdecydowanej większości konkursów, a wcześniej relacje ze skoków pojawiały się przede wszystkim z okazji Turnieju Czterech Skoczni oraz igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, głównie w publicznej telewizji niemieckiej oraz okazjonalnie w innych stacjach. Wzrósł też sam poziom transmisji, zwiększono liczbę kamer, co pozwoliło na dokładniejsze zaprezentowanie konkursu, wprowadzono powtórki niemal wszystkich skoków, a także zaczęto dbać o oprawę zawodów i dostarczenie kibicom zgromadzonym pod skocznią jak największej ilości atrakcji. Niektóre konkursy stały się prawdziwym show – przodowały w tym te rozgrywane w Norwegii, w niemieckim Willingen (szczególnie w końcówce dekady), a od 2001 roku wraz z wielkimi sukcesami Adama Małysza dołączyło do tego grona również nasze Zakopane. Otoczka Pucharu Świata przybrała dzisiejszą formę. Wzrosły także oczywiście nagrody dla najlepszych, którzy w końcu mogli cieszyć się z porządnych gratyfikacji finansowych za sukcesy. Dawni mistrzowie z pewną goryczą wspominali więc czasy, gdy za swoje wygrane dostawali bardzo skromne trofea, jednak zarazem w pełni poparli wszelkie nowości, również te związane z pokaźnymi nagrodami.
Nie sposób nie wspomnieć na koniec jeszcze o zmianie punktacji, jednak ta nie była związana wyłącznie ze skokami. Aż do sezonu 1993/1994 punkty Pucharu Świata zdobywało bowiem tylko piętnastu najlepszych zawodników, a cała reszta, nawet ci którzy brali udział w drugiej serii i zajęli niższe miejsca, nie powiększała swojego dorobku. Międzynarodowa Federacja Narciarska podjęła w końcu decyzję o zwiększeniu grona punktujących aż do trzydziestu we wszystkich konkurencjach alpejskich i klasycznych – od tej pory triumfator otrzymuje sto punktów. I właśnie ta decyzja FIS miała spory wpływ na wspomnianą wyżej reformę po sezonie 1995/1996 polegającą na zmniejszeniu liczby skoczków kwalifikujących się do drugiej serii, dzięki której cała startująca w niej trzydziestka z góry ma zapewnione co najmniej jedno „oczko”.
Fani skoków narciarskich z pewnością dodadzą jeszcze jedną, niezwykle istotną zmianę, jaka zaszła w latach 90-tych – chodzi oczywiście o spopularyzowanie stylu V, który szybko stał się jedyną techniką pozwalającą na odnoszenie sukcesów. Ten niezwykle ciekawy i istotny moment w dziejach skoków jest jednak tematem na tyle obszernym, że zajmiemy się nim osobno i bardzo szczegółowo w drugiej części cyklu „Magiczne lata 90-te”.