- Serwismeni Petry przeszli samych siebie, po zmianie nart Słowenka zrobiła coś niesamowitego, pewnie pierwszy i ostatni raz. Była piekielnie szybka na zjazdach. My przy zmiennej pogodzie niestety nie do końca trafiliśmy ze smarowaniem. Narty świetnie trzymały na podbiegach, ale na zjazdach traciłam. Tak naprawdę przegrałam w sobotę nie tyle z Petrą, co jej serwismenami - przyznała Justyna Kowalczyk w rozmowie z Rzeczpospolitą.
- Obawiałam się tego biegu. Nawet mistrzyni świata musi się bać 30 kilometrów, nawet Virpi Kuitunen w najlepszej formie się bała. Kto nie czuje respektu przed trzydziestką, ten albo jej nie kończy, albo przybiega na dalekim miejscu. Nie ma się czego wstydzić. Chłopakom też drżą nogi przed startem na 50 km. Ale wszystko dobrze się skończyło. Jestem zadowolona. Uzbierałam dużo punktów, podobało mi się. Niby nie wygrałam tego biegu, ale jednak zdobyłam w nim najwięcej. Pomysł z lotnymi premiami - świetny. Wszystkie zgarnęłam, więc co innego mogłabym powiedzieć? A do tego mojej rywalce Aino Kaisie Saarinen bieg się nie udał, i małej Kryształowej Kuli za dystanse nikt mi już nie odbierze - dodała.