Milan Filipko podjął się bardzo trudnego zadania, ale nie można zarzucić mu w chwili obecnej braku ambicji i wytrwałości. Nowy szkoleniowiec słowackiej ekipy dostaje minimalne wynagrodzenie trenerskie. Na dodatek jego pensja nie jest wypłacana regularnie, ale on nie poddaje się.
Słowacki Związek Narciarski zatrudnił Milana Filipko, ponieważ chciano, żeby nowy trener odrodził słowackie skoki i zdubował stabilną drużynę, która regularnie będzie kwalifikowała się do zawodów Pucharu Świata. Umową z Milanem podpisano na początku lipca 2008 roku. Miał on zatem niewiele czasu na przygotowanie swoich podopiecznych do Letniego Grand Prix. Przygotowanie formy do sezonu letniego, to także jeden z czynników dobrych skoków podczas zimy.
Filipko zanotował już jeden sukces. Jego podopieczny - Thomas Zmoray - zakwalifikował się do zawodów Mistrzostw Świata w Libercu na K-90 oraz uzyskał kwalifikację do kilku konkursów PŚ. Od początku swojej pracy szkoleniowiec powtarzał, że to właśnie Zmoray ma największe szanse na to, aby zostać liderem tej ekipy. Trener bacznie przygląda się również poczynaniom innych słowackich skoczków na arenach międzynarodowych. W zapleczu kadry znajdują się: Mojmír Nosáľ, Matúš Mistrík, Patrik Lichý, Denis Šindler, Michal Penziviater, Jakub Caban oraz Ján Žila, którzy w niedalekiem przyszłości mogą z powodzeniem rywalizować w PK, a potem być może zostaną powołani do składu na Puchar Świata.
Jedno wiemy na pewno - Milan Filipko ma olbrzymie chęci uzdrowienia słowackich skoków i sprawienia, że będziemy widzieli regularnie Słowaków podczas konkursów Pucharu Świata. Do osiągnięcia tego celu pozostała jeszcze długa droga. Póki co, to 40-letni szkoleniowiec musi zapanować nad całą kadrą i wszystko w niej poukładać. jest to proces, który może potrwać nawet kilka lat...