Do poważnego wypadku z udziałem Mikkela Michelsena doszło w biegu finałowym. Na jednym z łuków Duńczyk został ostro potraktowany przez swojego kolegę z reprezentacji Leona Madsena, który atakując po wewnętrznej, podciął go, powodując tym samym upadek.
Michelsen miał sporo pecha, bo upadł na tyle nieszczęśliwie, że chwilę później uderzył lewą ręką o silnik. Początkowo uraz wydawał się bardzo poważny, a sam zawodnik kilka minut po zdarzeniu nie mógł ruszać ręką.
- Chciałem wrócić do wewnętrznej, a Leon w tym samym czasie wciąż jechał prosto. Zderzyliśmy się, a chwilę później leżałem na torze. Początkowo nic nie wskazywało na poważne skutki, ale niestety zostałem uderzony motocyklem w ramię. Ból jest bardzo mocny, a dodatkowo tuż po upadku po raz pierwszy doświadczyłem dziwnego uczucia jakby przez moją rękę przechodziły dreszcze lub skurcze - przyznaje Michelsen.
ZOBACZ WIDEO Solidny punkt w cieniu gwiazd. Szymon Woźniak o swojej roli w zespole
Zawodnik leżał na torze kilka minut, ale później nie było lepiej, bo zawodnik nie był w stanie w szybkim tempie wrócić do parku maszyn i w trakcie drogi powrotnej musiał poprosić o przerwę.
- Gdy wstałem, przed oczami zrobiło mi się ciemno, a wszystko wokół zaczęło wirować. Nie czułem się dobrze. Teraz jest nieco lepiej, a najważniejsze jest to, że żadna kość nie została złamana. Potrzebuję nieco odpoczynku i być może dodatkowych zabiegów - mówił zawodnik.
- Już poinformowaliśmy trenera Hansa Nielsena, że Mikkel nie będzie mógł wystartować w niedzielnym turnieju drużynowych mistrzostw Europy. Odpuścimy także zapewne start w lidze duńskiej. Później ocenimy stan zdrowia i zobaczymy, co wydarzy się dalej - mówił tuż po GP, menedżer zawodnika, Marcin Momot.
Zawodnik czuł się jednak na tyle dobrze, że po zawodach nie zdecydował się na podróż do szpitala.
Czytaj więcej:
Polak liderem cyklu Grand Prix
Zmarzlik tłumaczy się z błędu w półfinale